Przed lekturą komiksu "Puls" można było mieć obawy, czy Brian Michael Bendis dorównał swojej poprzedniej serii o Jessice Jones – "Alias". Albo inaczej: czy chociaż zdołał zachować ducha swoich wcześniejszych historii o superbohaterce działającej w roli detektywa?
W albumie znalazły się trzy sprawy, które łączy praca Jessiki w gazecie Daily Bugle i okres ciąży. Pierwsza dotyczy zbadania zniknięć, druga zaczyna się tajemniczym atakiem na Luke'a Cage'a i Jessicę, a trzecia to w zasadzie śledztwo Bena Ulricha przeplatane scenami z rodzącą Jessicą.
Początki są trudnawe, ale może to kwestia przeskoku z pełnej cynizmu, wulgaryzmów i sarkastycznego humoru opowieści do bardziej obyczajowych rejonów. Jessica Jones nie jest już detektywem, ma ustabilizowane życie i też nie zawsze gra pierwsze skrzypce. To postać po przemianie, u której odzywają się matczyne instynkty, postać sympatyczniejsza dla otoczenia, a jednak równie ciekawa, co dawniej. To w końcu nasza Jessica Jones, w interpretacji Bendisa. Towarzyszyliśmy jej na etapie, gdy było bardzo źle, towarzyszymy też, gdy jest lepiej.