Grant Morrison nie raz już pokazywał, jak bardzo lubi odchodzić od utartych ścieżek i prezentować czytelnikom historie inne niż te, do których przyzwyczaili nas masowo produkujący twórcy spod znaku DC czy Marvela. Sztandarowym przykładem i najdonośniejszym tworem Szkota wciąż pozostaje genialny "Azyl Arkham", który pomimo 28 lat od premiery nic nie stracił na jakości. Czy o "Gotyku" można mówić w podobnie entuzjastycznym tonie?
Wyjściowy pomysł jest jak najbardziej w porządku. Z dnia na dzień zaczynają ginąć kolejni bossowie przestępczego światka. Któż byłby tak szalony, by zadzierać z gangsterami? Zbrodniarzem okazuje się człowiek bez cienia, zlikwidowany przez przestępczych liderów za mordowanie dzieci wiele lat wcześniej. W trosce o własne życie postanawiają zrobić coś dotąd niespotykanego – na dachu jednego z budynków gromadzą się wokół lampy emitującej sygnał w kształcie nietoperza... Na tym jednak nie koniec. Bruce'a Wayne'a dręczą sny z ojcem, ostrzegającym go przed bliżej nieokreślonym niebezpieczeństwem. Z czasem fabułę skomplikują i zarazem trochę rozjaśnią wspomnienia z młodzieńczych lat i szkolno-rodzinne retrospekcje.
Historia została przyjemnie zagmatwana i dzięki wspominkom Wayne'a jest także w dużym stopniu osobista, co jeszcze potęgują autentyczne postacie. Dotyczy to nie tylko Batmana oraz standardowo już ukazanego, niezłomnie wiernego lokaja Alfreda, ale i przewodniego antagonisty, którego Szkot obdarzył przeciętną fizjonomią, w ramach wyróżnienia przydając mu jedynie długi, czerwony płaszcz oraz diabelski uśmiech. Scenarzysta pokusił się również o parę retrospekcji z mordercą w roli głównej z różnych okresów jego życia. To wszystko wystarcza, by człowiek bez cienia zapadł w pamięć jako jeden z niepozornych i jednocześnie śmiertelnie groźnych złoczyńców.
Morrison nie poprzestał jednak na wprowadzeniu intrygującej postaci człowieka bez cienia, nad którym unosi się mgiełka tajemnicy, zwłaszcza w początkowej fazie albumu. Szkot wykorzystał też garść cytatów pochodzących z utworów m.in. Poego czy Keatsa, jeszcze silniej akcentujących duszną atmosferę przedstawionej opowieści. Do tego mrocznego kociołka wrzucił jeszcze parę motywów wykraczających poza świat rzeczywisty, a wszystko to wymieszał z osobistymi przeżyciami Bruce'a z lat szkolnych. Przepis na sukces? Odpowiedź nie jest aż tak jednoznaczna, jakby się mogło wydawać.
W "Gotyku" nie natrafimy na zbyt wiele postaci pobocznych, a już na pewno na żadne godne uwagi, lecz wspominanie o tym to tylko drobne czepialstwo w porównaniu do największego mankamentu utworu. Interesująca fabuła zaczyna obniżać loty w okolicach połowy albumu, bo intryga zdaje się spleciona niezwykle cienką nicią i wymaga przymrużenia oka na pewne rozwiązania zapewne wygodne dla twórcy, ale dla czytelnika przewidywalne. W wielu komiksach autorzy nie silą się na oryginalność, chętnie podążając wydeptanymi ścieżkami, jednak pomimo iż Morrison otarł się w paru miejscach o sztampę, stworzył bardzo dobrą opowieść z rosnącym napięciem i nastrojem grozy. I co jest istotne – opowieść inną niż zdecydowana większość "batmańskich" pozycji dostępnych na rynku.
Nawet pomimo niedociągnięć fabularnie "Gotyk" to udany tytuł, a już zwłaszcza gdy poszukujecie czegoś oryginalniejszego niż kolejnej radosnej nawalanki z zamaskowanym herosem w roli głównej. Jednakże nie można zrezygnować z gorzkich słów w przypadku ilustracji Klausa Jansona, które mogłyby stanowić definicję słowa "archaizm". Oczywiście trzeba mieć na uwadze, że pierwsze wydanie miało miejsce w 1991 roku, lecz i tak oprawie należy się kilka przygan. Przeszarżowana mimika oraz nieregularna, często kanciasta i gubiąca proporcje ciał kreska woła o wygładzenie, a drugi plan domaga się większej uwagi. Lepiej prezentują się przemyślane kadry, nieźle stopniujące napięcie. Kolory czasem irytują i niektóre są na tyle mało wyraziste, że zlewają się z tłem, ale kilkukrotne użycie jaskrawych barw znacząco wzmocniło odbiór prezentowanej sceny. Krótko mówiąc, kolorystyka dorzuca swoje trzy grosze do ciężkiego klimatu.
"Gotyk" z pewnością nie jest tytułem, który może jakościowo równać się z "Azylem Arkham" szkockiego scenarzysty, ale pod wieloma względami to również wysokiej klasy utwór. Wciągająca fabuła i gęsta atmosfera rekompensują niedoróbki i posuniętą w wieku oprawę graficzną, odsłaniając nietuzinkowy komiks.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Mam jednak wrażenie, że Morrison nie wykorzystuje potencjału całej historii. Że ta groza w gruncie rzeczy nie jest taka straszna, a fabuła prostsza niż wskazywałby na to początek (zgadzam się, że druga połowa to obniżenie lotów). Ode mnie 7/10. Mimo wszystko dobra próba umieszczenia Mrocznego Rycerza w mniej typowej opowieści.
Dodaj komentarz