Gdy przeczytałem dwie pierwsze książki z „Archiwum Burzowego Światła”, Brandon Sanderson stał się jednym z moich ulubionych autorów. Z chęcią sięgnąłem po pierwszą część chronologicznie wcześniejszej sagi, „Ostatnie Imperium”, czyli „Z mgły zrodzony” i również się nie zawiodłem. Dla porządku wyjaśnię, iż nie zostałem sponiewierany i zostawiony w uciążliwej niewiedzy, nie myślałem o książce w każdym możliwym momencie, nie oczarowała mnie ona tak bardzo, abym prawie oszalał, ale czekałem na jej premierę. I czekanie się opłaciło, bo jest znacznie lepiej.
Vin i Elend obalili Ostatniego Imperatora, człowieka, który nosił w sobie boski pierwiastek. Wydawało się to niemal niemożliwe, a jednak zdołali to zrobić. Teraz jednak wszystkich ogarniają wątpliwości. Co, jeśli władca nie był takim tyranem, jak się zdawało, a na swój sposób bohaterem, broniącym świat przed czymś gorszym od siebie?