Zastanawialiście się może, co robi Courun, gdy nie zajmuje się eksplorowaniem świata Tamriel bądź snuciem się po ulicach Gotham? Przecież nawet wysłuchiwanie raportów od pajęczych szpiegów nie może trwć wiecznie, tak samo jak snucie lepkich sieci, w które mają wpaść nieostrożni wędrowcy, przemierzający korytarze Zamczyska. Cóż, znam odpowiedź na to pytanie! Biegając z miotaczem ognia za kilkoma wyjątkowo naprzykrzającymi się ośmionogami, natknęłam się na komnatę z dużym, białym ekranem i wygodnym fotelem naprzeciwko niego. Zajętym zresztą. Pan tego pomieszczenia nie był zaskoczony moim widokiem; wprawdzie nie w smak mu były wyraźne oznaki tego, że znów eksterminowałam jego poddanych, ale nie rozwodził się nad tym – po prostu wcisnął mi w łapy plik kartek, po czym zniknął w tajnym przejściu prowadzącym... Pojęcia nie mam, wolałam nie narażać się na kontakt z tymi paskudnymi istotami. Tak więc – zapraszam wszystkich do zapoznania się ze świeżutką recenzją filmu "X-Men: Przeszłość, która nadejdzie"!
Nie jestem może aż tak częstym bywalcem kinowych sal jakbym sobie tego życzył, jednak każdą kolejną odsłonę „X-Men” traktuję jako doskonałą wymówkę do wysupłania pieniędzy na bilet i wsadzenia tyłka do samochodu, by dotrzeć na seans. Raczej omijam trailery, nie podniecam się pierwszym zdjęciami z planu i nie obgryzam nerwowo paznokci w oczekiwaniu na premierę, jednak doskonale wiedziałem, że „Days of Future Past” wreszcie zawitało nad Wisłę...