Komiksy

Doszło do niecodziennej sytuacji. Wycofany został nakład komiksu "Kajko i Kokosz – Szkoła latania" w anglojęzycznej wersji. Powód – literówka, która nadaje wypowiedzi jednej z postaci inne znaczenie...

kajko i kokosz

Jak widzicie na powyższym obrazku, Łamignat wypowiada słowa: "Where's my fiute?!" – tak przełożono zdanie: "Gdzie moja fujarka?!". Najprawdopodobniej zdarzyła się literówka, przez co zamiast "flute", oznaczającej fujarkę do grania, widnieje "fiute".

Komiksy

Magi: Labyrinth of Magic #11 – recenzja mangi

Dodał: , · Komentarzy: 0
magi: labyrinth of magic #11

Za nami kolejne tomy "Magi: Labyrinth of Magic", a bohaterowie co rusz muszą się mierzyć z coraz potężniejszymi wrogami. Z jakim rezultatem?

Alibaba, Aladyn, Morgiana i książę Hakuryu przetrwali wizytę w Labiryncie wyjątkowo nieprzyjaznego dżina. Czy to oznacza spokojny i zarazem triumfalny powrót do Syndrii oraz przekazanie Sinbadowi wieści o pomyślnym ukończeniu zadania? Oczywiście nie! Nasi bohaterowie wpadli z deszczu pod rynnę – pułapki zastawione przez Zagana zastąpiło trio równie mocno pragnące zdobyć metalowe naczynie z dżinem, by spełnić swoje plany.

Właściwie jedenastą odsłonę "Magi: Labyrinth of Magic" da się bardzo łatwo sprowadzić do krótkiego opisu prowadzonych walk. I nie ma w tym nic dziwnego, gdyż w cyklu Shinobu Ohtaki mieliśmy już okazję śledzić tomiki wypełnione tylko i wyłącznie pojedynkami. Tak samo i teraz bataliom nie ma końca. Szala przechyla się to na jedną, to na drugą stronę, ale trzeba oddać autorce, że dobrze radzi sobie z kreowaniem dramatyzmu bitew. Jednak można mieć pewne zastrzeżenia, bo o ile Aladyn wypada w tych starciach całkiem dobrze, to już Alibaba przypomina początkującego szermierza. W obliczu poprzednich dokonań, wsparcia w postaci mocy dżina i treningów w królestwie Syndrii niełatwo wybaczyć – nie pierwsze zresztą – umniejszanie jednego z kluczowych bohaterów.

Komiksy
batman – detective comics: syndykat ofiar

W "DC Odrodzenie" są serie lepsze i gorsze. Do tych pierwszych zaliczany jest "Batman – Detective Comics". Prawdę mówiąc, do tej pory wyżej od niego stawiałem "Batmana" Toma Kinga (dla niezorientowanych: równocześnie ukazuje się kilka serii z Batmanem). Nie jest idealny, ale jego drugi tom, "Jestem samobójcą", całkiem łatwo mnie kupił. Może to przez ten wątek miłosny z Catwoman? Sytuację zmienił "Syndykat ofiar", będący drugą odsłoną "Batman – Detective Comics".

Drużyna Mrocznego Rycerza zmaga się z problemami natury psychologicznej. Przytłaczają ich wątpliwości co do sensu prowadzonych działań oraz żałoba. Nie jest im jednak dane w spokoju przeżyć trudne chwile, ponieważ na horyzoncie pojawia się następne zagrożenie. Jest nim tytułowy Syndykat ofiar.

James Tynion IV umiejętnie kreuje gęstą, mroczną atmosferę. Każda z głównych postaci jest obarczona nieprzyjemną przeszłością. Musi się z nią zmierzyć, ale to nie należy do łatwych zadań. Scenarzysta pozwala nam zajrzeć bohaterom za maskę – dzięki czemu zaczynamy rozumieć ich intencje i traumatyczne doświadczenia. Już więc na tym etapie pojawia się mrok, wynikający z problemów emocjonalnych.

The World of Lore. Potworne istoty
the world of lore: potworne istoty

Literatura grozy zaczęła pojawiać się w XVIII wieku, ale opowieści z dreszczykiem towarzyszą nam znacznie dłużej. Mogą nieść wyjaśnienie tego, co niezrozumiałe, przestrogę przed złym zachowaniem czy po prostu chęć posmakowania uczucia, jakim jest strach i towarzyszącej mu adrenaliny. Sam nie jestem fanem takich historii, choć są wyjątki. Jednym z nich jest książka zatytułowana "The World of Lore. Potworne istoty" autorstwa Aarona Mahnke'a.

Mieszkają wszędzie – od ciemności zalegających w naszych piwnicach po spowite mrokiem niebiosa, od niezbadanych głębin oceanów po gęstwiny lasu. Jednak ich najlepszym gniazdem jest ludzki umysł. Towarzyszą nam dzięki legendom, przesądom, zabobonom i bajaniom, które ludzie przekazują sobie z pokolenia na pokolenie – mowa o wampirach, wilkołakach, mściwych duchach i wielu innych istotach. Na kartach tej książki doświadczymy podróży po rozmaitych zakątkach świata, podczas której zbadamy historie przeróżnych legend oraz tego, co mówią one o nas samych. Zobaczymy też, że prawda może przerazić znacznie skuteczniej niż jakakolwiek fikcja...

Komiksy
potter's field: cmentarz bezimiennych

John Doe zajmuje się przywracaniem tożsamości anonimowym trupom. Prowadzi śledztwa, które mają doprowadzić go do odkrycia, kto został pochowany – przy okazji dowiaduje się też, w jakich okolicznościach ten ktoś zginął. Na tym koncepcie opiera się komiks "Potter's Field: Cmentarz Bezimiennych".

Scenariusz Marka Waida jest dość prosty. Główny bohater podejmuje się szlachetnego i nieopłacalnego zadania, bowiem zaprowadza jakąś sprawiedliwość, a anonimowi zmarli zyskują na swoich nagrobkach imiona i nazwiska – ale on sam nie dostaje z tego żadnych pieniędzy. Ma siatkę agentów, którzy służą mu pomocą, lecz to nie tyle agenci, co pomocnicy – może to być reporter, koroner lub policjantka. Któż to ten John Doe? Nie wiemy. Człowiek zagadka. Nie znamy jego prywatnego życia, prawdziwych danych ani powodów, dla których podjął się swojej misji. Wiemy tylko tyle, że jest świetny w tym, co robi.

Istotniejsza wydaje się atmosfera wynikająca z mrocznego, brudnego świata niż sama historia. Dlatego "Potter's Field: Cmentarz Bezimiennych" to pozycja dla fanów pulpowych opowieści, nieskomplikowanych, nienastawionych na nagłe zwroty akcji lub wielowymiarowe postacie. Dominuje prostota, którą wspomagają niedopowiedzenia.

Komiksy

Może jeszcze za wcześnie, by mówić o Robercie Kirkmanie jako człowieku instytucji, ale z pewnością już teraz należy mu się miano jednego z najsłynniejszych twórców komiksowych ostatnich lat. Nie bez znaczenia są w tym przypadku serialowe adaptacje jego dzieł, czyli "Żywych Trupów" oraz "Outcast. Opętanie". Czy "Oblivion Song. Pieśń otchłani" ma szansę zaskarbić sobie przychylność podobnej rzeszy fanów?

oblivion song. pieśń otchłani

Na pierwszy rzut oka nowy komiks Kirkmana może przywoływać na myśl utwory postapokaliptyczne, lecz autor jedynie wspomaga się znanym z nich sztafażem. W końcu naukowiec Nathan Cole nie żyje w zniszczonym świecie, a jedynie przenosi się do alternatywnej rzeczywistości, do której dekadę temu trafiła także część Filadelfii wraz z liczną grupą mieszkańców. Protagonista odbywa eskapady w poszukiwaniu ocalałych ludzi i stara się sprowadzić ich z powrotem do normalnego świata. Sęk w tym, że nie może liczyć na pomoc ani ośrodków naukowych i przedstawicieli władzy, ani nawet bliskich mu osób. Do tego dochodzą grzechy przeszłości, nieustannie dręczące bohatera.

Dym i lustra

Dym i lustra – recenzja książki

Dodała: , · Komentarzy: 1
dym i lustra

Twórczość Neila Gaimana stała się ostatnio bardzo popularna, m.in. za sprawą serialowej ekranizacji "Amerykańskich bogów" i wydawnictwa MAG, które postanowiło wznowić wiele jego dzieł. Jednym z tych wznowień jest "Dym i lustra", pierwszy zbiór opowiadań brytyjskiego pisarza. Znajdują się w nim bardzo różnorodne teksty, niejednokrotnie publikowane wcześniej w antologiach tematycznych i nie tylko. Zapoznając się z tą książką, miałam nadzieję, że zgodnie z zapowiedzią doczekam się tworów niejednoznacznych, tajemniczych i surrealistycznych, w których nie zabraknie grozy i, tak typowej dla Gaimana, fantastycznej baśniowości. Oczekiwałam przewrotnych, magicznych, przejmujących historii, do jakich mnie już przyzwyczaił. Co zastałam? Czy krótkie formy literackie Brytyjczyka wywarły na mnie tak samo pozytywne wrażenia, jak jego powieści?

Nowe wydanie "Dymu i luster" od początku imponuje już samą, bogato zdobioną oprawą graficzną i obszernym wstępem autorstwa samego Gaimana, w którym zamieścił wiele ciekawostek dotyczących znajdujących się w zbiorze tekstów oraz, co zaskakujące, krótkie opowiadanie. Na kolejnych stronach znalazły się dzieła różnej długości, od liczących zaledwie kilkadziesiąt słów shortów, przez nieco poetyckie eksperymenty, do kilkudziesięciostronicowych opowieści. Wszystkie łączy jakiś pierwiastek niesamowitości, wiele z nich przypomina przypowieści, zawiera przesłanie czy refleksję o życiu i upływającym czasie.

Harry Potter i więzień Azkabanu (wydanie ilustrowane)

Człowiek nie zawsze wyrasta z dziecięcych zachwytów. One mogą się wybronić w starciu z jego dojrzałym gustem, tak pięknie jak dokonuje tego "Harry Potter", z którym zapoznaję się ponownie, przy okazji wydania z ilustracjami Jima Kaya.

harry potter i więzień azkabanu (wydanie ilustrowane)

Filmowy "Więzień Azkabanu" uważany jest za najlepszą część serii. Chociaż sam wolę Hogwart w wykonaniu Chrisa Columbusa, to dostrzegam magię Alfonso Cuaróna, przejawiającą się w naturalnych sceneriach (szerzej pokazano otoczenie szkoły). Natomiast do książkowego "Więźnia Azkabanu" nie przylgnęła opinia najlepszego. Jest to dopiero trzeci tom, a przecież J.K. Rowling z każdą kolejną odsłoną coraz bardziej się rozkręcała, co miało pozytywny wpływ na objętość i jakość książek. Jednak ten rozwój widać już tutaj.

Komiksy

Pluto #1 – recenzja mangi

Dodał: , · Komentarzy: 0
Pluto #1

Motyw robotów, które coraz bardziej przypominają ludzi, pojawia się ponownie, tym razem w mandze zatytułowanej "Pluto". Historia bazuje na klasyce – "Atomie Żelaznorękim".

W niewyjaśnionych okolicznościach ginie uwielbiany Mont Blanc. Robot był znany ze swojego wielkiego serca – m.in. zaprowadził pokój w Azji – więc jego śmierć jest niepowetowaną stratą dla świata. Jednak na niej się nie kończy. Okazuje się, że grasuje morderca, którego tożsamość i intencje pozostają zagadką. Jej rozwiązania podejmuje się detektyw Europolu – Gesicht.

Śledztwo zapowiada się fascynująco. W pierwszym tomie oglądamy tylko jego początek, ale i na tym etapie można przekonać się, jak autor radzi sobie z prowadzeniem rasowego kryminału. Kolejne punkty przebiegają gładko i sprawnie. Chociaż pierwsze chwile nie powodują zaintrygowania, to wraz z postępem lektury czujemy się bardziej zainteresowani – głównie dlatego, że sprawa się gmatwa, wypada tajemniczo. Następne rozmowy tworzą mroczny i niejasny obraz, dzięki któremu czytanie "Pluto" przebiega szybko. Jednak udana kryminalna warstwa w drugiej połowie tomu ustępuje dramatowi.

Wczytywanie...