

Uwielbiam Edycje Kolekcjonerskie i nic tego nie zmieni. Choć trzeba za nie słono zapłacić i zazwyczaj większość gadżetów jest albo kompletnie nieprzydatna, albo po kilkunastu dniach zawala półki mojego pokoju, skrzętnie zbierając kurz, to jest to mało istotny fakt. Generalnie mam to gdzieś i lubię mieć coś ekskluzywnego, z motywem z mojej ulubionej gry. Lubię paradować po mieście ze znamiennym „N7” na piersi, kocham mój wysłużony breloczek z logiem „Baldur’s Gate II” i wprost nie mogę powstrzymać się od kiwania główką „Vault Boy Bobblehead”, podczas blokady twórczej czy delektowania się filmem przed ekranem monitora. No i ten charakterystyczny zapach nowości po otwarciu sporych rozmiarów pudła, coś pięknego.
Niestety od pewnego czasu, gdy kryzys finansowy zaczynał dobijać się do bram branży elektronicznej rozrywki, Edycje Kolekcjonerskie mocno straciły na jakości i wyjątkowości. Frapującego i namacalnego gadżetu, nigdy nie zastąpi gromadka wirtualnych pikseli, a cena pozostaje tak samo zabójcza! Brrr… okropne.
Czy ekskluzywne wydanie „World of Warcraft: Cataclysm” dołączy do ogólnego trendu, czy też zgodnie z ideologią firmy Blizzard, na pohybel konwenansom, zaskoczy nas czym wyjątkowym. Przekonajmy się.