

Postapokaliptyczny sztafaż to coś, co zawsze przykuwa moją uwagę. Co się stanie, kiedy autor postanowi zasiedlić zniszczony świat przeróżnymi herosami i przestępcami?
Złoczyńcy – czy wręcz superłotrowie, jak ich nazwano w komiksie – opanowali Stany Zjednoczone, które zamieniły się w istną pustynię. Po pięciu dekadach terroru nikt już nie ma nadziei na powrót dawnego porządku. Ameryka została podzielona pomiędzy najpotężniejszych bossów, w tym Hulka, który ze swym gangiem pobiera haracze od zwykłych rolników. Z kolei w gronie farmerów, którym brakuje pieniędzy na najbliższą ratę, znalazł się Logan. Wyniszczony psychicznie pragnie jedynie spokojnego życia z żoną i dziećmi. Godziwy zarobek proponuje mu Hawkeye, lecz warunkiem jest podróż przez niemal cały kraj.
"Wolverine. Staruszek Logan" to wręcz wzorcowy przykład komiksu, który zaczyna się intrygująco, aby potem tracić wiele z wcześniejszych zalet. Ameryka pod rządami łotrów przypomina mnóstwo innych obrazów postapokaliptycznych. Długa podróż przez zniszczony świat może przywodzić na myśl "Aleję potępienia" Rogera Zelaznego, a niektóre sceny to "Mad Max" w komiksowym rynsztunku. Generalnie całość mogłaby się zdawać przepisem na sukces. Po kilkunastu stronach zawiązujących fabułę, scenariusz coraz wyraźniej cierpi przez zwroty akcji, usilnie wciskane gdzie to tylko możliwe.