BioWare: Sequele są dobre dla branży gier

3 minuty czytania

ray muzyka, greg zeschuk, bioware

Współczesna kultura opanowana jest przez wszelakie sequele, prequele, rebooty czy inne tego typu obco brzmiące zwroty. Niektórzy przyrównują ten stan rzeczy do złośliwego raka – stopniowego obumierania kolejnych gatunków, które finalnie doprowadzi do całkowitej degeneracji. Brak innowacji i wyobraźni jest ostatnio nazbyt widoczny. Mimo zapowiedzi czegoś świeżego i odkrywczego, zazwyczaj kończy się jak zwykle – ci sami bohaterowie, identyczne światy, bliźniaczo podobne cele, tożsame pomysły i kosmetyczne poprawki. Tylko cyferki przy tytułach ulegają zmianie. Nuda jak falki z olejem? Rzygać się chce od samego patrzenia na te same twarze? Twórcy spoczywają na laurach i biją kasę od ciemnych fanów? Zapewne, ale w końcu sami sobie jesteśmy winni.

Umówmy się, lubię nowe marki czy bohaterów, ale kocham też tych starych pryków, z którymi już dawno temu zdążyłem się zapoznać, utożsamić i przeżyć niejedną intrygę. Uwielbiam patrzeć na zmiany w świecie, do których to sam się przyczyniłem i poznawać dalsze losy postaci, napotkanych kiedyś w moich wirtualnych wędrówkach. Chcę się jeszcze głębiej wgryzać w uniwersum, stojące na stabilnych fundamentach, które trafiło w mój gust i dalej je kształtować. Skoro za każdym razem bawiłem się przednio, czy to jest grzech, że wybieram utarty grunt, a nie kupuję kota w worku, który na dodatek może okazać się jeszcze kulawy i śmierdzieć octem?

Piszcie, co chcecie, ale jak macie do wyboru znaną markę, której już posmakowaliście i nowego gracza, będącego jedną wielką niewiadomą, to wybierzecie pierwszą opcję w dziewięciu na dziesięć wypadków. Nawet, gdy weteran zaczyna przejawiać pierwsze fazy wewnętrznego rozkładu. Nie lubimy rewolucyjnych zmian, czego przykładem jest „Fallout 3” czy „Dragon Age II”, trudno więc winić twórców, że mamy pewien marazm. Nie wykonuje się przecież operacji na otwartym sercu za pomocą siekiery, tym bardziej, gdy pacjentem jest milioner, który stale dotuje szpital.

Skoro sequele są złe, to dlaczego są tak dobre? Odpowiedzieć na to pytanie starali się najbardziej znani doktorzy w branży – Ray Muzyka oraz Greg Zeschuk, szefowie BioWare.

„Istnieje wiele dobrych powodów, które potwierdzają, że sequele są dobre dla branży gier. Zrobienie jednej produkcji jest strasznie trudne. Kiedy jednak masz okazje wykorzystać odpowiednie narzędzia i technologie do stworzenia kontynuacji, wtedy cały proces staje się o wiele łatwiejszy.

Dyskutowaliśmy właśnie o tym, że pokaz „Mass Effect 3” na targach E3 jest jedną z naszych najlepszych prezentacji, jakie kiedykolwiek zrobiliśmy i czujemy, że z grą będzie podobnie. Nie udałoby się to nam, gdybyśmy zdecydowali się tylko na jedną część z serii. Z punktu widzenia gracza, to bardzo pozytywne.

sequel

Owszem, może to być negatywne zjawisko, ale tylko wtedy, gdy ludzie są leniwi, spoczywają na laurach i brakuje im ambicji, co powoduje, że tworzą coś przewidywalnego i niezaskakującego. Kierujemy się dewizą – „zaskocz i zachwyć fanów swoimi grami, a jeśli zawiedziesz…”.” – kończy Zeschuk, któremu wtóruje jego kolega.

„Innowacja jest konieczna. Oznacza ona podejmowania pewnego ryzyka twórczego. Kiedy decydujesz się na stworzenie sequela, jeśli wszystko przemyślisz, dobrze zrozumiesz swoich fanów i spędzisz odpowiednio dużo czasu na słuchanie ich wywodów, decydujesz się na pewną loterię. Czasem zyskasz, innym razem stracisz – możesz jednak nadal doskonalić swoje projekty, tworząc coś naprawdę dobrego. Sequel pozwala na pewną elastyczność, wprowadzenie kilku zmiennych. Są one słuszne, jeżeli wszystko zrobisz prawidłowo.” – podsumowuje Muzyka, w wywiadzie dla serwisu Eurogamer.

Też uważacie, że sequele są dobre dla branży wirtualnej rozrywki?

Komentarze

0
·
Cholera jasna, sam to tłumaczyłem właśnie

Pobrzmiewa tu niezłomna afirmacja DA 2 i wypieranie się jakichkolwiek błędów w kontynuacjach. Jasne, że dobrze się dzieje, kiedy wyjątkowo dobra historia doczekuje się wyjątkowo dobrej kontynuacji, która nie dość, że posiada wszystkie atuty poprzedniczki, to jeszcze znacznie je pomnaża (patrz "Diablo" - "Diablo II", "BG" - "BG II", "Tekken" - "Tekken 5", "Wiedźmin 1 i 2" itp.). Gorzej jednak, kiedy po roku od premiery czegoś dobrego wychodzi coś, co ma być uznane przez wszystkich za dobre i basta, bo jest kontynuacją dobrego pierwowzoru, no a kontynuacja dobra jest. Co by było, gdyby z sequelem "Tormenta" zrobiono to, co z "DA:2" czy ostatnimi dwoma "Gothicami"...? No właśnie, wtedy chyba nikt by nie piał w zachwycie nad słusznością powtarzania rozrywki w stylu "przeżyjmy to jeszcze raz na odwal się i raz jeszcze zgolmy kasę".
0
·
A ja tam lubię części II III i... no do V maks. Na szczęście nie robią (chyba) gier o modzie na sukces. Jedi knight prawie każdy był inny od siebie, ale wszystkie opowiadały historie jednego człowieka i każda sprawiała przy tym radochę. Czasem kontynuacje przebiły pierwowzory, tak jak wymienił Wiktul. Dla mnie nie jest to złe, że gram w cztery części Call of Duty. Wolę tak niż miałbym grać w cztery różne gry pod innymi tytułami ale z tą samą zawartością. Bo jak coś raz się sprzedało to ciągniemy. Prawda, fajnie byłoby co chwila widzieć kolejne innowacyjne pomysły ale potem człowiek się jakoś męczy. Mirror's Edge było takie, poza fabułą świetne i innowacyjne. Nie sprzedało się. Może szansą dla swobodnego systemu poruszania się z pierwszej perspektywy będzie Prey 2, które zapowiada się ciekawie. Wracając do głównej beczki, sequele, prequele i wszystkie te inne mogą być. Szczególnie jeszcze jeśli poszerzałyby i wyjaśniały tajemnice fabularne oryginału (co niestety się rzadko zdarza, ale pomarzyć można).
0
·
Z tego co zrozumiałem to sequel według BioWare planuje się z wyprzedzeniem, tzn. robię pierwszą część, a myślę o trzeciej i czwartej ? Niech mnie ktoś sprostuje jeśli się mylę. Zawsze myślałem że planowanie drugiej części zaczyna się na ostatniej prostej przy tworzeniu pierwszej. Człowiek całe życie się uczy ;/
Za samą kontynuacja (sequel) gier jestem za, ale żeby to miało ręce i nogi, a nie. W 4 części gramy synem/córką bohater z poprzedniej.
0
·
Sequele są fajne, jeśli jest dużo nawiązań do poprzedniej części. Wtedy mamy poczucie, że coś się zmienia w "naszym" wirtualnym świecie. W DAII (nawet po zaczęciu gry z zapisem z DA: O) nie było czegoś takiego. Powinno być coś więcej o Fereldenie, bo w końcu tam zaczynaliśmy nasze przygody (eh, stare dobre czasy ) . W ME2 było więcej właśnie takich nawiązań i aż miło było grać. Jeśli wszystko ma sens to sequele są dobre, a nawet świetne dla swojej branży .
0
·
Sequele są jak najbardziej dobre, wystarczy popatrzeć na takie gry jak BG, czy HoMM, a nawet Gothic. Ale tutaj pojawia się problem, czy zmieniająca się technika i trendy na rynku, nie psują dobrego imienia wielkich poprzedników? Odnoszę wrażenie że sequele mają sens jeżeli wychodzą w stosunkowo niewielkich odstępach czasu. Popatrzmy na Gothic'a: 1 i 2 wspaniałe gry (wychodzą niedługo po sobie), ale już za to 3, nie wspominając o 4 to trochę, lub zupełnie inne gry, co nie podoba się rdzennym fanom. Może i ta reguła nie zawsze się sprawdzić (przykład DA jest tego przykładem), lecz wydaje mi się, że coś w tym jest. Co wy o tym sądzicie?
0
·

Cytat

Z tego co zrozumiałem to sequel według BioWare planuje się z wyprzedzeniem, tzn. robię pierwszą część, a myślę o trzeciej i czwartej ?


I jeżeli przemyśli się to wtedy odpowiednio, ma się wszystko dobrze zaplanowane odnośnie fabuły, a grę cechuje doskonałej jakości ciągłość. W końcu trzeba pomyśleć wcześniej o tych zaskakujących zakończeniach, które pozostawiają potem miejsce dla następnego wątku.

I to nie tak, że ludzie pragną ciągłych nowości, a to paskudni twórcy dają nam ciągle sequele. Ludzie chcą dobrych historii, a gdy te historie zaczynają przypominać tasiemca, to większości nie przeszkadza to tak długo, jak tasiemiec ten jest miły dla oka (Dobra, nieszczęśliwa metafora.).

Więc niech twórcy planują całe serie. Ludzie ich chcą, chcą ich po prostu dobrych.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...