
Do premiery piątej części sagi „The Elder Scrolls” pozostało już tylko dwa tygodnie. Materiały promocyjne, którymi dość oszczędnie dzieliła się Bethesda przez ostatnie kilka miesięcy, były w przeważającej większości nafaszerowane akcją i przemocą pod sam sufit. Zakrojone na szeroką skalę potyczki ze smokami, wybijanie nieumarłego tałatajstwa w rozlicznych kompleksach jaskiniowych północnej prowincji, zamrażanie wrogów przy pomocy specjalnych okrzyków czy polowanie na bandytów siejących spustoszenie na drogach. Tak, katowano nas tego typu zabawami w Pana Prawo i Porządek – nie samą walką jednak gracz żyje.

Dovahkiin, choć twardziel z niego pierwszej wody, też musi kiedyś odsapnąć, a ojczyzna Nordów ma swój urok, w którym można się zadurzyć. Zatem niech wiekowy pień drzewa posłuży nam za wygodne siedzisko, w tle gra pieśń barda, a róg miodu pitnego rozgrzeje wychłodzony organizm. Najświeższy materiał ze „Skyrim” zachęca do zakupu tej produkcji bardziej niż prezentacja osiemdziesiątego sposobu na zamordowanie smoka czy siedemnasta eksploracja tego samego lochu.