O „Amelon” nie słyszałem do tej pory nic. Pewnie dlatego, że dostałem w swoje ręce pierwszą, niezależną produkcję, za którą stoi ledwie pełnoletni chłopak. To właśnie on poprosił, byśmy zagrali w jego grę i wydali jakiś werdykt. Świat przyszłości, wszczepy oraz możliwość przetestowania czegoś przed innymi sprawiły, że dałem „Amelonowi” szansę. Tylko czy moje pierwsze zderzenie z tematyką gier niezależnych można uznać za przełomowe?
Przełomowa na pewno nie jest muzyka w głównym menu, którą słuchamy po dość krótkim etapie instalacji. Dźwięki początkowo potrafią zauroczyć, lecz dalej są już na tyle natarczywe, że pozostaje jedynie uciekać. Początkowy filmik to przykład tego, jak nie powinno się tworzyć wprowadzeń. Lektor zjada końcówki nazw, mógłby także mówić głośniej i trochę wolniej. Musiałem obejrzeć całość dwa razy, aby przez monotonię głosu wyłapać chociażby to, kim będę sterował. Autor będzie musiał ten element dopracować, bowiem te pierwsze chwile mogą przesądzić o zainteresowaniu potencjalnego nabywcy.
Wreszcie możemy zająć się właściwą rozgrywką, czyli sterować czymś na wzór robocika z oczami, który ma zbierać odpadki. Szybko też dostajemy pierwsze wskazówki i od razu zauważamy, że tekst nieco rozjeżdża się z napisami, jak też całość czyta niewiasta o mało wyrazistym głosie, ale za to dużo lepszej dykcji. To jednak nie ma większego znaczenia w sytuacji, gdy nie bardzo znamy powód naszej egzystencji. Nie ma opcji swobodnej rozmowy, stąd też nasz milczący robocik tylko wysłuchuje cudzych kwestii. To utrudnia proces zrozumienia uniwersum i chociaż natkniemy się na telewizory z informacjami o świecie, to jednak wcale nie czułem się mniej zagubiony. Myślałem, że sprawę polepszą odnajdowane miejsca przy przedmioty (patrz seria „Dark Souls”), ale i tutaj ekwipunek służy jedynie składowaniu a nie oglądaniu czy analizowaniu.
Samo przemieszczenie się jest teoretycznie ograniczone poziomem baterii, jednak ta wyczerpuje się na tyle wolno, że o ładowaniu możemy praktycznie zapomnieć. Dość rozległe i niestety puste mapy szybko przemierza się za pomocą „samochodzika”, ale ten pojazd działa tylko wtedy, gdy ciągle wciskamy gaz, więc szybko uczymy się małpich ruchów lub też kręcimy niepotrzebne kółka.
W kwestii grafiki nie miałem żadnych oczekiwań, chociaż nazwa silnika „Unity” dumnie pręży się podczas wczytywania gry. Jest oszczędnie, zarówno w kwestii ilości obiektów, jak też ich architektury czy kolorystyki, ale chyba nie to jest najważniejsze. Obracanie kamery i możliwość przybliżania to miłe akcenty, ale nie natrafimy na nic, co skłoni nas do podziwiania. Także interfejs trudno uznać za udany, bowiem co prawda stawia na minimalizm, jednak jest to broń obosieczna i pierwsze drzwi stanowiły przeszkodę przez dobrych dziesięć minut, aż przypadkiem kliknąłem w odpowiednie miejsce, co pozwoliło mi przejść dalej.
Nie mogę dobrego słowa powiedzieć o kwestii dźwiękowej. Tekst oraz to, co słyszymy w głośnikach, zbyt często się rozjeżdżają, jak też sam sposób czytania kwestii woła o pomstę do nieba. Nie spodziewałem się profesjonalnych aktorów, ale zdecydowanie zbyt lekceważące podejście do tej tematyki daje o sobie znać nader często. Do tego dochodzą literówki oraz totalny brak podstawowej interpunkcji, przez co zastanawiałem się nad zmianą wersji językowej. „Amelon” pozwala nam bowiem grać po angielsku, ale są też kwiatki, jak też nazwy lokacji na głównej mapie, które zawsze pozostaną w języku Szekspira.
Czy to oznacza, że te dwie godzinki potrzebne do ukończenia całości można uznać za zmarnowane? „Amelon” to dość sympatyczna produkcja z fajnym protagonistą, jednak zdecydowanie zawodzi kwestia fabuły oraz sterowania pojazdem. Do tego dochodzi fatalna kwestia polskiej wersji językowej oraz ubogich lokacji. Jednak mam nadzieję, że autor będzie stopniowo rozbudowywał swój produkt, zaś do tego czasu moje kolejne podejście do tematyki gier niezależnych będzie dużo pełniejsze.
Dziękujemy firmie Pjural za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz