

Hogwart dla zabójców
Czytam "Szarą siostrę", kontynuację "Czerwonej siostry". Sprawia mi to trochę radości, bo uwielbiam motyw szkoły, który od czasów "Harry'ego Pottera" nieustannie kojarzy mi się z Hogwartem. W książce zamiast Hogwartu jest klasztor Słodka Łaska. W przerwie sięgam po komiks, pierwszy tom "Deadly Class". Główny bohater, Marcus, błąka się bezdomny, ponoć zrobił coś poważnego, ale nie wiadomo co. Aż zostaje zwerbowany do... Szkoły Zabójców Kings Dominion. Znowu więc Hogwart, tyle że dla zabójców.
Jednak w pierwszej odsłonie Rick Remender nie tyle eksploruje szkolne sprawy, ile zabiera czytelnika na przejażdżkę po świecie przemocy prezentowaną z perspektywy skrzywdzonych nastolatków. Mimo że wątki są dość typowe dla młodzieżowych pozycji, to mają nieodparty urok, zwłaszcza że całość bez wątpienia powstała z myślą o dorosłych, którzy mogą wracać wspomnieniami do własnych doświadczeń. Od pierwszych stron wybrzmiewa wulgarny język, przedstawiający cyniczne podejście do rzeczywistości, a bohaterowie, jakkolwiek by nie patrzeć, szkolą się na morderców – choć zabijanie na razie nie przychodzi im łatwo. Śmierć ma swoją wagę, zarówno w ilustracjach, jak i dla głównych postaci.