Exodus z przeklętej bazy był czasem próby dla żołnierzy i ich rodzin. Choć nie musieli zmagać się z opadem radioaktywnym, często nękały ich odpadki ludzkości. Wałęsające się bandy psychotycznych morderców i rabusi kilkakrotnie zaatakowały tę szlachetną grupę.
Sama kompania nie była w niebezpieczeństwie, ponieważ nosiła Zbroje Mocy. Członkowie ich rodzin nie mieli jednak takiego szczęścia. Odkąd robactwo przekonało się, że jest łatwo odpierane, zaczęło strzelać z dystansu do bezbronnych cywili.
Zbrodniarze zebrali krwawe żniwo, lecz za każdego członka Exodusu powalonego w ten sposób, nasi szlachetni bracia odebrali Pustkowiu po dwa żywoty.
W końcu praojcowie dotarli do bezpiecznych murów schronu. Kpt. Maxson, Wielki Zbawca, ogłosił go naszym nowym domem, i wszystko układało się pomyślnie.
Po pewnym czasie schron stał się naszym prawdziwym domem, świątynią i wybawieniem od horrorów zewnętrznego świata. Zaczęliśmy przebudowywać i przekształcać naszą fortecę w coś wspaniałego, czego piękna nigdy wcześniej nie oglądał pozbawiony technologii świat.
Jednak byli tacy, którzy pragnęli jeszcze więcej. Te niespokojne dusze zażądały, abyśmy skierowali wzrok ku południowemu wschodowi i zaawansowanym technologiom, które miały się tam przypuszczalnie znajdować.
Kpt. Maxson ostrzegł tych porywczych młodzików, iż tamten ośrodek badawczy został niechybnie zniszczony, gdy my ocaleliśmy, ale oni nie chcieli słuchać Jego słów. Założyli swe uświęcone zbroje i wyruszyli po swego Świętego Graala, wcześniej jednak wymówili imię Zbawcy nadaremno, kwestionując Jego męstwo!
Zaginął o nich wszelki słuch.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz