
Jak BioWare obiecał, tak uczynił. Cierpliwie czekałem na ten dzień, gdyż po cichu liczyłem na ucztę dla ucha oraz oka. Zwiastun CGI „Mass Effect 3” trafił w końcu pod internetowe strzechy i równocześnie rozpoczyna finałowe odliczanie przed wyczekiwaną premierą gry. Obok kawy oraz dobrej kanapeczki, trzymajcie tygodniową dawkę kanadyjskiego patosu – cóż może być lepszego w ten pochmurny poniedziałek?

Ech… wiele rzeczy, bo ten materiał jest klasyczną odmianą znienawidzonej „polityki jednego screena”. Czasem naprawdę nie rozumiem tego studia i jego ruchy tak mnie załamują, że mój maluczki rozumek nie ogarnia marketingowych zagrań panów z Edmonton. Widać jestem za głupi, aby to zrozumieć. Przykładowo, dlaczego, na miłość boską, kolejny raz kastrują smakowity i intrygujący materiał, który miał szansę wgniatać w fotel oraz budować gęsty klimat, starając się go sprzedać graczom trzy razy? Tak się nie robi, to nie uchodzi. BioWare chyba czerpało inspirację z ostatniego filmu Christophera Nolana, bo wszystko wskazuje na to, że teaser był „zapowiedzią zapowiedzi zapowiedzi” i na ostateczną wersję zwiastuna musimy poczekać do jutra. Jaki to ma sens? To jak kopanie pod sobą dołków.