
Udostępniono już dziewiątą tapetę w ramach kalendarza dla fanów gry World of Warcraft.

Wrzesień przywita nas typowo jesiennym krajobrazem. Wszelkie rozmiary tapety do pobrania są dostępne pod tym adresem.
Udostępniono już dziewiątą tapetę w ramach kalendarza dla fanów gry World of Warcraft.
Wrzesień przywita nas typowo jesiennym krajobrazem. Wszelkie rozmiary tapety do pobrania są dostępne pod tym adresem.
…a raczej Lady Hawke i czterech demonicznych Qunari, zaraz po egzekucji kolejnego możnowładcy. Tak na zakończenie tego chłodnego, jesiennego dnia.
Swoją drogą, nie uważacie, że ostatnio za dużo tego królobójstwa i przewrotów w cRPG? Najpierw był „Wiedźmin 2” i jego Zabójcy Królów, potem ta cała rewolucja w „Fable III”, a teraz „Dragon Age II”. Skąd ta ukryta nienawiść do monarchii? Może to jakaś nowa moda, skoro wszyscy zrobili się nagle tak strasznie monotematyczni.
Kto jeszcze się cieszy na 10 września? No? Łapki do góry, śmiało! Tak, wiem. Ja też cieszę się, że od tego dnia będę mogła powyobrażać sobie, że gdybym posiadała działający poprawnie komputer, mogłabym całkowicie za darmo pograć w Lord of The Rings Online i stworzyć sobie postać mogącą posiadać maksymalnie 50 poziom. W moim przypadku kończy się na marzeniach, bo nawet gdybym miała sprawnie działający komputer, nie stać by mnie było na możliwość dalszego opłacania abonamentu w grze. Tak, tak. Dobrze czytacie. Chociaż Lord of The Rings Online staje się grą darmową, nadal można za nią płacić: dzięki temu uzyskujemy możliwość posiadania aż 5 postaci. Za naszą wierność kontom bankowym twórców, oni co miesiąc wynagrodzą nas za to odpowiednią dawką złota... w grze. Niestety, nie przyjdzie do nas w poczcie sakwa pełna świecącego złota, ale przecież nie można mieć wszystkiego. Dodatkowe dochody w grze zawsze można przecież wykorzystać bajerując naszego bohatera nowym wyposażeniem, a jakże!
To co ja, Wam dłużej będę tutaj smęcić o moim marnym losie: zapraszam do obejrzenia zwiastuna całkowicie darmowego Lord of The Rings Online!
Jeszcze mój umysł nie wyszedł z letargu po przaśnej i nie wywołującej większych emocji historyjki z „Mass Effect: Objawienie”. Z kolei mój brzuch oraz plecy nadal mnie bolą, po dość frywolnym przekładzie całej powieści, który spowodował, że pękałem ze śmiechu i spadałem kilkakrotnie ze swojego obrotowego krzesełka, prosto na podłogę. Do tej pory wyklinam w myślach nazwisko Karpyshyn – dlatego, że facet nabił mnie kolejny raz w butelkę, jak typowego ciemnego fanatyka… a tutaj taki pasztet! Następna książka z serii „Mass Effect”, sygnowana nazwiskiem wspomnianego autora, jest już w drodze. Polska premiera – październik 2010. Oj… i co ja teraz biedny pocznę?
Najgorsze jest to, że pewnie ją kupię, wmawiając sobie, że inne wydawnictwo, ciekawsza historia, a frycowe już zapłacone i teraz może być tylko lepiej. W końcu to „Mass Effect”, przecież nie może być ponownie tak kiepsko. Prawda? Prawda?!
Przekonamy się już niedługo, lecz Fabryka Słów potrzebuje teraz naszej pomocy. Zadanie to jest tylko dla prawdziwych N7 – wybrać najlepszą i najklimatyczniejszą okładkę dla książki „Mass Effect: Podniesienie”.
Oglądając czwartą część „Making of Drakensang: The River of Time” poczułem lekkie rozczarowanie. Trzeci filmik traktujący o pracy od kuchni nad tą produkcją, okazał się całkiem interesujący – zawierając masę smaczków, frapujących informacji oraz kilka niezłych scenek prosto z gry. Rzekłbym – reklama idealna. Niestety panowie z Radon Labs postanowili nakręcić finał, w podobnym stylu jak początek, co niezbyt fortunnie odbiło się na jakości tego „dzieła”.
Zamiast intrygujących faktów i ciekawostek, mamy filmik o… hmm… doświadczeniach developerów i świecie Aventurii? Zgaduję, bo moim skromnym zdaniem, wyszedł z tego bełkot, pełen „oczywistych oczywistości” i nieistotnych deklaracji. Trochę takie gadanie, aby wypełnić te cztery ostatnie minuty, bo tyle było umówione i zakontraktowane. Świat jest niesprawiedliwy, bo ja to robię za darmo, a im za to płacą ciężkie pieniądze – chyba muszę tam wysłać swoje CV.
W głowach pewnie zaświtało Wam pytanie, po jaką cholerę ja o tym piszę, skoro jest to taka żenada? Ha, nikt nie zna swojego przeznaczenia i może kiedyś będziecie szychami w branży elektronicznej rozrywki. Jeżeli tak się stanie i będziecie planowali zrobić filmik „Making of”, przypomnijcie sobie ten traktujący o „Drakensang: The River of Time”. Dzięki temu unikniecie zażenowania i zniechęcenia potencjalnego konsumenta.
Uwielbiam wszelakie statystyki, zestawienia, rankingi czy podsumowania i zawsze staram się chłonąć każde z nich, w najdrobniejszym detalu. To fantastyczne źródło wiedzy w malutkiej pigułce – pokazuje preferencje graczy, w jaką stronę zmierza branża komputerowej rozrywki, czy wyciąga na światło dzienne morze frapujących i zaskakujących smaczków, które normalnie zostałyby pominięte. Producenci gier nie są w ciemię bici i doskonale zdają sobie sprawę, jaka siła oraz mądrość kryje się nawet, w zdawałoby się, najmniej istotnych danych. W końcu to my, gracze, decydujemy o losie największych korporacji swoimi portfelami i każda informacja jest na wagę złota, nieprawdaż?
Czasy się zmieniają i technika idzie do przodu. Twórcy się przez te lata wycwanili – to, co kiedyś zajęłoby im długie miesiące przeczesywania sieci i czytania różnorakich opinii internautów czy robienia kosztowanych ankiet, teraz zbiera za nich… sama gra. Podczas, gdy my sterujemy poczynaniami Sheparda i ratujemy galaktykę przed obcym ścierwem, do siedziby BioWare, przy pomocy wstrętnych małych gnomów, wysyłane są interesujące materiały poglądowe, które pomagają w projektowaniu kontynuacji oraz idealnym wstrzeleniu się w gusta przeciętnego gracza. Nawet więc nie śnijcie, że coś się ukryje przed pierwszym sekretarzem Hudsonem!
Dziś Kanadyjczycy postanowili odkryć rąbek tajemnicy i podzielić się częścią tych danych ze społecznością. Chcecie wiedzieć, jak graliśmy w „Mass Effect 2”?
Co stało się z Revanem po pokonaniu Malaka i zdobyciu Gwiezdnej Kuźni? To kwestia tyleż ciekawa, co niewyjaśniona. Dwa dni temu zakończył się konwent Penny Arcade Expo (PAX), na którym BioWare zaprezentował film przedstawiający próbę zdobycia grobowca Dartha Revana przez grupę imperialnych odkrywców. Widzimy tu Wojownika Sithów, Inkwizytora, Łowcę Nagród – wszyscy oni dają radosnego łupnia oddziałom Republiki strzegącym miejsca spoczynku dawnego Mrocznego Lorda. Czego dowiemy się o tajemnicy Revana z tego filmu?
Dzisiejszego dnia, w tej właśnie chwili, mam niezmiernie miłą powinność poinformować Was, kto dostanie grę "Torchlight", która przez dwa tygodnie czekała na największego szczęśliwca w puli nagród zakończonego wczoraj konkursu. Bez zbędnego przedłużania – laureatem został Marek G. z Chojnic. Serdecznie gratuluję!
Szef Cryptic Studios, Jack Emmert, udzielił wywiadu serwisowi VE3D na temat ich najnowszego dzieła – sieciowego RPG "Neverwinter"(o którym informował już Tokarro), dzięki któremu poznaliśmy m.in. szacowaną datę wypuszczenia na rynek.
Z jego słów wynika, że będziemy mogli w sieciowe RPG grać już (albo dopiero) pod koniec przyszłego roku. Krótko czy długo trzeba czekać? Tego sam określić nie jestem w stanie, ale warto zainteresować się jeszcze innymi faktami, które podał Emmert.
Pragnę serdecznie podzielić się z Wami interesującą nowiną – wraz z tą chwilą zbiór artykułów na GameExe został poszerzony o kolejną godną uwagi sztukę. Komu zawdzięczamy ten powód do radości? Głównym winowajcą jest nasz redaktor, Thorin, który specjalnie dla Was zrecenzował grę "Starcraft II: Wings of Liberty". Zastanawiacie się, czy wydać pieniądze na kupno tego tytułu? Przeczytajcie świeżutką recenzję i przekonajcie się. Udanej lektury!
"Starcraft II: Wings of Liberty" to kontynuacja legendarnej strategii czasu rzeczywistego autorstwa samego Blizzard Entertainment. Pierwsza część gry zyskała na świecie ogromną popularność, a jej rewelacyjny tryb multiplayer sprawił, że w pewnych zakątkach naszego globu (głównie w Korei Południowej i innych krajach azjatyckich) rozgrywki sieciowe za pośrednictwem Battlenetu urosły do rangi sportu narodowego. Mimo kilkunastu lat na karku, "Starcraft" ciągle przyciąga miliony graczy i cieszy się niesłabnącą popularnością. Do dziś wiele osób zastanawia się, co tak naprawdę wyróżniło ten tytuł i pozwoliło mu tak długo przetrwać w pamięci graczy. Produkcja Blizzard Enterteinment, która ukazała się na świecie w 1998 roku, na zawsze zmieniła oblicze wszystkich RTS-ów. Oferując graczom wiele innowacyjnych rozwiązań, spodobała się im tak bardzo, że większość z nich jest obecnie standardem dla gier całego gatunku. Rozgrywka w "Starcrafcie" była przede wszystkim bardzo dynamiczna i nieprzewidywalna.