„Drakensang: The River of Time” jest prequelem gry „Drakensang: The Dark Eye”, wydanej przez niemieckie studio Radon Labs w 2008 roku. Nowa odsłona serii bazuje na papierowym systemie „Das Schwarze Auge”, czyli europejskim odpowiedniku Dungeons & Dragons, który zdobył niemałą popularność w krajach germańskich.
Historia opowiedziana w „The River of Time” rozgrywa się 23 lata przed wydarzeniami znanymi z pierwszej odsłony cyklu i tym razem skupia się wokół tytułowej Rzeki Czasu. W trakcie nowej przygody spotkamy całą masę postaci rodem z TDE. Jedną z nich będzie wojownik Ardo, czyli postać, której śmierć zapoczątkowała wydarzenia z pierwszej części gry. Tym razem nasz przyjaciel ma się jeszcze całkiem dobrze i będzie nam towarzyszyć w trakcie naszej podróży w poszukiwaniu tajemniczej Mory. Bardzo szybko okaże się, że otaczający nas świat jest pełen spisków i konspiracji, a nasz główny bohater jest uwikłany w starożytną legendę. Brzmi dosyć standardowo, ale trzeba przyznać, że fabuła w nowym „Drakensangu” stoi na przyzwoitym poziomie i mimo braku nagłych zwrotów akcji bardzo skutecznie przyciąga do monitora na długie godziny. Podczas rozgrywki niejednokrotnie staniemy przed trudnymi wyborami, które będą mieć decydujący wpływ na kolejne wydarzenia. Niektóre zadania będzie można wykonać na zupełnie odmienne sposoby. Dobrym przykładem jest tutaj misja polegająca na przedostaniu się przez pewien silnie strzeżony zamek. Możemy wybrać rozwiązanie siłowe i wyciąć w pień całą straż bądź użyć złodziejskich talentów naszego towarzysza i bezpiecznie prześliznąć się do celu. Takich wyborów jest dużo więcej, co sprawia, że kolejne podejście do gry wcale nie musi wyglądać identycznie. Cała historia jest utrzymana w konwencji opowieści jednego z naszych towarzyszy, którym jest nie kto inny, jak dobrze znany z pierwszej części krasnolud Forgrimm. Moim zdaniem to świetny zabieg ze strony twórców i znakomity sposób na urozmaicenie narracji naszej przygody.
Całą zabawę rozpoczynamy od standardowej kreacji głównego bohatera. Możemy tutaj wybrać jeden z wielu archetypów przygotowanych przez twórców albo puścić wodze fantazji i stworzyć unikalną postać. Sam proces praktycznie nie zmienił się od czasów „The Dark Eye”. Na początku wybieramy rasę, profesję oraz wygląd zewnętrzny. Jeżeli skorzystamy z trybu eksperckiego, dostaniemy możliwość samodzielnego rozdysponowania pewnej puli punktów doświadczenia pomiędzy cechy oraz całą gamę umiejętności. Ponadto, wzorem poprzedniej części, w trakcie dalszej rozgrywki nasza postać będzie mogła nauczyć się licznych umiejętności specjalnych i zaklęć. Dodatkową atrakcją dla wszystkich fanów craftingu będzie rozbudowany system alchemii, kowalstwa i łuczarstwa. Oprócz podstawowych zastosowań, za pomocą tych zdolności możemy teraz wytwarzać unikalne przedmioty o niezwykłej mocy, których nie zobaczymy w żadnym ze sklepów.
Cały interfejs gry nie uległ zmianie w stosunku do poprzedniej części i ciągle jest bardzo funkcjonalny. Ekwipunek wygląda przejrzyście, a oferowana mapa prezentuje się dosyć czytelnie. Twórcy wprowadzili tutaj zupełnie nowe rozwiązanie w postaci punktów nawigacyjnych, które znacznie skracają czas podróży po lokacjach. Moim zdaniem ten pomysł jest prawdziwym strzałem w dziesiątkę i stanowi duży krok naprzód w stosunku do TDE. Nowa odsłona Drakensanga ponownie działa na sprawdzonym silniku Nebula Device. Dodano tylko kilka nowych efektów graficznych, oferowanych przez najnowszą wersję biblioteki DirectX. Trzeba przyznać, że gra wygląda po prostu olśniewająco. Całą szatę graficzną utrzymano w lekkim, baśniowym klimacie znanym z TDE, a więc miłośnicy mrocznych klimatów rodem z „Dragon Age'a” mogą się tutaj poczuć nieswojo. Trochę brakuje pełnego cyklu dnia i nocy oraz dynamicznych efektów pogodowych, ale można to jakoś przeboleć. Animacje postaci nie robią już tak dobrego wrażenia, choć stoją na całkiem przyzwoitym poziomie. Niestety, jak przystało na tak obszerną produkcję, twórcom nie udało się uniknąć mniejszych bądź większych niedoróbek i zgrzytów. Zdecydowanie najsłabiej wyglądają tutaj animacje interakcji z przeróżnymi obiektami, takimi jak drzwi i skrzynie. Bardzo częstym problemem jest przenikanie się obiektów w wyniku błędnego wykrywania kolizji oraz dziwne zachowanie naszych postaci podczas walki. Również kamera potrafi czasami „wariować”, jednak nie zdarza się to tak często, jak w pierwszej części.
Podczas naszej wędrówki po magicznej krainie Aventurii zwiedzimy jedno większe miasto – Nadoret – oraz wiele innych malowniczych lokacji, takich jak elfi las czy nadmorska przystań piratów. Wszystkie zostały zaprojektowane z należytą dbałością o szczegóły, a ich eksploracja stanowi czystą przyjemność. W „The River of Time” pojawiła się opcja powrotu do wcześniej odwiedzanych obszarów, której tak bardzo brakowało w pierwszym „Drakensangu”. Dzięki temu prostemu zabiegowi znacznie ograniczono liniowość rozgrywki – teraz dostaniemy więcej swobody w kolejności odwiedzania lokacji. Ponadto, gdy odwiedzimy stare obszary na dalszym etapie gry, to spotkamy tu zupełnie nowe postacie, które zlecą nam dodatkowe zadania. Warto w tym miejscu wspomnieć, że questy poboczne w „The River of Time” dostarczają niemniej radości, niż sam główny wątek opowieści. Nie ograniczają się tylko do prostych zleceń w stylu "przynieś", "zabij", "pozamiataj", ale oferują całkiem ciekawe rozwiązania i niejednoznaczne wybory.
W trakcie naszej wędrówki pokierujemy maksymalnie czteroosobową grupą bohaterów. Warto odpowiednio zadbać o rozwój każdego z nich, ponieważ „Drakensang: The River of Time” nie należy do gier prostych, a niektóre walki będą wymagać naprawdę solidnego przygotowania z naszej strony. Wszystkie starcia odbywają się w taktycznym systemie, posiadającym opcję autopauzy, która będzie mieć kluczowe znaczenie podczas niejednej bitwy. Gra oferuje trzy poziomy trudności, jednak już w tym momencie warto zaznaczyć, że nawet najłatwiejszy tryb może sprawić nie lada problemy mniej doświadczonym graczom, natomiast wysoki poziom jest dedykowany ludziom, którzy „zjedli zęby” na klasycznych drużynowych erpegach, takich jak „Baldur's Gate”, „Icewind Dale” czy „Dragon Age”.
Trzeba przyznać, że twórcom udało się wykreować wiele wyjątkowo barwnych postaci. W „The River of Time” każdy z NPC-ów tętni własnym życiem. Spotykane przez nas osoby charakteryzują się odmiennym postrzeganiem otaczającego je świata. Każdy ma swoje codzienne zajęcia i własne problemy. W połączeniu ze świetnym udźwiękowieniem wszystkich dialogów, sprawia to nieodparte wrażenie obcowania z prawdziwym światem. Jest to kolejny krok naprzód w stosunku do pierwszej odsłony cyklu, gdzie tylko nieliczna część dialogów była czytana przez lektorów. Również nasi towarzysze wypadają pod tym względem bardzo dobrze. Często wtrącają się do naszych rozmów i prezentują swoje zdanie bądź sprzeczają się między sobą, co nadaje grze dodatkowej głębi. Jedynym mankamentem jest tutaj brak wypowiedzi naszego głównego bohatera, który ponownie okazuje się całkowicie niemy. Kolejnym wielkim atutem „The River of Time” jest niezwykle udana ścieżka dźwiękowa, która skutecznie podkreśla nastrój przemierzanych przez nas lokacji.
Na koniec warto jeszcze wspomnieć o rodzimej wersji językowej tytułu, za którą odpowiada Techland. Trzeba przyznać, że panowie ponownie stanęli na wysokości zadania, bo do jakości tłumaczenia nie sposób się przyczepić. Cała lokalizacja została przeprowadzona w bezpiecznej, kinowej formie gwarantującej zachowanie odpowiedniego poziomu, ponieważ angielscy lektorzy wypadli tutaj naprawdę przyzwoicie.
Podsumowując, „Drakensang: The River of Time” to kolejna bardzo udana produkcja oparta na niemieckim systemie DSA. Nowa gra ludzi z Radon Labs jest typowym przedstawicielem gatunku klasycznych, drużynowych cRPG-ów i stanowi żywy dowód na to, że takie produkcje ciągle mają rację bytu. Pomimo kilku ewidentnych wad, „The River of Time” sprawia mnóstwo frajdy i przykuwa do monitora na długie godziny. Ta gra jest pozycją obowiązkową dla każdego fana gatunku i nie sposób przejść obok niej obojętnie. Twórcom po raz kolejny udało się bardzo zręcznie połączyć „oldskulową” mechanikę z przepiękną oprawą audiowizualną, co nie może się nie podobać. Pozostaje tylko czekać na kolejne produkcje oznaczone logo „Drakensang”, które stopniowo uzyskują na świecie coraz większą renomę i uznanie wśród graczy. W momencie polskiej premiery „The River of Time”, w Niemczech pojawił się już pierwszy oficjalny dodatek do tej produkcji, więc kolejna część przygód jest już widoczna na horyzoncie. Do zobaczenia w Aventurii!
Plusy
- Świetne zadania poboczne
- Przepiękna grafika
- Humor
- Taktyczne walki
- Rozbudowany crafting
- Zmiany na lepsze w stosunku do pierwszej części
Minusy
- Problemy z animacjami postaci
- Sporadyczne problemy z kamerą
- Mała liczba dostępnych towarzyszy
Komentarze
BTW. Naprawdę świetna recenzja, tak napisane teksty przyjemnie się czyta
Dzięki za słowa uznania
gralem na hardzie caly czas...
?
????
Dodaj komentarz