
Boże, jak ja nienawidzę transportu publicznego. Czy już kiedyś o tym pisałam? Na pewno o tym pisałam. To chyba jedna z moich największych zagwozdek życiowych. Ja wiem, sama używam transportu publicznego, więc teoretycznie nie powinnam narzekać, bo przecież bez niego nie dałabym rady dotrzeć do schroniska świnek morskich znajdującego się po drugiej stronie miasta. Sugerujecie rower? No dajcie spokój, toż to urządzenie diabła, najbardziej niebezpieczny środek transportu na świecie – już wolę na hulajnodze się parę godzin od ziemi odpychać niż wsiąść na rower. Co jest takiego złego w transporcie publicznym? Powiem Wam. Raz, że wiecznie się spóźnia... Właściwie to Wam nie powiem tego, co już wiecie i co sami używacie jako argument, gdy narzekacie tak samo jak ja teraz. Powiem Wam za to, co ostatnio zaobserwowałam, co jeszcze bardziej zniechęca mnie do używania autobusów, metra oraz wszystkiego innego diabelstwa.
















