Game Exe

Już jakiś czas temu zakończył się konkurs, w którym do wygrania były książki ze świata "Mass Effect" i "Metro 2035". Oto jego zwycięzcy: Krzysztof K. z Rumii, Aneta B. z Wielkich Dróg, Kacper W. z Opola i Adrian S. z Warszawy.

książkiksiążki

Serdecznie gratulujemy wygranej i zachęcamy do udziału w przyszłych konkursach.

Komiksy

Zaćmienie – recenzja komiksu

Dodał: , · Komentarzy: 0
zaćmienei

"Zaćmienie" to kolejny komiks speców od kryminałów, to jest: Eda Brubakera i Seana Phillipsa, lecz o tyle niezwykły, że scenarzysta w głównej roli obsadził... scenarzystę. W dodatku obsadził to istotne wyrażenie w tym kontekście, gdyż całość rozgrywa w Hollywood.

Trafiamy do jednej z amerykańskich wytwórni filmowych w roku 1948. Kręcony tam film powstaje w okropnych męczarniach – dziesiątki poprawek, egocentryczny reżyser, problemy z finansowaniem to dostateczne kłopoty dla filmowców, a po jednym z przyjęć dochodzi do nich jeszcze śmierć młodej aktorki. Tylko czy komukolwiek w fabryce snów zależeć będzie na odkryciu prawdy?

W "Zaćmieniu" Ed Brubaker wziął na tapetę Hollywood lat powojennych i z godną podziwu swobodą kreśli bohaterów tamtejszych czasów i przede wszystkim zamknięty światek ludzi kina. Producenci, reżyserzy, scenarzyści i aktorzy to tylko część filmowej menażerii, do której dochodzą jeszcze osoby dbające o właściwą kreację bożyszczy ludu albo chroniące przed ich własnymi słabościami. Poprzez skupienie się na duecie scenarzystów Brubaker dokonuje swoistej wiwisekcji Hollywood, obnażając wszędobylską sztuczność oraz ludzi ukrywających się pod maskami i za mocno wchodzącymi w buty odgrywanych postaci.

Paradoks

Paradoks – recenzja książki

Dodał: , · Komentarzy: 0
paradoks

Charlie Fletcher to człowiek, który imał się w swoim życiu różnych prac. Jest nie tylko scenarzystą (m. in. "Mecz ostatniej szansy", "Czysta gra"), ale również rozpoznawalnym autorem fantastyki. Jego debiutancka trylogia "Stoneheart" doczekała się tłumaczenia na kilkanaście języków i kilku nominacji do nagród, a to tylko część jego dorobku. Dziś przyjrzymy się drugiej części "Trylogii Nadzoru", opatrzonej tytułem "Paradoks".

W tym świecie to, co naturalne i nadnaturalne, przenika się nawzajem, a to często rodzi kłopoty. Pieczę nad granicą między tymi siłami od niepamiętnych czasów sprawuje Nadzór, który rozświetla ją z pomocą pożogi. Jednak nie wszystkim to odpowiada. Ostatnia Ręka Nadzoru w Londynie nieulękle wykonuje swoje obowiązki, ale składa się z niedoświadczonych rekrutów i zmęczonych weteranów. Ta słabość przyciąga żądnych krwi wrogów, ale również nieoczekiwanych sojuszników. Tymczasem Sharp i Sara, zagubieni w Labiryncie Luster, wpadają na trop przeszłości organizacji, która stanowi ogromne niebezpieczeństwo dla Ręki i świata. Ich cel jest jasny: rozwikłać zagadkę Czarnych Luster, by móc pokonać to, co leży za nimi, i mieć pewność, że nie ruszy ich śladem.

Czarnoskrzydły

Czarnoskrzydły – recenzja książki

Dodała: , · Komentarzy: 0
czarnoskrzydły

Impas. Minął niemal wiek od momentu, gdy wojna pomiędzy Bezimiennymi a Królami Głębi zakończyła się patem. Przyczyniła się do tego Maszyneria Nalla – potężna broń, która do dzisiaj stanowi bodaj jedyne zabezpieczenie granic. Gdyby nie ona, Królowie Głębi bez przeszkód zrealizowaliby swój plan podporządkowania sobie ludzi. Strach pomyśleć, co by było, gdyby przestała działać...

Ulubionym zajęciem Ryhalta Galharrowa jest picie niewyszukanych trunków. Gdyby mógł, oddałby się temu bez reszty. Tyle że nie może, bo jako kapitan drużyny Czarnoskrzydłych stoi na straży porządku – tropi szpiegów i buntowników, likwiduje różnego rodzaju potwory. Dodatkowo jako człowiek na służbie jednego z Bezimiennych, Wroniej Stopy, musi wykonywać wszelkie zlecone mu zadania. I właśnie podczas jednej z misji Galharrow odkrywa, jak blisko jest do nowej-starej wojny.

Muszę przyznać, że niezwykle trudno pisze mi się o "Czarnoskrzydłym". Edowi McDonaldowi udała się niezwykła sztuka. Napisał książkę, która nie wzbudziła we mnie niemal żadnych uczuć. Nie mogę powiedzieć, żeby czytanie jej mnie irytowało czy nużyło, ale nie było też mowy o ekscytacji czy nawet zwykłej ciekawości. W najlepszym wypadku mój stosunek do debiutu McDonalda mogę nazwać letnim.

Rzeźnia numer pięć

Rzeźnia numer pięć – recenzja książki

Dodał: , · Komentarzy: 0
vonnegut,rzeźnia numer pięć

Fantastyczna powieść bez grama fantastyki. Zużyte gatunkowe motywy: skoki w czasie, wizyta UFO, porwanie Ziemianina na odległą planetę czy dar prekognicji głównego bohatera, Billego Pilgrima, podkreślają jej realizm. To oczywiście tylko jedna z możliwych interpretacji wieloznacznego dzieła (tak, po lekturze zrobiłem krótki research). Ma nad innymi opiniami tylko jedną przewagę. Jest moja. I nie roszczę sobie pretensji do oryginalności.

Trzeba być skrajnie bezczelnym lub równie skrajnie naiwnym, by brać się za recenzję klasyki. Przez prawie pięćdziesiąt lat, jakie upłynęły od wydania "Rzeźni numer pięć" Kurta Vonneguta, już chyba wszystko powiedziano na jej temat. Początkowo budziła wiele kontrowersji, związanych zapewne z zaskakującą mieszanką humoru i makabry, doprawioną szczyptą erotyzmu i wulgarności oraz regularnie podlewaną – pozornie – prostackimi komentarzami. Jednak obecnie uchodzi, całkiem słusznie, za klasykę amerykańskiej (i nie tylko) powieści antywojennej.

Komiksy
głębia: zewnętrzne aspekty wewnętrznych postaw

W świecie znanym z "Głębi" ludzkość żyje w odmętach oceanów. Po bardzo dobrym otwarciu serii mogło się zdawać, że fabuła będzie się pogrążać i na dobre utkwi w przeciętności, gdyż każdy z dotychczasowych tomów był odczuwalnie słabszy od poprzedniego, często na skutek nienaturalnego przeciągania przewodniej linii fabularnej. Dlatego do czwartej części podchodziłem ze sporymi obawami, a tu proszę – miłe zaskoczenie.

Powiedzmy sobie szczerze: nie oznacza to, że "Głębia" nagle staje się pozycją wybitną – ale na pewno ciekawą. Przede wszystkim dzieje się sporo i ma to znacznie większy sens, szczególnie w porównaniu do trzeciego tomu. Odpowiedzialny za scenariusz Rick Remender zawiązuje nowe wątki i stara się logicznie zamykać stare, a ogólne wrażenia z lektury "Zewnętrznych aspektów wewnętrznych postaw" są pozytywne. Wydawało się, że seria popada w swego rodzaju marazm i będzie dryfować, tymczasem łapie wiatr w żagle i są jeszcze nadzieje na wartki finał. Na przestrzeni kolejnych wydań zbiorczych łatwo o zastrzeżenia odnośnie do "pozbywania się" postaci, co Remender robi dosyć często i czasami bez wyczucia właściwego czasu. Jeśli na początku cyklu zmiany wśród obserwowanych bohaterów były uciążliwe, tak teraz odnoszę wrażenie, że scenarzysta w końcu wyklarował grupkę tych najważniejszych postaci, którzy będą nam towarzyszyć do końca. Choć pewnie jeszcze kogoś się pozbędzie.

Komiksy

Mucha Comics – grudniowe nowości

Dodał: , · Komentarzy: 0

W sprzedaży dostępne są już dwa nowe komiksy Muchy Comics. Pierwszy z nich to bardzo oczekiwany 4. tom "Bękartów z Południa" o podtytule "Motywacja". Drugi to nowy album z Jessiką Jones w roli głównej scenariusza Bendisa i z ilustracjami Gaydosa – "Jessica Jones: Wyzwolona".

mucha comics

"Bękarty z Południa", jak i komiksy z Jessiką Jones od Bendisa, były na naszym portalu recenzowane (tutaj i tutaj) i gorące je polecamy, zarówno jako prezent, jak i do kupienia dla własnej przyjemności.

Pierwszy rok

Pierwszy rok – recenzja książki

Dodała: , · Komentarzy: 0
pierwszy rok

Magia! Szkoła magii! Czyż pobyt w takim miejscu nie oznacza najlepszej przygody życia? Tak mogłoby się wydawać, ale życie bohaterów książki to nie bajka... I nawet jeśli na każdym kroku nie trzeba walczyć z Voldemortem i jego poplecznikami, i tak dotrwanie do końca roku może stanowić nie lada wyzwanie.

Piętnastoletnia Ryiah i jej brat bliźniak Alex wyruszają z domu, by spełnić swoje wielkie marzenie – wstąpić do Akademii Magii. I choć ich podróż na miejsce nie należała do najłatwiejszych, to nic w porównaniu z tym, co czeka ich dalej. Przed nimi dziesięć miesięcy nauki i wyczerpujących treningów, później zaś tydzień egzaminów i – co jest wysoce prawdopodobne – potężnych rozczarowań. Naukę mogą podjąć wszyscy chętni mieszczący się w dopuszczalnym wieku, ale drugi rok szkolenia rozpocznie jedynie piętnaścioro z nich, po pięć osób w każdej z trzech frakcji. Dla znakomitej większości adeptów najbliższy rok okaże się zmarnowanym czasem.

Ogromna determinacja rudowłosej Ryiah może nie wystarczyć, skoro nastolatka już na początku wyraźnie odstaje od części grupy. Ćwiczenia fizyczne są wyczerpujące, a dodatkowo dziewczyna nie radzi sobie z opanowaniem własnego talentu magicznego. A jakby tego było mało, niskie pochodzenie sprawia, że uczniowie należący do arystokracji chętnie okazują Ryiah swoją wyższość. Biednemu zawsze wiatr w oczy...

Komiksy
zabij albo zgiń #4

Wszystkie dobre serie prędzej czy później dobiegają końca. W przypadku "Zabij albo zgiń" autorstwa Eda Brubakera, Seana Phillipsa i Elizabeth Breitweiser wystarczyły cztery tomy, by historia Dylana dotarła do finału. I chociaż to dobre zakończenie, to pozostawia po sobie niedosyt.

Ostatnią część rozpoczyna wizyta w szpitalu psychiatrycznym, gdzie przebywa Dylan. W dalszym ciągu nie jest przekonany, czy demon, za którego namową zaczął zabijać złych ludzi, jest prawdziwy, czy to tylko projekcja jego umysłu, wzmagana namalowanymi przez ojca obrazami. Oczywiście bycie pensjonariuszem wspomnianego szpitalu nie zapewnia spokoju ducha i nawet tam Dylan znajduje przesłanki świadczące o słuszności własnego postępowania.

Spora miejsca poświęcono pobytowi bohatera w psychiatryku i skutkuje to paroma nużącymi fragmentami w trakcie lektury, aczkolwiek i tak ciągle gna się przez kolejne strony w oczekiwaniu na ciekawy finał. Brubaker konsekwentnie trzyma się pierwszoosobowej narracji – na przestrzeni kolejnych tomów mieliśmy okazję naprawdę mocno wejść w głowę Dylana. Tak jest również teraz, kiedy w jeszcze większym stopniu protagonista zdaje się stawać naprzeciw całemu światu i przede wszystkim jego niesprawiedliwościom.

Alyssa i czary

Alyssa i czary – recenzja książki

Dodała: , · Komentarzy: 0
alyssa i czary

"Alicja w Krainie Czarów" Lewisa Carolla to klasyka literatury dziecięcej i nawet jeśli ktoś nie zna pełnej opowieści, to zapewne zetknął się z wersją skróconą lub z jedną z ekranizacji. Jak często w takich przypadkach bywa, inny jest odbiór tej historii, gdy czyta się ją w wieku kilku czy kilkunastu lat, a inny, gdy wraca się do niej po latach. Muszę przyznać, że nigdy nie byłam szczególną miłośniczką opowieści o małej Alicji, ale gdy niedawno znów po nią sięgnęłam, dostrzegłam nieuchwytne wcześniej smaczki i trochę cieplej patrzę dziś na dzieło Carolla. A przypuszczam, że lektura oryginalnej wersji językowej jeszcze bardziej wpłynęłaby na to postrzeganie ze względu na liczne gry językowe. Teraz do sedna, bo przecież przedmiot recenzji stanowi zupełnie inna książka.

Zupełnie inna? No, nie do końca. Główna bohaterka może i nosi inne imię, ale i ona będzie musiała wkroczyć do Krainy Czarów. Nastoletnia Alyssa pozornie nie różni się od innych osób w jej wieku. Dojrzewa, zakochuje się, szuka celu w życiu. Jak dotąd nic wyjątkowego. A oprócz tego – słyszy kwiaty i owady, tworzy dziwaczne obrazy, używając w tym celu między innymi zasuszonych ciem, a poza tym jest potomkinią Alicji znanej z książki Carolla i ma mamę w zakładzie psychiatrycznym. To już chyba wystarczające obciążenie dla młodej dziewczyny, ale z każdym dniem zamieszanie w jej życiu robi się większe, aż w końcu bohaterka trafia do Krainy Czarów, i to nie sama. Celem jest zdjęcie klątwy ciążącej na jej rodzinie. Do tej pory jest nawet obiecująco.

Wczytywanie...