
Ciężko jest być w dzisiejszych czasach reżyserem. Rozpieszczeni aktorzy, którzy nie rozumieją przesłania naszego dzieła i ciągle zrzędzą, że to im nie pasuje, a tamtego nie zrobią. Oświetleniowcy, dźwiękowcy i reszta tej hałastry, która nie zna nawet najprostszych podstaw i pcha swój sprzęt tam gdzie nie trzeba, stwarzając niebezpieczeństwo na planie. Nie wspominając już o krytykach filmowych, którzy przyjdą niechętnie na seans, rozłożą swoje cielska na fotelach, prześpią większość dzieła, a potem napiszą, że zabrakło w tym wszystkim metaforycznego wydźwięku i całość jest surrealistycznym koszmarem. Cokolwiek to oznacza.
Kulisy planu filmowego „Borderlands” ukazują, że na Pandorze też nie jest różowo. Choć biedny Claptrap dwoi się i troi, aby nakręcić piękną, liryczną oraz majestatyczną reklamę „Borderlands Game of the Year Edition” to ktoś mu zawsze rzuci kłody pod nogi…
















