Zakończenie „Mass Effect 3” jest złe i niegodne tak popularnej marki. Pisane na kolanie, wymyślone w ewidentnym pośpiechu, całkowicie oderwane od klimatu trylogii, pełne pseudofilozoficznego bełkotu i niezrozumiałego mistycyzmu, stawiające więcej znaków zapytania niż dające odpowiedzi, w żaden sposób nie podsumowujące naszych osiągnięć. To tylko drobna esencja zarzutów ze strony fanów, a ja nie zamierzam pisać elaboratu, czemu BioWare zawiodło, gdyż tego typu wpisów jest już pełno w sieci i dość zgrabnie ukazują, w których miejscach studio popełniło błędy. Należy zaznaczyć tylko tyle, że skoro lwia część społeczności narzeka na epilog przygód Sheparda i tylko nieliczni fanatycy starają się rozpaczliwie dorobić niestabilne teorie do tego niejasnego finału, to faktycznie coś tutaj nie zagrało.
Kanadyjczycy mają teraz niemały problem, bo nawet zaskakująca zmiana stylu serii „Dragon Age” nie wywołała takiej fali wściekłości u pasjonatów. W końcu trzeba w jakiś sposób wyjaśnić tę kwestię, gdyż zwyczajowe nabranie wody w usta jedynie zwiększy frustracje graczy. Z drugiej strony, przyznać się do popełnienia ogromnego błędu w tak niesamowicie kluczowym aspekcie zwyczajnie nie wypada – przynajmniej nie niespełna dwa tygodnie po premierze tytułu.
Logicznym więc jest, że główny projektant gry postanowił wreszcie odnieść się do tej kwestii i stanąć w obronie swojego dziecka. Pytanie tylko, czy Casey Hudson potrafi przekonać masy do swojej wizji?
„Pojawiło się wiele dyskusji i debat związanych z zakończeniem „Mass Effect 3”, więc pomyślałem, że podzielę się swoją wizją na ten temat z wami. Będę unikać drastycznych spoilerów, jednak mimo wszystko polecam ukończyć grę i doświadczyć finału na własnej skórze przed przeczytaniem tego wpisu.