Przeklęte krainy

Jacek Piekara spełnia wcześniej złożoną obietnicę i dzięki nakładowi Fabryki Słów na naszym rynku ląduje kolejny tom przygód Mordimera Madderdina. Nie wypatrujcie jednak oczekiwanej od dawna kontynuacji, lecz pokłosia wyprawy pewnej drużyny na w połowie pogańską Ruś.

piekara,przeklęte krainy

Czy zapełnianie kolejnych luk pomiędzy wydarzeniami, które rozegrały się przed "Łowcami dusz", to zabieg typowo marketingowy czy jednak autor nie wie, kiedy należy dać trochę odpocząć sławnemu inkwizytorowi?

Komiksy

LastMan #01 – recenzja komiksu

Dodał: , · Komentarzy: 0
lastman #1

"LastMan" to nowa wielotomowa seria wydawnictwa Non Stop Comics. Zagranicą doczekała się już ponad dzięsieciu części, co nie dziwi, jeśli wciąż pod uwagę jej mangowy rodowód.

Scenarzyści nie tracą czasu na wprowadzenie czytelnika do innego świata czy postawienie oryginalnych fundamentów pod wydarzenia. Nawet w przedstawieniu wydarzeń nie silą się na wyjątkowe pomysły. Czytelnik musi wiedzieć tylko tyle, że zaraz rozpocznie się drużynowy turniej, z którym młody Adrian Velba wiąże wielkie nadzieje pomimo swojej skromnej postury i słabej prezentacji na treningach. Szansą na zajęcie lepszego miejsca okazuje się przybycie Richarda Aldany, który zostaje partnerem Adriana.

Jak by nie spojrzeć, pierwszy tom jest pełen klisz. Turniej, dominacja walk (typowa shōnen-manga), słabowity bohater, który ma coś do udowodnienia, nagły wzrost szans na sukces, oczywiście z czasem jakieś problemy umożliwiające wykazanie się protagonisty... No bo chyba na chęci, żeby zostać dobrym wojownikiem, się nie skończy? Twórcy wspominają o inspiracji mangą "Naruto", a jej główna postać też nie od razu spełniła swoje marzenie o zostaniu hokage. Tylko że Adrian nie wydaje się kimś wyjątkowym, choć zawsze może się to zmienić za sprawą odkrycia jakiejś tajemnicy.

Komiksy
royal city: płyniemy z prądem

Jedne serie dobrze zaczynają, aby po mocnym otwarciu stonować pozytywne nastroje. Inne rozwijają się niespiesznie, ale gdy już nabiorą wiatru w żagle, to kolejnych odcinków wypatruje się z utęsknieniem. No i jest też trzeci rodzaj – to cykle utrzymujące równy poziom od pierwszej do ostatniej strony. Tak jak w przypadku "Royal City", które w czerwcu doczekało się godnego zwieńczenia.

Trzeci i zarazem finałowy tom serii Jeffa Lemire'a odkrywa przed czytelnikami w zasadzie wszystkie tajemnice rodziny Pike'ów zamieszkującej tytułowe miasto. W końcu dowiadujemy się, jaki los spotkał Tommy'ego, lecz wbrew pozorom to nie on odgrywa wiodącą rolę w "Płyniemy z prądem". Kanadyjski autor znacznie większy nacisk położył na domknięcie wątków pozostałych członków rodziny, którzy pomimo upływu lat nie poradzili sobie z tragedią. Poszukiwania spokoju ducha i pogoń za szczęśliwym życiem spełzły na niczym i każdy z bohaterów musi się zmierzyć z własnymi demonami przeszłości rzutującymi na obecne życie.

Właściwie jedynym aspektem fabularnym, jaki nieco zawodzi, jest tajemnica śmierci Tommy'ego, która nie wzbudza tak wielkich emocji jak losy pozostałych Pike'ów. W skali całego cyklu trudno pisać o jakiejś większej niedogodności. "Royal City" pozwala poczuć przygnębiającą atmosferę miasta, zagłębić się w psychikę i trudne relacje kilku bohaterów, które zostały spięte klamrą tragicznej śmierci najmłodszego członka rodziny. To wszystko nie byłoby możliwe, gdyby nie dobrze skonstruowane dialogi i przemyślana struktura opowieści. Praktycznie każda scena się liczy, a parę kwestii poruszonych w pierwszym tomie (i niemal całkowicie pominiętych w drugim) znajdują rozstrzygnięcie w "Płyniemy z prądem".

Komiksy
rat queens #5: wielkie magiczne nic

Seria komiksów "Rat Queens" znana jest fanom przede wszystkim z ostrego, często balansującego na granicy dobrego smaku humoru oraz ciętego języka bohaterek i ich zwariowanych przygód. Niestety tych charakterystycznych elementów tym razem zabrakło, a co gorsza, można odnieść wrażenie, że przede wszystkim nie było pomysłu na fabułę.

Czwarty tom przygód Królowych Szczurów miał być dla czytelników nowym początkiem, ponieważ autor scenariusza postanowił przekreślić wcześniejsze wydarzenia, oddzielić je grubą kreską, a Królowe wysłać ponownie do Palisady. Niestety najwyraźniej zwariowanych przygód wystarczyło tylko na poprzedni tom, gdyż podczas lektury "Wielkiego magicznego nic" wpadamy w konsternację i staramy się rozgryźć niczym podczas pisania szkolnych wypracowań: "Co autor miał na myśli...?". Główny problem polega jednak na tym, że chyba on sam nie zna odpowiedzi, bo w piątym tomie niszczy wszystko to, co stanowiło kanwę poprzedniej części.

Królowe Szczurów zaczynają znikać w niewyjaśnionych okolicznościach, co nie jest wcale największym problemem. Prawdziwa trudność polega na tym, że poza małą Betty nikt zdaje się tego nie zauważać, gdyż z chwilą zniknięcia zostają one wymazane z pamięci wszystkich innych mieszkańców Palisady, jakby nigdy nie istniały...

Komiksy
batman: mroczny książę z bajki

"Nie odmawia się Batmanowi" – takiego sformułowania użył Enrico Marini we wstępie do "Mrocznego księcia z bajki". I pomimo fabularnej prostolinijności fani Gacka nie powinni odmówić sobie lektury komiksu Szwajcara.

Historia rozpoczyna się dłuższą sceną, w której Batman ściga Jokera i jego gang. Kolejny zwykły dzień w pracy zamaskowanego mściciela? Można tak powiedzieć, ale niedługo potem całe Gotham szokuje wyznanie pewnej barmanki, przekonującej, że ojcem jej kilkuletniej Aliny jest nie kto inny, jak słynny Bruce Wayne. Kiedy dowiaduje się o tym Joker, postanawia wykorzystać trudną sytuację miliardera i samotnej matki, aby zdobyć urodziny prezent dla Harley Quinn. Na tym nie koniec, swoją obecność zaznacza jeszcze Selina Kyle, a i sama Alina nie pozostaje bierną obserwatorką.

Tuż po ogłoszeniu, że szwajcarski autor podejmie się przygotowania komiksu o Batmanie, w sieci z łatwością można było napotkać hasła typu "Marini narysuje Batmana". Sęk w tym, że nie poprzestał on na ilustracjach i stworzył także fabułę. Wbrew obawom nie zasługuje ona na łatkę doczepionej na siłę. "Mroczny książę z bajki" to prosta opowieść, pozbawiona rozbudowanego tła oraz skromna pod względem pobocznych wątków i postaci. Mimo to Marini przyzwoicie zawiązuje akcję i sprawnie prowadzi narrację, dzięki czemu nie ma mowy ani o nudzie, ani o sileniu się na jakieś bardzo ambitne dzieło.

Szczury Wrocławia. Szpital
szczury wrocławia

Niespodzianka dla wszystkich fanów Roberta Szmidta. Już 31 lipca znajdziecie w księgarniach „Szpital” – spin-off „Szczurów Wrocławia. Kraty”.

Po drugiej stronie ulicy, na tyłach Zakładu Karnego nr 1, stoi zwalisty poniemiecki gmach, w którym swoją siedzibę ma klinika psychiatryczna. To właśnie w jej murach rozegra się kolejna odsłona dramatu, który przeżywają mieszkańcy Wrocławia. Późnym popołudniem 9 sierpnia trafia tu uznany za szaleńca pacjent, który twierdzi, że jego żona zmarła, po czym zmartwychwstała. Samobójstwo bredzącego w malignie mężczyzny będzie przyczynkiem całego ciągu krwawych zdarzeń, którym spróbuje przeciwdziałać o wiele za mało liczna załoga szpitala.

Książka przedstawia losy ludzi uwięzionych w placówce medycznej, którą kilkakrotnie wspomniano w „Kratach”. Śledząc ich losy, czytelnik ujrzy znane mu już wydarzenia z sierpnia 1963 roku, przedstawione jednak z nowej, całkowicie odmiennej perspektywy. Dowie się także, kim było kilka niewymienionych wcześniej z nazwiska pobocznych postaci, które pojawiły się na kartach wcześniejszych tomów (zarówno w „Kratach”, jak i w „Chaosie”!). Nie to jednak jest najważniejsze dla akcji „Szpitala”. Autor dba, aby każda następna powieść w serii „Szczury Wrocławia” była inna, dojrzalsza i pełniejsza. Dlatego szykujcie się na całą serię zaskoczeń i… kolejne wiadra flaków.

Komiksy

Informacja prasowa

Człowiek nietoperz skończył 80 lat. Pierwszy komiks z jednym z najpopularniejszych superbohaterów na świecie ukazał się w 1939 roku. Z okazji urodzin obrońcy Gotham nakładem Egmont w połowie sierpnia br. ukaże się limitowana kolekcja albumów komiksowych – „Batman Noir”.

batman noir

„Batman Noir" to pięciotomowa publikacja wydana z myślą o polskich czytelnikach, fanach ikony gatunku oraz kolekcjonerach. Na zestaw przygód Mrocznego Rycerza składają się najbardziej znane dzieła w historii gatunku, stworzone przez najwybitniejszych twórców:

Komiksy
usagi yojimbo saga

Przy okazji recenzji pierwszej księgi "Usagiego Yojimbo" pisałem o dużej różnorodności zebranych opowiadań. Pod tym względem drugi album tylko minimalnie ustępuje poprzednikowi, za to dostarcza nam mocniejszych i obszerniejszych wątków.

Usagi wciąż wędruje i napotyka rozmaite postacie, lecz przez sporą część kolejnych rozdziałów Stan Sakai przedstawia nam losy innych bohaterów, a długouchy zostaje delikatnie przesunięty na drugi plan. Nagle przed szereg wychodzą osobnicy pokroju generała Ikedy, grupy spiskowców chcących obalić szoguna, inspektora Ishidy czy kurtyzan. W ten cały galimatias wplątuje się Usagi, któremu po piętach depcze tajemniczy wojownik pozostawiający za sobą jedynie śmierć. I rany po włóczni.

Wprawdzie w drugim opasłym tomiszczu otrzymaliśmy wielowątkową fabułę, jednak Stan Sakai kładł pod nią podwaliny dużo wcześniej. Historia generała udającego wieśniaka i czekającego na dobry moment do buntu wobec możnowładcy została zręcznie spięta klamrą z legendarnym mieczem i samym Usagim. We wcześniejszym albumie tak złożonych intryg zwyczajnie nie było. Sakai zasługuje na wiele ciepłych słów – na przestrzeni dwóch ksiąg sagi udowodnił, że czuje się świetnie zarówno w krótkich opowiastkach, jak i bardziej wymagających formach.

Komiksy

Informacja prasowa

Do sprzedaży już dziś trafiły pierwsze lipcowe premiery albumów komiksowych, wśród nowości m.in.:

egmont
  • Usagi Yojimbo Saga. Księga 3 – mistrzowska adaptacja komiksowa samurajskich legend, wydawana od ponad 30 lat i przetłumaczona na kilkadziesiąt języków;
  • Czarny Młot. Era Zagłady – nowy tom serii o nietypowej grupie superbohaterów, wyróżnionej Nagrodą Eisnera w kategorii "najlepsza nowa seria komiksowa";
  • Czwórka z Baker Street. Sprawa Rabukina kolejna część przygód trojga małych bohaterów, którzy muszą stawić czoło mrocznej sprawie;
Komiksy

Dni pośród nocy – recenzja komiksu

Dodał: , · Komentarzy: 0
dni pośród nocy

"Dni pośród nocy" to album przedstawiający kilka opowieści Neila Gaimana, część z początków jego komiksowej kariery. Młody, jeszcze nie w pełni ukształtowany scenarzysta nie był wtedy aż tak rozpoznawalny, ale dobierał sobie znane postacie. Są tu bowiem historie ze świata "Potwora z Bagien" (aż trzy), a poza tym po jednej z Johnem Constantine'em i Sandmanem.

To nierówny zbiór krótkich tekstów. Najsłabsze są trzy pierwsze, w których we znaki wdaje się maniera brytyjskiego twórcy, usilnie starającego się naśladować Alana Moore'a. Dla Gaimana oznacza to filozofowanie – i jasne, mistrz komiksu potrafi poprowadzić głębszą myśl, ale w przypadku jego naśladowcy otrzymujemy niedostatek treści ubrany w pretensjonalną formę. Nic, co by zapadło w pamięć lub było błyskotliwą refleksją. W "Jacku w zieleni" razi to szczególnie ze względu na brak historii – autor próbuje się w uzyskaniu konkretnego efektu, klimatu.

Problem jest kontynuowany w "Drzewach jak bogowie", choć winą może być niesamodzielność opowiadania, nawiązującego do wydarzeń niekoniecznie znanych czytelnikowi. Niemniej też pojawia się pretensjonalność, w ukazywaniu obłąkanej postaci. "Bracia" mają już rozwiniętą historię – z wątkami hipisów i dziwnymi składnikami oraz w archaicznej szacie graficznej, ale to już jakaś odmiana. Mimo wszystko Gaiman nie rezygnuje ze swojej maniery, tym razem objawiającej się w sztucznej narracji opartej na powtarzającym się szablonie.

Wczytywanie...