Założeniem "Doom Patrolu" jest danie czytelnikowi historii z drużyną bohaterów, na których miejscu nikt nie chciałby się postawić. Bo cóż fajnego jest w tkwieniu w mechanicznym ciele czy posiadaniu wielu bardzo różnych, niebezpiecznych osobowości? Albo w walce z zagrożeniami, które są tak psychodeliczne i surrealistyczne, że nie sposób objąć ich rozumem?
Grant Morrison podjął się odrestaurowania przygód grupy zwanej Doom Patrol. W nowej wersji walczy ona z bodaj najbardziej obłąkanymi wyzwaniami w całym uniwersum DC. Dość powiedzieć, że unicestwiające świat istoty czy zjawiska to chleb powszedni dla bohaterów, którzy mierzą się również z wytworami własnych umysłów, przybierającymi fizyczne formy. Diaboliczna sekta, mająca w swoich szeregach oddziały jak z jakiegoś szatańskiego, przerażającego horroru? Też jest.
Każde kolejne zadanie zasiewa w czytelniku duży niepokój. To kwestia niebezpieczeństwa wielkiego formatu i prawdziwie koszmarnego charakteru, wynikającego z oparcia na kulturze, religii czy próbie odpowiedzenia, jak działa świat. Czy istnieje tu Bóg? Czym jest śmierć, a czym unicestwienie? Doom Patrol zagląda wszechświatowi pod spódnicę, w wyniku czego widzi zatrważające sceny, które zwykłych ludzi mogą przyprawić o szaleństwo. No ale to Doom Patrol też jest osobliwy.