Jeśli po drugich tomach serii spodziewacie się przynajmniej trochę wyższego poziomu, rozkręcenia akcji i rozwinięcia historii, to Aya Kanno w "Requiem Króla Róż" tak właśnie czyni. Wcześniej jednak krótko przypomina dotychczasowe wydarzenia na stronie zatytułowanej "Bohaterowie i ich dzieje", co z pewnością przyda się czytelnikom, którzy usiądą do lektury kolejnej odsłony cyklu po jakiejś przerwie.
Pierwsza część zakończyła się urwaniem akcji w szczytowym momencie, zostawiając czytelnika z pytaniem, czy jednej z ważnych postaci uda się przeżyć. Bez ociągań dostajemy kontynuację tej historii, dowiadując się, jaki los czeka bohaterów i śledząc zaogniający się konflikt między rodem Yorków a Lancasterami. Aya Kanno szybko rozstawia pionki na szachownicy i dąży do przynajmniej tymczasowego rozwiązania sprawy – krwawego i pełnego przemocy.
Ujawnia się tu niewielka słabość "Requiem Króla Róż" – ustawianie postaci w odpowiednich miejscach i zwroty w bitwach (przewagę ma jedna strona... i już nie) są odrobinę naciągane. Dlatego lepiej głębiej nad tym nie rozmyślać. Już w poprzedniej recenzji wspominałem, że król Henryk wymyka się bez problemów, a z uwagi na to, że jest bogobojną, naiwną i uległą osobą oraz władcą, raczej powinien być cały czas pod eskortą. Być może można byłoby to wyjaśnić (np. jego sprytem?), ale autorka wolała skupić się na innych aspektach.