

Czarno-białe ilustracje, wygadany kangur, jeszcze bardziej wygadana dziewczyna z papierosem w ustach i przekleństwa sypiące się w kierunku czytelnika? Ani chybi kolejny tom "Tank Girl".
Powyższy wstęp odzwierciedla, czym jest komiks Alana Martina i Jamie'ego Hewletta. To niczym (naprawdę niczym) nieskrępowana jazda po bandzie. Jazda potrafiąca obrażać wszystko i wszystkich, łącznie z czytelnikami. Ale taki to urok tego cyklu.
To już trzeci album "Tank Girl" od wydawnictwa Non Stop Comics, który zbiera pozostałe materiały z pierwszego okresu istnienia bohaterki. Czy to coś zmienia? Nie, bowiem Martin i Hewlett nie hamowali się ani na początku, ani na późniejszych etapach tworzenia historii z czołgistką.
Na komiks składa się 12 rozdziałów, czyli w gruncie rzeczy krótkich form. Nim jednak do nich przejdziemy, oficyna serwuje wprowadzenie Alana Martina. Scenarzysta serii komentuje głównie film poświęcony ich bohaterce i współpracę z ludźmi z Hollywood. Album ponownie wieńczą przypisy pozwalające lepiej odnaleźć się w komiksie, który szydzi z wielu wydarzeń i postaci sprzed lat. Zmniejsza to nieco barierę kulturowo-historyczną, ale to raczej wierzchołek góry lodowej, ponieważ znajomość specyfiki życia z tamtych czasów z pewnością wpływa na odbiór komiksu pełnego buntu wobec ówczesnej rzeczywistości. Mimo to komiks wzbudza spore emocje, jednak nie zawsze pozytywne.