Hogwart dla zabójców
Czytam "Szarą siostrę", kontynuację "Czerwonej siostry". Sprawia mi to radość, także dlatego, że uwielbiam motyw szkoły, który od czasów "Harry'ego Pottera" nieustannie kojarzy mi się z Hogwartem. W książce zamiast Hogwartu jest klasztor Słodka Łaska. W przerwie sięgam po komiks, pierwszy tom "Deadly Class". Główny bohater, Marcus, błąka się bezdomny, ponoć zrobił coś poważnego, ale nie wiadomo co. Aż zostaje zwerbowany do... Szkoły Zabójców Kings Dominion. Znowu więc Hogwart, tyle że dla zabójców.
Jednak w pierwszej odsłonie Rick Remender nie tyle eksploruje szkolne sprawy, ile zabiera czytelnika na przejażdżkę po świecie przemocy prezentowaną z perspektywy skrzywdzonych nastolatków. Mimo że wątki są dość typowe dla młodzieżowych pozycji, to mają nieodparty urok, zwłaszcza że całość bez wątpienia powstała z myślą o dorosłych, mogących wracać wspomnieniami do własnych doświadczeń. Od pierwszych stron wybrzmiewa wulgarny język, przedstawiający cyniczne podejście do rzeczywistości, a bohaterowie, jakkolwiek by nie patrzeć, szkolą się na morderców – choć zabijanie na razie nie przychodzi im łatwo. Śmierć ma swoją wagę, zarówno w ilustracjach, jak i dla głównych postaci.
Z jednej strony scenarzysta porusza trudne tematy, takie jak potrzeba akceptacji, samotność czy trauma z dzieciństwa. To ostatnie szczególnie odbija się na bohaterach i powraca w dyskomfortowy sposób. Z drugiej – komiks porywa szybkim tempem akcji, dynamicznością obrazu, a miejscami również sarkastycznym humorem. Czytelnik ma szansę oglądać między innymi widowiskowo i zabawnie przedstawiony kwasowy trip, a to najlepsza część tego tomu. Ale są też inne atrakcje, poznawanie szkolnego otoczenia i zatajonej przeszłości Marcusa czy tworzenie się więzi między postaciami.
Postacie są odpowiednio charakterne i kulturowo zróżnicowane. Szkoła Zabójców ma rangę światową, więc rekrutuje z różnych środowisk. A w tym wszystkim trudno nie kibicować protagoniście, który jest traktowany z wyjątkową uwagą (o Harrym też było głośno, zanim trafił do Hogwartu). Chociaż Marcus moralnie nie jest pozytywnym charakterem – z wiadomych powodów – to swoim cynizmem widocznym w narracji i częstym ryzykowaniem zjednuje sympatię.
Na podstawie "Deadly Class" powstał serial, ale szczerze powiedziawszy, nie mam najmniejszej ochoty go sprawdzać. Nie chcę oglądać wydarzeń z tej serii inaczej niż na ilustracjach Wesa Craiga. Urządza on prawdziwą żonglerkę kadrami i stawia na najlepsze pomysły, żeby oddać dynamizm sytuacji i najbardziej pokręcone akcje. Nawet informacje potrafi przedstawić w niebanalny sposób, dzięki czemu komiks czyta się błyskawicznie. Kapitalnie swoją część pracy wykonał także kolorysta Lee Loughridge, który stosuje fantastyczne połączenia barw. Niejednokrotnie uwydatnia pojedynczy kolor, zestawiając go z czernią, co daje zjawiskowe efekty. Bardzo trudno oddać to w ekranizacji.
"Deadly Class" zaczęło z wysokiego C. To rozrywka najwyższej klasy, która w trudnych tematach potrafi dać do myślenia, ale co najważniejsze, nie można się od niej oderwać. Porywa zarówno scenariuszem z barwnym, pełnym przemocy światem lat 80., jak i pięknymi – choć gdy trzeba, budzącymi dyskomfort – ilustracjami. Pozostaje wyczekiwać następnych tomów w nadziei, że będą one tak wciągające jak pierwszy.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz