Torchlight

7 minut czytania

Wydawałoby się, że stworzenie dobrej gry hack'n'slash nie jest jakimś specjalnie wymagającym zadaniem i z łatwością można wpaść na smaczny koncept podczas kontemplacji w świątyni zadumy, czyli miejscu, gdzie król chadza piechotą. Nie trzeba w końcu myśleć nad ambitną historią – w tym przypadku wystarczy pierwsza lepsza szmira, która wyjaśni, dlaczego nasz heros eksterminuje hordy przeciwników. Świat? Tutaj również nie trzeba główkować godzinami. Wilgotne i mroczne lochy albo kilka krain umiejscowionych w różnych strefach klimatycznych, z kilkoma rodzajami lokalnej fauny do wytępienia i tyle. Resztę załatwi dobrze skonstruowany generator poziomów i satysfakcjonujący ?łup?, jaki znajdziemy, przeszukując truchła przeciwników. Dodajmy do tego możliwość wyboru jednej z kilku klas, z frapującym drzewkiem umiejętności oraz oprawę audio-wizualną, która nie wywołuje odruchów wymiotnych, i mamy doskonały hit, nie?

Torchlight Torchlight Torchlight

Bynajmniej! Takie iście nonszalanckie podejście powoduje, że na rynku popularnych „rąbanek” panuje posucha i od ponad dekady na tronie zasiada niekwestionowany król gatunku – „Diablo II”. Jasna sprawa, pojawiło się kilku pretendentów jak „Dungeon Siege” czy „Sacred”, jednakowoż sił starczyło im tylko na pogrożenie szabelką, a nie na rokosz. Jakby tego było mało, zdecydowana większość przedstawicieli tego zacnego gatunku to psubraty i kmioty, o których nie warto myśleć, a co dopiero pisać. Pozostało nam więc czekać, aż książę „Diablo III” dorośnie do odpowiedniego wieku i w glorii oraz chwale rozpocznie swoje rządy? Niekoniecznie, gdyż w odmętach mrocznej kniei banici z królewskiego rodu opracowali plany rebelii, która ma szansę obalić miłościwie panującego króla. Za pośrednictwem dystrybutora FonoGAME, po kilkunastu miesiącach, insurekcja zawitała i do naszego kraju.

Kim są owi rebelianci? To studio Runic Games, w skład którego wchodzą m.in. bracia Max i Erich Schaefer (założyciele Blizzard North) czy Matt Uelmen (kompozytor muzyczny). Panowie wyszli z prostego założenia, że należy skopiować wszystko, co najlepsze w serii „Diablo”, i dodać kilka zacnych smaczków, które sprawdziły się na przestrzeni dekady u konkurencji. Efekt? Bezwstydny klon, który jest kopią tak idealną, że ma się gdzieś ten fakt i naszym jednym pragnieniem jest odkrywanie tajemnic kopalni Torchlight i rzeź przebywających w niej nikczemnych potworów. Nie uprzedzajmy jednak faktów…

Niebezpieczeństwo! Wstęp do kopalni tylko dla osób upoważnionych

W tytułowym miasteczku dzieje się źle niczym w państwie duńskim. Niegdyś spokojnie i prężnie rozwijająca się mieścina pada ofiarą mrocznych sił, które pragną zagłady mieszkających tam górników i ich rodzin. W korytarzach kopalni żaru, materiału okrytego tajemnicą i posiadającego magiczne właściwości, pojawiają się demony i inne tego typu mroczne tałatajstwo. Nadzorca kopalni jest niezadowolony, bo jak to tak? Personelu z dnia na dzień ubywa i zamienia się w nieumarłe ścierwo? Mieszkańcy są przerażeni i uciekają z miasta?! Mleko kwaśnieje?!? Kto będzie wydobywał ten przeklęty surowiec i co z profitami?!?! Jeżeli w kopalni jest coś dziwnego i nie wygląda dobrze, to naturalnym krokiem jest zadzwonienie po pogromc… poszukiwaczy przygód znaczy się!

Następnie dowiemy się, że za całą sprawą stoi nikt inny jak chorobliwe ambitny mag, który zaprzedał swoją duszę złu, a po kilku pierwszych poziomach intryga zrobi się, jakże inaczej, mocno osobista. Generalnie nic interesującego, ale czego mogliśmy się spodziewać od przedstawiciela gatunku hack'n'slash?

Torchlight Torchlight Torchlight

Zanim jednak wejdziemy do mrocznych korytarzy kopalni i skopiemy kilka tyłków, zostaniemy postawieni przed wyborem klasy dla naszego herosa. Czysty standard – niszczyciel („góra mięśni”), pogromca (broń dystansowa, nieczyste ciosy) i alchemik (magia, przywoływanie). Wszystko zależy oczywiście od naszych osobistych preferencji, jednakowoż każdy wybór jest dobry, gdyż rozwój bohatera został naprawdę znakomicie przemyślany, a każdy talent jest na swój sposób przydatny. Jakby tego było mało, drzewka umiejętności zostały podzielone na podobieństwo „Diablo”, na trzy oddzielne sekcje. Powoduje to, że nasz heros jest na swój sposób unikalny, a gracz ma poczucie wolności. Swoboda objawia się też w możliwości adaptacji naszego bohatera do atutów innych klas. Chcesz, by Alchemik miotał ogniste kule w pełnej zbroi płytowej i z ogromnym mieczem w dłoni? Masz ochotę, by Niszczyciel dzierżył magiczny kostur oraz miotał błyskawice na prawo i lewo? Droga wolna, wystarczy odpowiednio porozdawać atuty. Żaden przedmiot nie jest przeznaczony wyłącznie dla jednej klasy i można je używać wedle woli, natomiast podczas naszych wędrówek znajdziemy potężne zwoje magiczne (których moc możemy systematycznie zwiększać, również za pomocą punktów umiejętności), które nie są ograniczone tylko dla danej postaci. Świetnie!

Wybór klasy dla herosa to jednak nie koniec! Przed wyruszeniem w drogę należy zabrać… zwierzaka. Pomysł został mądrze zerżnięty z „Fate” i sprawdza się tutaj znakomicie. Tak, podczas naszej epickiej podróży o krok nie będzie nas odstępował nasz ukochany pupil – pies lub kot. Na jakiego zwierzaka byśmy się nie zdecydowali, konsekwencje są tylko estetyczne, bo statystkami się one w ogóle nie różnią. Tylko po co nam ten zwierzak? Po pierwsze, będzie nas bronił i choć w walce zbyt skuteczny nie jest, to znakomicie odciąga lub blokuje hordy przeciwników, które możemy masakrować zaklęciami czy inną bronią dystansową. Nie wspominając już o tym, że osłania nas, gdy robi się zbyt gorąco i trzeba brać nogi za pas. Ba! Możemy nauczyć go nawet dwóch zaklęć, choć oczywiście nie mamy wpływu na to, kiedy zostaną one rzucone. Naszego ulubieńca można również wzmocnić za pomocą ryb (śmiało możemy je wyławiać w często spotykanych oczkach wodnych), które na kilka minut mogą przemienić go np. w olbrzymiego, trującego pająka. Po drugie, nasze zwierzątko pełni rolę tragarza, na którego kark możemy zrzucić zalegający w naszym plecaku szmelc i, podczas gdy my jesteśmy zajęci eksploracją lochów, bezczelnie wysłać go do miasta, aby sprzedał nasze przedmioty. Mały smaczek, a cieszy niezmiernie.

Diablo 1 i ½?

Jak wspomniałem na początku, „Torchlight” jest niemalże klonem idealnym „Diablo II”. Każdy, kto choć raz grał w tamten legendarny tytuł i wsiąknął w mroczny świat Sanktuarium, poczuje się tutaj niczym jak w domu i mając nawet przewiązane oczy, będzie dokładnie wiedział, „o co w tym wszystkim biega”, gdzie znajduje się dana opcja oraz do czego służy. Czy to grzech? Nie, gdyż mechanika została dopracowana praktycznie do perfekcji i trudno mi wskazać element, który funkcjonuje tutaj źle. Co za tym idzie i co jest najlepsze, Runic Games przystosowało tytuł również dla graczy, którzy zamierzają dopiero postawić pierwsze kroki w tym gatunku, ale nie do końca wiedzą, jak się do tego zabrać. Oczywiście istnieje uzasadniona obawa, że weterani będą na taki stan rzeczy kręcić nosem, jednakowoż jako stary wiarus „rąbanek”, mogę śmiało napisać, że „Torchlight” przez wiele dni skutecznie zajmował te kilka godzin w tygodniu, które wyodrębniłem jako „czas wolny przed komputerem”. Co jednak ważne nareszcie jest to produkcja dla…

Torchlight Torchlight Torchlight

… „Złomiarzy”! Tak, Drodzy Państwo, system generowania przedmiotów jest zdecydowanym atutem „Torchlight” i w końcu mogłem zaspokoić swój głód „zbierania czarodziejskiego i błyszczącego na kilka kilometrów żelastwa”. Magiczne przedmioty z przeciwników wylatują często oraz gęsto (jednak bez zbędnej przesady, zachowano dobre wyczucie) i zgodnie z wzorcem zaczerpniętym z „Diablo” zostały kolorystycznie pogrupowane na: niebieskie (zwykłe przedmioty magiczne), złote (unikatowy ekwipunek) oraz fioletowe (magiczne zestawy). Co ważne, gra nie jest złośliwa i to, iż zdecydowaliśmy się na Alchemika, nie oznacza, że w ciągu naszej wędrówki będą nam się trafiały wyłącznie unikatowe pełne zbroje płytowe i dwuręczne miecze. Łupy wypadają rozsądnie, a nawet jeżeli trafi nam się jakiś przedmiot, który ni w ząb nie pasuje do koncepcji naszego bohatera, w mieście umieszczona jest tzw. „wspólna skrzynia”, która służy do przerzucania rupieci pomiędzy innymi herosami.

Ziarenka piasku w znakomicie naoliwionej maszynie

Przyszedł ten czas, gdy recenzent musi odrobinę ponarzekać i poszukać dziury w całym. Niestety w „Torchlight” znajdują się pewne elementy, które psują znakomitą zabawę. Jednym z nich jest zbyt niski poziom trudności. Dwa pierwsze są przeznaczone zapewne dla małoletnich graczy, gdyż na nich doświadczony gracz spokojnie przeszedłby tytuł, mając wyłączony monitor. Poziom „trudny” oraz „bardzo trudny” stawiają już przed graczem pewne wyzwania, lecz skłamałbym, jeżeli napisałbym, że śmierć czeka wtedy na każdym kroku. Owszem, przy większych bataliach adrenalina trochę skacze, ale szału nie ma.

Natomiast ciosem prosto w krocze jest brak trybu dla wielu graczy. Totalnie załamujące przeoczenie, bo gdyby nie ono, byłbym skłonny stwierdzić, że „umarł stary król, niech żyje nowy król” gatunku hack'n'slash. Oczywiście twórcy zarzekają, że za niespełna rok gra doczeka się darmowego modułu MMO, ale nie jestem przekonany, czy wtedy już nie będzie za późno. Co za wstyd…

Torchlight Torchlight Torchlight

Niektórych mocno zniesmaczyć może baśniowa oprawa wizualna. Jest cukierkowo, pastelowo i łapie nas ona za nasze serduszka. Bohaterowie prosto z kart bajek dla dzieci i monstra, które przed zaszlachtowaniem chciałoby się mocno przytulić. Taaak… każdemu, kto narzekał, że grafika w „Diablo III” nie jest mroczna i zagra w „Torchlight”, zrobi się naprawdę niedobrze od nadmiaru słodyczy.

Pomijając jednak aspekt bajkowości, to co widzimy na ekranie cieszy oko i może się podobać. Oczywiście oprawa wizualna znacząco odbiega od tego, co prezentują najnowsze, wypełnione po brzegi wodotryskami tytuły, ale jest przaśna i urzekająca na swój sposób. Tym bardziej, że wymagania sprzętowe są śmiesznie małe. Dla eksperymentu odpaliłem „Torchlighta” na swoim starym, wysłużonym, siedmioletnim komputerze i działał bez zarzutu (na najmniejszych detalach, ale liczy się sam fakt). Co z oprawą muzyczną? Za nią odpowiada oczywiście wspominany wcześniej Matt Uelmen i wszystko staje się jasne. Miłośnicy starych i klimatycznych nut rodem z „Diablo” będą zadowoleni.

Biorąc to wszystko do kupy…

Na koniec wypadałoby coś wspomnieć o rodzimej, pudełkowej edycji gry oraz jakości tłumaczenia. Jeżeli chodzi o to pierwsze, to mam mieszane uczucia. Zapowiedzi FonoGAME były dość buńczuczne, ale slogan o powrocie do starych i dobrych wydań trafił w moje serce. Dlatego otwierając pudełko i widząc, co jest w jego wnętrzu, odrobinę się rozczarowałem. Dwie naklejki i 46-stronicowa instrukcja (na niezłej jakości papierze)? Trochę mało jak za cenę 69,90 zł i perspektywie możliwości zakupu produkcji na Steamie, gdzie stoi ona zdecydowanie taniej. Z drugiej jednak strony książeczka jest wyczerpująca i można się z niej wiele dowiedzieć, a naklejki spodobają się młodszym graczom. Tak po prawdzie, który z polskich dystrybutorów zrobiłby takie wydanie, za taką cenę? Obecnie żaden, dlatego należy tutaj pochwalić dystrybutora.

Torchlight Torchlight Torchlight

Co z tłumaczeniem? Cóż, tutaj też jest różnie. Jakiś poważniejszych zgrzytów nie ma, bo i tłumacze nie mieli akurat wielkiego pola do popisu w przypadku „Torchlight”, ale kręcić nosem można. Niektórym może nie podobać się nowa czcionka, tu i tam zdarza się jakaś nieprzetłumaczona angielska nazwa czy generator nazw przedmiotów gryzie się z polską wersją. Generalnie jednak tłumaczenie jest poprawne i nie przeszkadza w rozgrywce.

Podsumowując, „Torchlight” jest tytułem, w który każdy gracz, mieniący się fanem „Diablo”, powinien zagrać. Choć to tylko klon i za grosz tutaj oryginalności, przemierzanie zapomnianych przez bogów podziemi pochłonie cię i zapewni godziwą rozrywkę na długie godziny. Tytuł jest dopasowany do gustów fanów gatunku niczym wygodne gacie, a poszczególne elementy działają jak dobrze naoliwiona maszyna, na której aż chce się pracować. Warto więc wpaść do Torchlight i sprawdzić, jakie problemy trapią jego mieszkańców, przynajmniej do czasu premiery „Diablo III”.

Dziękujemy firmie FonoGAME za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Plusy
  • Rozbudowany i pozwalający na swobodę rozwój postaci.
  • Przemyślane i dopracowane elementy rozgrywki.
  • Satysfakcjonujący system generowania łupów.
  • Zarówno dla niedzielnych graczy, jak i weteranów gatunku.
  • Grywalność.
  • Wymagania sprzętowe.
  • Małe, acz dające wiele radości smaczki.
Minusy
  • Brak trybu dla wielu graczy!
  • Oryginalności za grosz.
  • Cukierkowa grafika (dla niektórych).
  • Za łatwa.
  • Czy wspominałem już o braku gry przez sieć?
Ocena Game Exe
9
Ocena użytkowników
8.49 Średnia z 69 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...