"Wojna domowa" to jeden z najpopularniejszych komiksów Marvela. Jego zamysł jest dość prosty – skłóćmy ze sobą superbohaterów. Niech stworzą dwa przeciwstawne obozy, które będą toczyły zażartą walkę, a na ich czele postawmy honorowego, uosabiającego amerykańskie ideały Kapitana Amerykę oraz miliardera i geniusza, czyli Iron Mana. Udało się to na tyle, że rysunkowa historia została zekranizowana (oczywiście z pewnymi zmianami w scenariuszu). Film nieszczególnie mnie zachwycił, ale komiksowy pierwowzór to już rozrywka na wysokim poziomie.
Mark Millar szybko przechodzi do najciekawszych wydarzeń. Pierwsze strony pokazują bezpośrednią przyczynę rosnącej niechęci do samowolnych działań bohaterów, którzy mogą dokonywać wiele dobrego, jednak stanowią także zagrożenie dla niewinnych cywili. Pojawia się więc pomysł, żeby rejestrować ludzi obdarzonych nadludzkimi zdolnościami. Ich tajna tożsamość zostanie tym samym ujawniona, bliscy mogą zostać wystawieni na niebezpieczeństwo, a prywatne życie nieodwołalnie ulegnie zmianie. Po stronie nowej ustawy staje Iron Man, natomiast przeciw niej występuje Kapitan Ameryka. Kolejne postacie opowiadają się za jednym bądź drugim, biorąc udział w tytułowej wojnie.