

Od pierwszych zapowiedzi "Bośniackiego płaskiego psa" minęło 10 lat i dopiero niedawno komiks trafił do sprzedaży. Inspiracją dla twórców była podróż przez kraje byłej Jugosławii – powstała dzięki temu historia jest pełna absurdalnych i fantastycznych wydarzeń.
Od Konwentu Komiksu Alternatywnego, przez chęć zdobycia dzienników wojennych, po dziwną akcję ze zwłokami Tito – bohaterowie przeżywają naprawdę szalone perypetie. Ostrzeliwanie lodami? Toż to niedorzeczne. Albo spłaszczone psy. Z każdą stroną twórcy coraz odważniej zanurzają czytelnika w dziwnym świecie, co może spotkać się albo z pewną niechęcią, albo z zachwytem. "Bośniacki płaski pies" okazuje się nieszablonowym utworem, choć można było się tego spodziewać, mając w pamięci dotychczasowe dokonania jednego z jego autorów (np. "Pixy" o małżeństwie, które dokonuje aborcji, lecz ich usunięte dziecko dzwoni i każe opowiadać sobie bajki na dobranoc) oraz zapowiedzi (opis, przykładowe plansze).
Opary absurdu czynią całość trudną w odbiorze. To nie jest komiks, przez który się płynie, zwłaszcza że w specyficzny sposób opowiada o tragicznych wydarzeniach – o masakrach, do których faktycznie doszło, o bombardowaniach, o głodzie, o uchodźcach. Tylko że zostają one zaprezentowane inaczej, z fantastycznymi elementami, które wzmacniają wydźwięk historii. Nie sposób dokładnie oddać tego, co się zdarzyło, tych emocji, tego obłędu. Rozumiem, że sięgnięcie po surrealistyczne środki jest próbą, żeby jednak to zrobić, a przy tym ciekawym i nietypowym zamysłem. Szaleństwo ma tu więc uzasadnienie, tak samo jak problemy z odnalezieniem się w nim.