Według zapewnień BioWare, nadciągające rozszerzenie „Dziedzictwo” ma spełnić wszystkie zachcianki graczy, zarówno pasjonatów „Dragon Age II”, jak i ludzi rozczarowanych tą produkcją. Buńczuczne słowa, szczególnie jeżeli weźmiemy pod uwagę pierwszą prezentację, podczas której Fernando Melo zrobił z siebie dwulicowego błazna (druga część była świetna… bla, bla, bla… fani są wniebowzięci), a sam fragment rozgrywki nie ukazywał niczego nadzwyczajnego. Ot, klasyczne DLC, które większych rewolucji raczej nie wprowadzi i przypadnie do gustu tylko wiernym fanom „dwójki”. Niestety, Kanadyjczycy przyzwyczaili nas, że zwykłe i nie budzące żadnej ekscytacji pomysły, reklamują tak, jakby był to kamień milowy, zmieniający postrzeganie gatunku komputerowych gier fabularnych.
Obiecywałem jednak powściągliwość i wstrzymanie się ze skazywaniem na śmierć tego DLC. Prawdę mówiąc, gdy zdecydowałem się oddzielić marketingowy bełkot od solidnych faktów, to materiału do analizy pozostawało tak mało, że nie dało się wystawić temu żadnej noty. Lwia część społeczności skupionej wokół BioWare uważała tak samo, dlatego też studio postanowiło zaprezentować przed targami Comic Con (gdzie będzie można w dodatek zagrać) kolejny fragment rozgrywki, okraszony komentarzem twórców, połączony z krótką rundką pytań od fanów.
Hm… muszę przyznać, że materiał mnie zaciekawił, a jestem zagorzałym przeciwnikiem „Dragon Age II”. Oczywiście, tytułu nie da się już naprawić i do kunsztu pierwszej części dzielą go lata świetlne, ale powoli widać w tym wszystkim jakąś wizję oraz pewien krok do przodu.
Komentują Fernando Melo (główny producent) oraz Kaelin Lavallee (projektant „Dziedzictwa”). Uwaga na spoilery.
Plik wideo nie jest już dostępny.
Co mi przypadło do gustu? Po pierwsze, mądrzejsze wprowadzanie do walki nowych fal przeciwników i zmniejszenie ich liczby (takie przynajmniej odniosłem wrażenie). Na prezentacji wróg nie materializował się za naszymi plecami, aby wykosić magów jednym ciosem w plecy, tylko wybiegał z bardziej oczywistych miejsc. Dało się przed nim w jakiś sposób bronić i wdrążyć skuteczną strategię, w przeciwieństwie do „podstawki”, w której królował chaos oraz irytujące sztuczki SI. Po drugie, zwiększenie pola walki, które daje obu stronom konfliktu większe możliwości taktyczne i lepszy obraz działania. Do szewskiej pasji doprowadzała mnie klaustrofobia Kirkwall i walczenie na kilku metrach kwadratowych, co tylko sztucznie podwyższało poziom trudności oraz prowadziło do ciągłego naparzania w jeden przycisk myszki.
Co do tych nowych lokacji, to wciąż nie jestem ich fanem. Siedziba krasnoludzkiego kartelu wygląda dosyć biednie i nie ma w ogóle na czym zawiesić oka. Choć generalnie uważam, że w tym aspekcie jakakolwiek różnorodność (choćby nie wiem jak malutka) jest traktowana „in plus”.
Na koniec twórcy zapowiedzieli, że w dodatku mają pojawić się łamigłówki oraz zadania poboczne, które wydłużą długość rozgrywki, co się chwali skoro to tylko DLC. Trochę jednak martwi fakt, że nie podali przybliżonej liczby godzin, koniecznej do ukończenia rozszerzenia, gdyż to zazwyczaj oznacza, iż nie ma się czym chwalić (osobiście obstawiam około trzech godzin).
Zobaczymy, jakie cuda szykuje BioWare na targi Comic Con i do tego czasu poczekajmy z ostatecznym werdyktem.
Premiera DLC została ustalona na 26 lipca, a nasz wirtualny portfel uszczupli się o 800 punktów BioWare (około 25 zł).
Komentarze
Użytkownik Obserwator dnia sobota, 16 lipca 2011, 19:01 napisał
Koleś na filmiku (ten po lewej) powiedział na początku, że w to DLC można zagrać w dowolnym momencie gry tylko musisz mieć dostęp do domu Gamlena albo posiadłości Hawke/Hawke'a .
Dodaj komentarz