

"Hawkeye" w drugim tomie nie przechodzi żadnej drastycznej zmiany. Co tu ukrywać – to świetna wiadomość, bo czytanie o Clincie Bartonie, który nie ma nadzwyczajnych mocy i mierzy się z przyziemnymi problemami, jest jak najbardziej pożądane.
W "Lekkich trafieniach" bohater odczuwa skutki swoich dawniejszych decyzji. Zdenerwował niebezpieczną mafię, a ta stanowi niebezpieczeństwo dla mieszkańców kamiennicy, którą wykupił. Z kolejnymi kłopotami powraca rudowłosa nieznajoma, ale w życiu Hawkeye'a nie brakuje również innych kobiet – w tym Kate Bishop. Poza tym zbiera się na burzę wymagającą podjęcia pewnych działań... I trzeba przyznać, że ta ostatnia do doskonały przykład na zwyczajność przygód Clinta – bo jak często oglądamy postacie Marvela na tle sił natury, bez walczenia z jakimś potężnym przeciwnikiem?
Wydarzenia – podobnie jak w pierwszej części pt. "Moje życie to walka" – są prezentowane bez zachowania chronologii. Matt Fraction wyraźnie lubi mieszać w fabule, starając się utrzymać uwagę czytelnika. Z każdą stroną szerzej zarysowuje sytuację, w której znalazł się bohater. Trudno mieć o to żal – mówimy o cesze charakterystycznej dla tej serii. Celem autora nie jest zaczęcie od trzęsienia ziemi, żeby następnie zanudzić nas mało istotnymi szczegółami.