O czym mowa?
"Infinite Crisis" to darmowa produkcja MOBA (Multiplayer Online Battle Arena) studia Turbine Entertainment. Gra oparta jest na licencji DC Comics, co oznacza, że przyjdzie nam w niej wcielić się w znane postacie superbohaterów. Historia rozgrywa się w uniwersum DC Multiverse. Jest to świat składający się z wielu planet, gdzie nagle dochodzi do zderzenia się ze sobą równoległych wymiarów. Oznacza to, że w "Infinite Crisis" znajdziemy wiele wcieleń każdego z bohaterów, w efekcie czego podczas zabawy możemy spotkać kilku Batmanów czy Jokerów nie różniących się od siebie wyglądem, umiejętnościami czy charakterem. Rozgrywka, podobnie jak w innych tego typu tytułach ("League of Legends", "Defense of the Ancients") oparta jest na starciach dwóch drużyn, złożonych z kilku graczy. Co ciekawe, mamy tu pewne urozmaicenie w postaci losowych zdarzeń, będących zazwyczaj kataklizmami. Wpływają one na wygląd mapy oraz potrafią zupełnie zmienić bieg wydarzeń, zmiatając drużyny z powierzchni planszy. Fakt jednak jest taki, że najważniejszy tutaj jest gameplay, a nie światy, o których zacząłem pisać, więc przejdźmy do rzeczy.
Mapy, plansze i lokacje...
Pierwszym krokiem do rozpoczęcia bitwy jest wybór planszy, na której chcemy zmierzyć się z innymi śmiałkami. Mamy tu 4 tryby, z czego 3 służą do "pełnowartościowej tłuczki", a ostatni z nich po prostu do treningu. Zabrzmiało poważnie, co? Trening! Otóż nie przejmujcie się. Praktycznie nie dane wam będzie nic tam wytrenować, więc jeżeli nie mieliście jeszcze styczności z tego typu produkcjami, to niezależnie od tego, czy samouczek przejdziecie, czy też nie – zostaniecie z tymi samymi umiejętnościami. "Ale jak to? Dlaczego?" – słyszę już nadciągające pytania. Ano dlatego, że ktoś tam w studiu Turbine Entertainment wymyślił, że nie przyda nam się do treningu chociażby sterowany przez sztuczną inteligencję przeciwnik. W związku z tym, pojawiamy się na mapie w towarzystwie czterech pozostałych żółtodziobów i czym prędzej brniemy do przodu rąbiąc i tnąc kolejne fale potworów, by ostatecznie zniszczyć bazę przeciw... ykhm, przepraszam... by ostatecznie zniszczyć porzuconą bazę należącą do wielkiego i groźnego NIKOGO. Ego wzrosło, umiejętności niestety nie – tak czy siak możemy czuć się gotowi do prawdziwej zabawy!
Poza wspomnianym wyżej trybem "treningu", mamy jeszcze do dyspozycji:
1. Mapę "Gotham Heights", w której bawimy się w tak zwane "zajmowanie baz". Rzecz polega na tym, że dwie przeciwne, pięcioosobowe drużyny walczą o pięć baz rozmieszczonych na planszy. Każdy zespół ma swój wskaźnik, który spada wraz z upływem czasu, gdy jesteśmy posiadaczami mniejszej liczby baz niż nasz przeciwnik lub utrzymuje się na równi, kiedy wrogowie próbują odbić opanowany przez nas teren. Rozgrywka kończy się w momencie, gdy któryś ze wskaźników spadnie do zera. Tryb ten jest właściwie odwzorowaniem "Dominiom" z "League of Legends". Nie zauważyłem w nim zupełnie nic innowacyjnego ani też niedopracowanego. Warto dodać, że w momencie, gdy piszę tę recenzję, jest to jedyny tryb nieopatrzony dopiskiem "Beta". Korzystając z okazji, chciałbym dodać, że wspomniane przeze mnie kataklizmy naprawdę potrafią ostro namieszać w rozgrywce. Gdy w jednej z walk moja drużyna praktycznie rozłożyła ręce przygnieciona sromotną klęską, okazało się, że nieznana siła zmiotła naszych przeciwników, a my w tym czasie podbiliśmy ich tereny, wygrywając tym samym rozdanie. Zastanawiam się, czy to aby na pewno dobry pomysł, czy nie okazuje się nagle, że nasze umiejętności i starania nie są ważne, bo i tak wiele zależy od zwykłego szczęścia. Moim zdaniem rozwiązanie to przyniesie więcej nerwów i frustracji niż dobrej zabawy, ale czas pokaże. Wracając do "Gotham Heights" – tak naprawdę nie ma czego tu recenzować. To wszystko już było.
2. Mapę "Gotham Dividied", czyli – by zobrazować tym, którzy znają chociażby LoLa – swoiste "Summoner's Rift". Na planszy tej spotykamy się w rozgrywce 5 na 5 i dążymy do tego, by dotrzeć do bazy wroga i ją zniszczyć. Prowadzą tam 3 linie, po których zazwyczaj rozchodzimy się z naszymi towarzyszami i przez około 40 minut niszczymy kolejne wieżyczki, fale stworów i naszych przeciwników. Kto pierwszy wszystko zrówna z ziemią – wygrywa. Mniej więcej na tym polega cała zabawa. Nie chciałbym, żeby zabrzmiało to sarkastycznie, bo przecież "Summoner's Rift" polega dokładnie na tym samym, a swego czasu spędziłem tam sporo ładnych godzin. Po prostu takie są realia i jeżeli "Infinite Crisis" jest dla kogoś pierwszym podejściem do tematu MOBA, to zapewne będzie się bardzo dobrze bawił. Dla starych wyjadaczy – no cóż, nuda.
3. Mamy jeszcze trzecią mapkę, zatytułowaną "Coast City Marina", która na dzień dzisiejszy działa dosyć opornie. Znaczy to tyle, że czasem można na niej zagrać, czasem zaś niestety nie działa. Tak czy owak jest to sprawa podobna do "Gotham Dividied", tyle że do celu prowadzą dwie linie – czyli na zdrowy, chłopski rozum zabawa powinna potrwać krócej. Jeżeli ktoś śpieszy się do szkoły, a chce jeszcze chwilę "pomordować", to po prostu jest to pewna alternatywa.
Reasumując, gra nie oferuje właściwie nic nowego w kwestii map i rozgrywki poza kataklizmami, których obecność jednych ucieszy, drugich zaś skłoni do soczystej wiązanki. A przy niewielkiej dozie szczęścia, później będzie na odwrót. Po co? Nie wiem.
Kim tu zagrać...
W trakcie zabawy wcielamy się w jedną z 27 grywalnych postaci. Warto w tym miejscu dodać, że ich liczba, jak to w tego typu grach bywa, będzie stale rosnąć. Mamy do dyspozycji znanych i lubianych bohaterów, więc każdy znajdzie coś dla siebie, co jest dużym plusem produkcji – tym bardziej, że ciągle gdzieś z tyłu głowy mamy "o kurczę, zaraz będzie ktoś nowy, ciekawe kogo dodadzą". Racja – to, że twórcy uknuli sobie jakiś pomysł na postacie, jest godne łapki w górę i... to chyba tyle. Każdy z bohaterów ma do dyspozycji cztery umiejętności aktywne i jedną pasywną, które rozwijamy podczas każdorazowej potyczki. Niestety, ich efektowność graficzna stoi na bardzo niskim poziomie. Animacje nie wbijają w fotel, a czasem są wręcz niezauważalne. Rozumiem, że gra multiplayer musi być słabsza pod względem wizualnym, żeby wytrzymał to sprzęt gracza, ale drodzy twórcy – bez przesady. Żeby jednak nie wyszło, że nic mi się nie podoba, pragnę wyrazić zachwyt i zadowolenie z intra, jakie pojawia się zawsze na początku bitwy. Są wtedy prezentowane postacie z naszej drużyny i naprawdę widać, że ktoś się postarał.
Grafika, sklep i dźwięk...
Jeżeli chodzi o oprawę wizualną produkcji, to niestety nie ma się czym zachwycać. Przed napisaniem recenzji postanowiłem sprawdzić, co sądzą na ten temat inni gracze. Zdania są podzielone. Niektórzy bowiem twierdzą, że grafika jest dobrze wykonana, mroczna i interesująca. Ja natomiast solidaryzuję się z tymi drugimi, dla których obraz jest mało czytelny i zupełnie nieciekawy. I tu nie chodzi wcale o to, że przy dziesięciu graczach pogubiłem się w całej bitwie, bo przecież uczestniczyłem już w takich walkach w kolorowo-cukierkowym świecie LoLa. Tu po prostu nic nie widać, a żeby było jeszcze ciekawiej – autorzy proponują nam szeroko rozwinięty interfejs, którego ostatnim z zadań jest pomoc w zabawie. Zresztą... zobaczcie sami.
To samo tyczy się sklepu. Kiedy wchodzę do gry, a czas nagli, bo przeciwnicy właśnie roznoszą moją bazę, ostatnią z rzeczy, które chciałbym robić, jest wpatrywanie się w przedmioty i poszukiwanie "co by tu kupić". Całe menu zakupów to jedno wielkie pomieszanie z poplątaniem. "Ale przecież gra rekomenduje ci przedmioty" – powiedzą niektórzy. Owszem, jednak gdy pierwszego z nich nie kupisz, to choćbyś był już super-ekstra-mega wymiataczem, to i tak proponowany jest ci ten przedmiocik za 500 sztuk złota, bo tak ktoś ustawił i już. Zapraszam do zerknięcia w sklepik. Ach, te ikonki.
W tym miejscu czas na chwilę pochwał. Trzeba bowiem zwrócić uwagę na bardzo dobrze wykonaną oprawę audio. Dźwięki są ciekawie dopasowane, nie ma żadnych zgrzytów pomiędzy tym, co widzimy, a tym, co odbierają nasze uszy. Ponadto lektorka, która towarzyszy nam podczas bitwy, by informować, co i gdzie trzeba zrobić, by nie ponieść klęski, ma przyjemny głos i dobrze się jej słucha. Szkoda tylko, że to jeden z nielicznych plusów, jaki udało mi się znaleźć.
Jakby to tak delikatnie...
Podsumowując moje rozważania, gra ma potencjał i można jeszcze zrobić z niej coś naprawdę dobrego. Kieruję tylko swój apel do twórców, by pomyśleli nad czymś własnym. Zmiana grafiki (na gorszą) i nazw map w efekcie raczej nie da dużej liczby graczy, którzy porzucą swoje arsenały skórek dla bohaterów w innych produkcjach MOBA, by zostać na dłużej w świecie superbohaterów. Osobiście mam nadzieję, że tytuł ten mnie jeszcze kiedyś zaskoczy, bo kiedy się za niego brałem, wielce się nakręciłem.
A tak się kończy każda rozgrywka!
Plusy
- Bohaterowie DC Comics
- Oprawa audio
- Kataklizm
Minusy
- Kataklizm
- Gdzieś to już widziałem
- Oprawa wizualna
- Nuda
- Mało nowości
- Interfejs, wszędzie interfejs.
- Wspominałem, że nuda?
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz