
Dawno temu wylaliśmy sporo żółci na serię "Dragon Age", a strumyczek złej krwi w pewnym momencie zamienił się w falę powodziową. Słusznie czy niesłusznie – z perspektywy czasu każdy może ocenić to w duszy samodzielnie. Ja tamtego zdania będę bronił do końca moich dni, bo wtedy kubeł zimnej wody chłopcom z mroźnej Kanady z pewnością się należał, aby te zdolne bestie powróciły do tego, co potrafią najlepiej – spokojnego tworzenia świetnych cRPG i porzucenia eksperymentowania na złamanie karku.

BioWare chyba wyciągnęło wnioski (przynajmniej część, ale o tym w dalszym fragmencie wieści), gdyż każdy kolejny materiał przekonuje mnie coraz mocniej do "Dragon Age: Inkwizycja". Nie jest to może poziom opadu szczęki, który ustawicznie serwują nam nasi rodacy "swojskim wiedźminem", ale pozwala zachować w miarę zdrowy optymizm. W październiku zdecydowanie warto będzie rzucić okiem i zobaczyć, co tam nowego słychać w Thedas.