

Bez trudu można orzec, że w trzecim tomie "Chewa" scenarzysta John Layman chciał złapać dwie sroki za ogon. W kolejnej odsłonie przygód cybopaty autor poszedł nie w ilość, a w jakość poruszonych wątków. Z bardzo dobrym efektem.
Na niebie pojawiły się dziwne napisy ułożone jakby z płomieni. Najtęższe umysły naszego globu nie potrafią odszyfrować nieznanego ludzkości języka. Niepewność zarówno wśród zwykłych obywateli, jak i w szeregach rządu czy NASA narasta, co ma niebagatelny wpływ na funkcjonowanie m.in. FDA. Krótko mówiąc, w obliczu budzących niepokój napisów mało kto przejmuje się prohibicją na drób. Bynajmniej nie oznacza to nudy dla Tony'ego Chu.
Agenci Chu i Colby wprawdzie już tak często nie ścigają łamiących przepisy dotyczące drobiu, ale ich przełożony dba, by nie spoczęli na laurach. Sęk w tym, że wysyła ich na najniebezpieczniejsze z niebezpiecznych misji. Powód? Bardzo prosty – chce pozbyć się Tony’ego, którego szczerze nienawidzi. Oczywiście dla czytelników oznacza to pokaźną porcję zabawnych sytuacji i uszczypliwych dialogów. W połączeniu z bardzo szybko rozwijającą się historią to mieszanka wybuchowa, zapewniająca bodaj najlepszy spośród dotychczasowych tomów serii.