Fallout: New Vegas

Historia dziarskiego Kuriera zmierza powoli do swojego wielkiego finału, w którym poznamy odpowiedzi na wszystkie nurtujące nas pytania. Ciekawość to jednak pierwszy stopień do piekła, a kompleks Divide i enigmatyczny Ulysses zdają się znajdować na samym jego dnie. Droga do celu wiedzie bowiem przez ziemie wiecznie nękane kataklizmami pogodowymi, będące słodkim domem dla totalnych popaprańców i zmutowanych istot, na których widok nawet Starszy Paladyn „Bractwa Stali” dostaje gęsiej skórki. Wóz alb przewóz, nikt nie mówił, że ścieżka do emerytury będzie usłana kwieciem.

fallout: new vegas, lonesome road

Potwierdzeniem niech będzie oficjalny zwiastun dodatku, który zapowiada morderczą, ale za to niesłychanie klimatyczną wyprawę wprost do gardła wściekłej bestii zwanej postapokalipsą. Czuć w tym wszystkim charakterystyczną conradowską nutkę i duch „Jądra Ciemności”, co tylko skutecznie podsyca zainteresowanie tym DLC.

Mass Effect 3

Wczoraj rodzimy oddział Electronic Arts uruchomił opcję przedsprzedaży Edycji Kolekcjonerskiej „Mass Effect 3”. Generalnie nie byłaby to jakaś wielka informacja, o której trzeba grzmieć na forum publicznym, bo między nami – nie należy ona do grupki nowinek, wzbudzających jakąś wielką ekscytację. W końcu z zakupem nie trzeba się specjalnie śpieszyć (to nie „Wiedźmin 2” z numerowanymi egzemplarzami), cena mieści się w granicach przyzwoitości (choć polemizowałbym, czy jest uczciwa – niemniej, nie winiłbym dystrybutora), a i samo wydanie przecież do najbogatszych nie należy (więc równie dobrze można oszczędzić te 50 zł). Jednakowoż mimochodem został potwierdzony pewien fakt, o którym mocno się spekulowało i wzbudzał on uzasadnione kontrowersje wśród społeczności fanów.

Mianowicie rozchodzi się tutaj o kwestię polskiej wersji językowej w „Mass Effect 3”. Poprzednie odsłony przygód komandora Sheparda przyzwyczaiły nas do możliwości wyboru głosów, jakie sączyły się z naszych wymyślnych głośników. Podczas instalacji mogliśmy postawić na rodzimą śmietankę aktorską i jej nienaganną polszczyznę albo na hollywoodzkie gwiazdy, czyli mieszankę amerykańsko-brytyjskiego akcentu. Choć „Dragon Age II” był namacalnym sygnałem odejścia od tego lokalizacyjnego eldorado, to część pasjonatów bestsellerowej serii BioWare wciąż po cichu wierzyła, że „Elektronicy” podtrzymają tę tradycję również w wielkim finale gwiezdnej trylogii.

mass effect 3, kinowa polonizacja

Ech… czas zakończyć te rozważania i przestać molestować biednego dystrybutora, któremu najwyraźniej znudziły się dyplomatyczne uniki. Dziś już wiemy, jaki wyrok zapadał w tej sprawie – „Mass Effect 3” zostanie spolonizowany jedynie kinowo.

Star Wars: The Old Republic

Czy masz blaster w kieszeni, czy po prostu cieszysz się, że mnie widzisz?

star wars: the old republic

Jak szaleć, to szaleć. BioWare jest konsekwentny w swoich poglądach na kwestię seksualności w grach komputerowych i równouprawnienia graczy o różnych preferencjach seksualnych. Skoro w „The Old Republic” położono główny nacisk na opowiadanie historii, odgrywanie poszczególnych ról czy stawanie przed konsekwencjami swoich wyborów, to i takich decyzji nie mogło zabraknąć. Nie jestem fanatykiem „Gwiezdnych Wojen”, więc niestety nie mam zielonego pojęcia, jak ma się ten fakt do całego kanonu uniwersum Lucasa (przykładowo w „Star Treku” mógłby być z tym pewien kłopot). Po cichu liczę, że jakaś dobra dusza mnie naprowadzi na ten problem w komentarzach, tuszując tym samym moją haniebną niekompetencję.

Jednak zaraz, moment… Wszyscy, którzy wykonali gest zwycięstwa widząc tą wieść, niech lepiej ostudzą swój entuzjazm. Twórcy otwarcie zapowiedzieli, że choć taka opcja z pewnością zostanie odblokowana w grze, to niestety pojawi się dopiero kilka tygodni po premierze tytułu, w specjalnej łatce uzupełniającej. Zainteresowani do tego czasu, będą musieli trzymać swoje żądze na wodzy.

Diablo III

Do premiery „Diablo III” pozostało jeszcze trochę czasu i wygląda na to, że w tym roku nie skopiemy po raz trzeci tyłka Pana Ciemności. Cóż, przynajmniej takie pesymistyczne wieści krążą po wirtualnych zaułkach, a i sam Blizzard wraz z postawą „będzie, kiedy będzie” zdaje się sugerować początek 2012 roku. Nie ma jednak potrzeby spuszczania nosa na kwintę i strzelania protestacyjnego focha na chłopców z „Zamieci”. Ewidentnie starają się oni na każdym kroku rozpieszczać markotnych graczy, przy pomocy różnorakich smaczków głaszczących ich podniebienia.

diablo iii, diablo 3

Jednym z nich jest popularny kalkulator umiejętności, który niedawno pojawił się w sieci. Pierwszy rzut oka na to cudeńko potwierdza tylko, że obietnice twórców w kwestii olbrzymich możliwości rozwoju postaci nie były słowami rzuconymi na wiatr. Łatwo zanurzyć się w tym oceanie talentów i dokonanie idealnego wyboru nie należy do najłatwiejszych.

Dobra, nie będę Wam już jęczał nad głową, bo odpowiednie rozdysponowanie punktów to zawsze kwestia życia i śmierci – potrzebne są spokój, cisza oraz umiejętność chłodnej kalkulacji. Zresztą, sam muszę pomyśleć nad strategią dla mojego wychuchanego mnicha, nie można tego odkładać w nieskończoność i liczyć na ślepy los w dniu premiery. Ech… widzimy się w Sanktuarium.

Mass Effect 3

Na linii frontu wojny ze Żniwiarzami zapanowała błoga stagnacja i strudzeni żołnierze, walczący o wolność całej galaktyki, zdążyli już zatęsknić za bitewnym zgiełkiem czy skowytem dożynanego przeciwnika. Tym bardziej, że wróg ewidentnie wodził ich za nos, robiąc ze zwiadowców i informatorów pośmiewisko całej armii, gdyż koncentracja nieprzyjacielskich oddziałów w okolicach Kolonii (kryptonim „Gamescom”) oraz Seattle (misja „PAX Prime”), okazała się nie zaczątkiem kolejnego etapu inwazji, a zwykłą zasłoną dymną. Zamiast doborowych wojsk, które miały być w posiadaniu niezwykle istotnych informacji, natrafiono jedynie na niewielkie grupki zindoktrynowanych fanatyków, mających tyle zdrowego rozsądku, co marionetka i wiedzieli niewiele więcej. Ot, wyciągnięto z nich jedynie kilka zdjęć czy parę plotek, będących raczej myśleniem życzeniowym niż pełnokrwistymi faktami – coś takiego nie mogło zainteresować wywiadu, który był wiecznie spragniony wiedzy.

mass effect 3

Na dodatek ministerstwo propagandy BioWare, które czuje widoczną miętę do kosmicznych najeźdźców, zamiast wziąć się za konkrety i podnieść morale dziarskich żołnierzy, zajęło się farsą związaną z kolorem włosów komandor Shepard. Nie dość, że z ciekawego pomysłu zrobiono kompletną żenadę, to jeszcze wzbudzono ferment wśród obrońców galaktyki – jakby mało było sporów i karczemnych burd w kwestii, czy Shepard była kobietą.

Kiedy sztab zastanawiał się, co począć z nudą i stopniową demobilizacją wojsk, do bunkra wpadł zadyszany kurier z dyplomatyczną depeszą o klauzuli najwyższej tajności. Rozkazów nie było w niej wiele, tak samo jak wyczerpujących danych, ale mogły się one okazać niezbędnym impulsem wyrywającym rozleniwionych bojowników o ludzkość z nienaturalnego zastoju. Więcej szczegółów znajdziecie jak zwykle w rozwinięciu.

Gra o tron

George R. R. Martin miał zawrzeć pakt z samym diabłem? Choć moja ochrzczona dusza wzdryga się na samą myśl o tym, że Todd Howard i Pete Hines zyskaliby władzę nad wirtualnym Westeros, to ta propozycja wydaje mi się niespotykanie słodka. Mojej skromnej osobie trudno jest ukryć fakt, że z ideologią Bethesdy nie jest jej po drodze. Należę do jednych z tych ludzi, którzy uważają, że po sukcesie „Morrowinda” panowie strasznie zbłądzili, marnując swój bezcenny talent, pozwalający im stworzyć klasyczne oraz pełnokrwiste cRPG, na rzecz miniaturowych portretów Benjamina Franklina. Poza tym studio za mocno zasmakowało w marketingu o szemranej reputacji – potrafią znakomicie kreślić piękne wizje i wzbudzić pewne nadzieje w hardcorowych fanach, a gdy przychodzi czas premiery wszystko okazuje się finezyjnym odbieganiem od prawdy. Takimi postawami szczerze gardzę. Patrząc z tej perspektywy, uważałbym oddanie jednego z moich ukochanych światów w ich ręce za świętokradztwo i herezję, za którą powinno się iść na stos. Jednakowoż…

gra o tron, jaime lannister

Cóż, kilkakrotnie dzieliłem się swoimi obawami związanymi z faktem, iż to studio Cyanide otrzymało prawa do marki „Gry o tron”. Broń Boże, nie posądzam ich o podobne praktyki! Jestem przekonany, że Francuzi się przykładają, a próba mariażu Westeros z mechaniką klasycznych cRPG zasługuje w tych czasach na gromkie oklaski. Niestety, dobre chęci i ambicja w tej branży nie wystarczą. Potrzebne są określone zdolności, doświadczenie, nowoczesne technologie, pieniądze czy odpowiednie kontakty, a pod tym względem firma ewidentnie kuleje, w efekcie czego podchodzę do projektu „A Game of Thrones cRPG” dość sceptycznie.

Deus Ex: Bunt Ludzkości

Angry Joe kontra Adam Jensen

Dodał: , · Komentarzy: 1

Niby „Bunt Ludzkości” został oceniony praktycznie ze wszystkich stron, my wystawiliśmy mu już odpowiednią laurkę jakiś czas temu, ale w tej nawałnicy entuzjazmu i innych pozytywnych reakcji nie mogło zabraknąć głosu jednego z największych krytyków branży gier – Angry Joe. Facet jak zawsze podszedł do sprawy niezwykle profesjonalnie i bezbłędnie wypunktował przygody Adama Jensena, okraszając swoją „wściekłą recenzję” nutką zdrowego szaleństwa. Nie było mowy o żadnych kompromisach, w końcu chodziło o prequel kultowej marki (a te zazwyczaj są kiepskie), a gdzieś w tle majaczyła korporacja Square Enix, która nigdy nie wzdrygała się przed dojeniem swojej własności.

angry joe, deus ex: bunt ludzkości, wściekła recenzja

Jeżeli nadal zastanawiacie się, czy warto zainwestować swoje oszczędności na „Deus Ex: Bunt Ludzkości”, to gorąco polecam recenzję, którą znajdziecie w rozszerzeniu. Choć pod względem humoru jest dość dyskusyjna (nie jest tak zabawna jak inne pozycje w bibliotece tego krytyka), to pod względem merytorycznym absolutnie niczego jej nie brakuje. Joe kolejny raz potwierdził, że w kwestii rzetelności jego marka jest wciąż nieskazitelna i za to mu chwała.

Fallout: New Vegas

Ech… Ci pasjonaci! Nie dość, że łatają gry za samych twórców, tworzą modyfikacje lepsze od płatnych DLC i majstrują gadżety, które istniały dotąd tylko w wyobraźni projektantów, to jeszcze kręcą seriale, które śmiało można byłoby puścić w telewizji o najlepszej porze antenowej. Totalne świrusy, ale za to ich w końcu kochamy, nieprawdaż?

Nie da się ukryć, że pozytywne zakręcenie to podstawa i nie od dziś wiadomo, iż fanatyczni pasjonaci danego uniwersum potrafią zawstydzić profesjonalne firmy, trzepiące ogromną kasę z produktów przeznaczonych dla fanów wirtualnej rozrywki. Nie potrzeba ogromnego budżetu, drogiego sprzętu czy wielkich nazwisk, aby stworzyć rzecz, która wzbudzi uznanie u jednej z najbardziej zrzędliwych i niewdzięcznych grup społecznych – graczy. Wystarczy odpowiednia determinacja, stabilny koncept, mnóstwo wolnego czasu i niewielka „iskra boża” zwana talentem. Twórcy „Fallout: Nuka Break”, Wayside Creations, posiadają większość z tych cech i szturmem podbijają serca pasjonatów kultowego postapokaliptycznego uniwersum. Nawet „zatwardziałego betonu”, który widząc logo Bethesdy pluje na monitor i pokazuje „gest Kozakiewicza”.

fallout: nuka break

Zresztą, przekonajcie się sami i zagłębcie się w perypetie Twiga (byłego mieszkańca Krypty 10), Scarlett (zbiegłej niewolnicy) oraz Bena (poczciwego ghula). Przemierzają oni pustynię Mojave w jednym celu – znalezienia perfekcyjnej, schłodzonej Nuka Coli. Szczytna idea, ale droga do niej nie jest niestety usłana różami. Choć establishment Republiki Nowej Kalifornii stara się zaprzeczyć tym faktom, to okolice Nowego Vegas wypełnione są po brzegi podłymi cwaniaczkami, rabusiami i łowcami niewolników, dybiącymi na życie nieprzygotowanych podróżnych. Już nie wspominając nawet o postnuklearnym środowisku, które zeżre i wypluje człowieka zanim ten się spostrzeże.

Czy trójce przyjaciół uda się ostudzić pragnienie korporacyjnej słodyczy? Trudno orzec, ale pierwsze dwa odcinki nastrajają dość optymistycznie do całej produkcji.

Wiedźmin 2: Zabójcy Królów

Ech… nasza swojska branżowa piaskownica nigdy się nie zmienia i choć ostatnio wymieniono piasek, odmalowano ławeczki oraz ogrodzono wszystko nowiutkim płotem, doganiając tym samym światowe standardy, to jej użytkownicy pozostali tacy sami. Jasne, w końcu wyszli z zaścianka, zaczęli ubierać się w fikuśne mundurki i starają się trzymać fason, ale nadal nie potrafią ukryć zazdrości o babki innych. Tym bardziej, jeżeli „zawistni konkurenci” wchodzą na ich kąt placu zabaw, który ponoć dawno temu sobie zajęli poprzez niepisane podwórkowe umowy (tak zwane „zaklepanie pierwszeństwa”).

polska branża gier

Otóż City Interactive zapowiedziało, że niedługo w jej zdolnych rączkach znajdzie się zupełnie nowa wersja foremki. No i się zaczęło, bo jak każdy podekscytowany młody budowniczy, nieśmiało pochwaliło się przed całym podwórkiem, iż potrafi stworzyć piaskowe dzieła sztuki porównywalne do niekwestionowanego króla osiedla w tej dziedzinie – CD Projekt RED. Na domiar złego okazało się, że do jej paczki dołączył najpopularniejszy kolega w okolicy, idol całego placu zabaw i zdobywca dziewczęcych serc – Tomasz Gop. To wszystko przelało czarę goryczy, wzbudzając oczywistą reakcje twórców piaskowego Geralta. Po kurtuazyjnym wstępie, prychnęli znamiennie na poczynania rywala, apelując, aby powrócił na ziemię i przy okazji zaznaczyli, że nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa w kwestii swojej wiedźmińskiej babki (po cichu mówi się o wychuchanym zestawie kapsli do starej rzeźby i zupełnie nowym wiaderku w 2013 roku). Całą sytuację skomentował Adam Kiciński, lider CD Projekt RED:

„Dobrze jest, aby gry robione przez polskie firmy odnosiły sukcesy na świecie. To buduje rodzimą branżę twórców gier. W tym kontekście życzę firmie City Interactive, żeby udało jej się odnieść jak największy sukces z ich pierwszą grą RPG.

Jednak warto być też realistą odnośnie oczekiwań. Gry RPG to bardzo skomplikowany gatunek. Firm, które potrafią je robić na światowym poziomie i odnosić globalne sukcesy jest kilka. Wejście do tego elitarnego grona przez City Interactive jest możliwe, ale na pewno nie będzie to proces ani łatwy, ani szybki i jest on obarczony sporym ryzykiem. Dlatego sądzę, że szansa przebicia sukcesu „Wiedźmina 2” zarówno pod względem jakościowym, jak i sprzedażowym jest niewielka.

Inne

Facebook zabija dobre tytuły RPG

Dodał: , · Komentarzy: 5

Na moją skrzynkę mailową przychodzą czasem dziwne wiadomości. Co rusz jakaś niewiasta proponuje mi spotkanie – do tego w miejscu zamieszkania, by jeszcze bardziej ułatwić mi sprawę. Jednak wybrałem tamtego wieczoru komputer, a dokładniej rzecz biorąc dzięki przypomnieniu zalogowałem się na serwis Facebook, gdyż czekały tam na mnie darmowe prezenty.

Nie ma nic złego w tym, że dotychczasowe uprawianie farmy opiera się na poziomach doświadczenia. Zbiera je nasze mniej lub bardziej kolorowe gospodarstwo a nie nasza postać o głowie tak wielkiej, że reszta wydaje się być wiotka i jakoś mniej ważna. W końcu jednak zasiadłem nad moją wyspą i odkryłem jakieś nowe zadania do wykonania. Zbieranie rozbitych butelek, uwalnianie rzekomych przyjaciół z klatki czy też zbieranie owoców. Zadania te, jakkolwiek "ciekawe", miały się okazać zwiastunem postępującej praktyki, którą mogę nazwać krótko – świństwo.

facebook, dragon age legends

Okazało się, że od jakiegoś czasu jest już gra, w stosunku do której słowo "legenda" pojawiać się będzie jedynie przy wymienianiu tytułu. Przyznam szczerze, że gdybym był fanem Dragon Age'a pozwałbym EA za ten tytuł, który wylądował obok tych wszystkich uprawianych farm czy pielęgnowanych wysepek. Ale nim doszedłem do takich wniosków, zbudowałem sobie zamek i udałem się na pierwszą walkę z moją gildią. Mówiąc krócej – zadanie opierało się na przejściu planszy z wybranymi odgórnie bohaterami, na których rozwój w zasadzie wpływu nie mam. Poczułem się jak przy Diablo.

Wczytywanie...