Marzycie czasem o tym, by móc zacząć wszystko od nowa? Jedno mrugnięcie powieką i nagle stajecie się białą kartką, znów zdolną osiągnąć praktycznie wszystko? Pewnie znajdą się zwolennicy swego rodzaju „restartu”, lecz główna bohaterka książki Amy Tintery raczej nie oglądała ciepłego światła i przyjaznych twarzy. Po 178 minutach jej ciało powróciło do życia, lecz dziewczyna nie jest już tą samą nastolatką, którą do tej pory była. Czy widziała niebo? Czy śmierć stała się dla niej bramą ku lepszemu „życiu po życiu”?
Tintera już od pierwszych linijek nie pozostawia złudzeń. Wren Sto Siedemdziesiąt Osiem to prawdziwa legenda Teksasu i jeden z najskuteczniejszych restartów. Zero emocji, maksimum skuteczności, niezachwiana lojalność względem KORP-u oraz szybka regeneracja i wiele godzin treningów czynią z niej doskonałe narzędzie do wymierzania „sprawiedliwości”. Nie jest typem lidera, chociaż swój numer, oznaczający ilość minut pomiędzy śmiercią a powrotem do życia, nosi z dumą. Wszystko zmienia się wraz z przybyciem kolejnej grupy świeżych rekrutów. Jeden z nich, Callum Dwadzieścia Dwa, pragnie uniknąć losu żółtodzioba w rękach trenera, który nie dba o straty, więc próbuje zwrócić na siebie uwagę Wren. Dziewczyna początkowo pozostaje mocno sceptyczna, lecz pod wpływem uśmiechniętego chłopaka zaczyna dostrzegać wady swojego obecnego położenia i w myślach stawia pierwsze pytania, stanowiące zarzewie buntu.
Pewnie już odgadliście, że „Restart” to doskonały materiał na film dla nastoletnich widzów, którzy z lubością będą śledzić losy dwójki młodych bohaterów. Początkowo dostajemy w swoje ręce swego rodzaju skrócony opis świata i warunków, w jakich przebywają restarci. Poznajemy ich pochodzenie, powód zniewolenia czy wreszcie wewnętrzną hierarchię ośrodka, w którym czuwający nad wszystkim człowiek wie, że w starciu z silniejszym przeciwnikiem jedynym rozwiązaniem pozostaje śledzenie każdego ruchu i przewaga liczebna. Muszę przyznać, że przypadł mi do gustu sam pomysł powrotu do życia i związanego z tym „ulepszenia” ciała, lecz Tintera dość mgliście przedstawia sam proces i właściwie już po paru stronach dowiadujemy się wszystkiego. Wygląda to trochę tak, jakby autorka koniecznie chciała stworzyć romans w zniszczonym wojną i chorobami świecie, stawiając aspekt uczuciowy ponad stopniowe i zrównoważone przedstawianie tła powieści. Wszystko tylko po to, aby przekonać nas, że miłość pozwala przezwyciężyć całą „szarość” rzeczywistości – ale czy nie jesteśmy faszerowani tego typu przesłaniem od naprawdę dawna?
Kiepsko wypada kreacja postaci drugiego i trzeciego planu. Krótkie opisy, szablonowość, nieliczne interakcje z Wren sprawiają, że szybko o nich zapominamy. Rola typowego „zapychacza” ma nam pomóc skupić się na Sto Siedemdziesiąt Osiem i jej nowym uczniu, lecz pierwszoosobowa narracja powoduje, że jesteśmy skazani na jeden, niekoniecznie najciekawszy, punkt widzenia. Nie zapominajmy, że Tintera przedstawia nam mocno przyspieszony kurs od „Wren Pokonam Każdego” do „Wren Chcę Go Pocałować”. Gorzej, że z czasem natężenie wątku miłosnego jest tak wielkie, że przyćmiewa wszystko, a gdy wydaje się, że wreszcie zacznie się dziać coś innego, „Restart” serwuje nam podziękowania autorki, czyli najzwyklejszy w świecie koniec.
Dostajemy do rąk pozycję z ciekawą i przykuwającą wzrok okładką. Jest kod paskowy, mający swoje znaczenie w fabule, jak też postać Wren. Co ciekawe, autorka uczyniła z narratorki blondynkę, podczas gdy widniejąca na ilustracji postać ma ciemne włosy i nosi na plecach strzelbę, która nie pojawiła się w książce ani razu. Ktoś chyba wpadł na pomysł, że ciemniejsza tonacja wzbudzi większe zainteresowanie, chociaż muszę przyznać, że kontrastujące z wizerunkiem dziewczyny czerwone tło jest strzałem w dziesiątkę. W środku mamy godny pochwały minimalizm, a więc pozbawiony fajerwerków podział na rozdziały oraz przyzwoity w dotyku papier. „Restart” liczy sobie niespełna 300 stron, stąd wydawca dorzucił jeszcze kilka reklam innych książek. Za całość w wersji papierowej przyjdzie nam zapłacić 32 złote, co przy tej objętości powieści wydaje się być wygórowaną sumą.
Pora zmierzyć się z końcową oceną. „Restart” początkowo wciąga dobrym pomysłem na kreację świata i mrocznym, ciężkim klimatem jednego z obozów KORP-u. Wren nie próbuje ocalić świata, godząc się na rolę narzędzia i akceptując fakt bycia restartem. Niestety, Amy Tintera postawiła sobie za cel stworzenie kolejnego romansu dla nastolatków, przez co mniej więcej od jednej trzeciej książki obserwujemy szybką przemianę głównej bohaterki w zagubioną nastolatkę, która ulega czarowi ładnej buzi i lgnie do Calluma przede wszystkim dlatego, że wreszcie ktoś zwrócił na nią uwagę. Nawet fajna okładka nie sprawi, że „Restart” będzie pozycją zapadającą w pamięć. Jest to książka, która angażuje inteligencję czytelnika w tak nikłym stopniu, że po jej ukończeniu może on poczuć się tak, jakby dopiero kupił swój egzemplarz.
Dziękujemy wydawnictwu MAG za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz