Dobre miejsce na debiut, nie tylko dla Gorzowian. Tak można by podsumować informację którą zamieściłem niegdyś na łamach GE, z okazji wydania pierwszego numeru tego lokalnego magazynu fantastycznego. Tu nic się nie zmieniło. Jest jeszcze lepiej, bo uzyskanie numeru ISSN umożliwia chwalenie się debiutem w oficjalnym czasopiśmie. Zobaczenie w druku swojego tekstu (lub obrazu na kolorowej wkładce), poddanego fachowej (pod każdym względem) obróbce jest dużą przyjemnością, nawet bez finansowej gratyfikacji.
Skoro pomysł wypalił, o czym świadczą regularnie wydawane kolejne numery, to wypada formalne zalety odsunąć na bok i spojrzeć okiem krytyka. Jest dobrze ale… (bo jakieś ale zawsze jest). Grupa autorów jest wąska, co dla potencjalnych debiutantów powinno być wręcz zaletą, bo ileż numerów może zapełnić naczelny i zastępca? Wprawdzie Mariusz Sobkowiak (wspomniany naczelny) pisze we wstępniaku („To nie miało prawa się udać”) o zalewie prac, ale wcale tego nie widać w numerze.