Na skraju jutra

4 minuty czytania

Wiktul: Gdy po raz pierwszy zobaczyłem trailer "Edge of Tomorrow", na myśl przyszły mi dwa spostrzeżenia. Pierwsze – ktoś z działu promocji powinien dostać solidnie po łbie za taką – na modłę lat 80-tych – ilość spoilerów w zapowiedzi filmu. Druga – z niewiadomych przyczyn Tom Cruise od dobrych kilku lat gra ciągle w tej samej produkcji, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy, że bitwy z kosmitami i własną amnezją wygrywał już parokrotnie. Też miałeś wrażenie, że czeka Cię seans "Wojny Światów z Niepamięcią Na Skraju Jutra"?

na skraju jutra

Veron: Lepiej bym tego nie ujął. Istotnie, zasiadając do zmagań z kolejnym ufo-apo dźwięczała we mnie nutka sceptycyzmu. Poprzednie recenzowane przez nas dzieła – mówiąc delikatnie – nie zachwycały. Nazwisko wcielającego się w protagonistę aktora już dawno przestało być wyznacznikiem jakości filmu. Zachęcał utwór literacki, na bazie którego film powstał, ceniona przeze mnie Emily Blunt, znana co prawda z cokolwiek ambitniejszych produkcji, jednak z coraz większą ochotą angażująca się w wysokobudżetowych filmach ("Władcy umysłów", "Looper") oraz osoba reżysera. Co jak co, ale Doug Liman kręci solidnie energetyzujące kino.

na skraju jutra

W: Odkładając na bok urzędowe malkontenctwo, musiałem stwierdzić niechętnie, że początek filmu prezentuje się słabo. O zarysie fabuły wiemy tyle, że kosmici postanowili po raz kolejny zdemolować nam planetę, obierając za cel Europę, stwarzając Amerykanom pole do kultywowania ich ukochanego, filmowego heroizmu. Na nasze nieme pytanie o coś więcej, reżyser Doug Liman odpowiada "Skip this bullshit!", pędząc nas obok Toma Cruise'a prosto na linię frontu i lądowanie w Normandii. Czy film s-f w gwiazdorskiej obsadzie, stworzony na motywach mangi, opartej na motywach powieści, nie zasługuje na nic więcej?

V: To prawda. W porównaniu do książki zawiązanie akcji i kolejne punkty zwrotne są cholernie naiwne. Trochę odrzucił mnie też fakt, że Cage został... postarzony. I to niemal trzykrotnie (!). Głupi zabieg, mający na celu tylko to, by zatrudnić w roli głównej popularną gwiazdę. Niestety, z powieści Sakurazaki pozostał w filmie jedynie ogólny pomysł, fizjonomia obcych i nazwiska bohaterów. Trochę mało jak na pracę trzech scenarzystów, choć trzeba przyznać, że i tak udało im się obronić większość swoich pomysłów.

na skraju jutra

W: Mimo wszystko, po mniej więcej połowie godziny i pierwszym przebłysku głównej koncepcji fabuły, cała opowieść zaczęła mnie wciągać. Czy to za sprawą sprawnego montażu, dzięki któremu nie gubimy się w wydarzeniach niczym major Cage w swych kolejnych reinkarnacjach, czy też z powodu konstrukcji scenariusza, zabawa w quiz z cyklu "Ale o co chodzi?" staje się coraz przyjemniejsza. Na tyle przyjemna, by nie pozwolić na znużenie oglądaniem po raz kolejny tej samej sceny lub dialogu, zmodyfikowanych jedynie o kilka detali...

V: Doug Liman, twórca takich filmów jak "Tożsamość Bourne'a", "Pan i Pani Smith" czy "Fair Game" wie, jak utrzymać uwagę widza. Tempo rzeczywiście jest zawrotne. Siłą rzeczy powtarzane sceny za każdym razem prezentowane są z nieco odmiennego ujęcia. Reżyser ufa też inteligencji widza, stosując skróty myślowe, ale na skróty nie idąc. Wierzy, że połapiemy się w fabule i wierze tej staje się zadość. Szacuneczek. Przypomina to bowiem świetną robotę, jaką wykonał Duncan Jones przy "Kodzie nieśmiertelności". Co prawda "Na skraju jutra" daleko do tamtego filmu, niemniej nie wpada w pętle nudy. A to już coś.

na skraju jutra

W: Chciałoby się wspomnieć co nieco o wpływającej na pozytywny odbiór całości grze aktorskiej, lecz, pomimo półtorej godziny seansu, trudno jednoznacznie ją ocenić. na skraju jutra Ani Tom Cruise, ani Emily Blunt, ani nawet Brendan Gleeson nie odznaczają się w filmowej bitwie niczym szczególnym – Szalonooki Moody jest tępym gburem, ubierająca się u Prady Walkiria z powodzeniem kreuje się na zdepersonalizowaną, żołnierską heroinę, a reprezentant scjentologów w walce z resztą wszechświata, jak zwykle ostatnio, świetnie gra sam siebie. A propos scjentystów, Veron, czy i tym razem zauważyłeś jakieś podprogowe pranie mózgu?

V: Na szczęście nie. I dobrze, bo jestem przeciwny takim zabiegom. Istnieją miejsca przeznaczone do uprawiania kultu, kino takim miejscem nie jest (a bywało już niejednokrotnie). A co do występów aktorów... Emily ma jeszcze czas na wprawienie się w blockbusterach. Toma zaś wreszcie ogląda się bez poczucia zażenowania. Ale chyba powinien już pomyśleć o zmianie repertuaru...

W: Jak każda superprodukcja, "Edge of Tomorrow" ma swoje absurdy, choć szczęśliwie jest ich niewiele. Ważniejsze od nich okazują się współgrające z całością efekty specjalne, które nie powalają jak w "Incepcji" czy ostatnich "X-Menach", ale nie przeszkadzają w seansie. Uniknięto też paru pułapek banalnych rozwiązań, choć nie wiem, czy to bardziej zasługa filmowców, czy Hiroshiego Sakurazaki – autora powieści "All you need is kill". Również delikatny romans między dwojgiem głównych bohaterów, zarysowany bez dosłowności i różowości należy policzyć na plus. Koniec końców – zaczęło się słabo, rozwinęło ciekawie, a zakończyło nieźle. Półtorej godziny strzeliło jak z bicza, ludzkość przetrwała, Ameryka wygrała i wszyscy zginęli. Uwielbiam takie happy endy. 7/10.

na skraju jutra

V: Ja również. Jako żem rodowity Polak, domieszka patosu w mojej krwi przekracza ogólnoświatową średnią i choć amerykańskiej nie dorównuje, to jednak "Na skraju jutra" skutecznie nią zabuzowało. To taki fantastyczny "Dzień świstaka" – bez tej głębi, ale równie zajmujący. I chyba najlepszy jak dotąd film oceniony w ramach reVieW. Tak na 6 na 10. Dzięks!

Ocena Game Exe
6.5
Ocena użytkowników
8 Średnia z 6 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Wczoraj obejrzałem i muszę przyznać, że fabuła w stylu "giń, powtórz" nasuwała mi silne skojarzenia z "Dark Souls". Pomysł mi się podobał, a sam film nawet wciągnął. Przyznaję jednak, że początek był straszny. Chaotyczne urywki mające zarysować sytuację ludzkości były zupełnie pozbawione klimatu, wolałbym już na ich miejscu półgodzinny wstęp pokazujący początek całej inwazji obcych. Ale kiedy zaczyna się właściwa historia z Tomem Cruisem, to "Na skraju jutra" prezentuje bardzo dobre tempo, sceny akcji są dynamiczne i efektowne (kobieta-wojownik mieczem siekająca kosmitów z małymi działkami w swojej zbroi robiącymi niezłe bum-bum - to jest to!), a i zadawane przez scenarzystów pytania są na tyle ciekawe, że chce się dalej brnąć. Poza tym aktorsko jest świetnie - moją uwagę skupiała szczególnie Emily Blunt. Pewnie także dlatego, że pierwszy raz widziałem ją w filmie. Do tego wątek miłosny bez zbędnych czułości prezentował się nad wyraz ciekawie.

Z wad - nie podobały mi się odpowiedzi na kłębiące mi się w łepetynie pytania. Nie ma w nich innowacyjności, nie budzą zaskoczenia. Praktycznie całość opiera się na tym, że bohater dowiaduje się coś, czego wcześniej nie wiedział i robi coś, czego wcześniej nie robił. I tak idziemy do finału, który również przyjąłem bez zdumienia. Jak na mój gust to historia jest zbyt oklepana i standardowa - z idei "Na skraju jutra" można było wykrzesać znacznie więcej. W sumie więc to tylko dobry blockbuster. 7/10
1
·
A mnie się całość oglądało nad wyraz dobrze. Sceny akcji są smacznie zrobione, całkiem sporo delikatnych elementów komediowych (przetaczanie się Cage'a pod ciężarówką - mistrzowskie!), a sama fabuła nie należy do najgłupszych. Gdy się przymknie oko na Amerykanów ratujących biedną Europę i ogólną Hollywoodzkość - można czerpać dużą przyjemność z seansu.

Zawiodły mnie sceny, w których Cruise i Blunt obijają się od skał bez egzoszkieletu i mają "lekkie rany", no ale to chyba jest wpisane w produkcje tego typu. Sami obcy też niezbyt interesujący, przypominający Matrixowych wrogów.

Ale w ogólnym rozrachunku daję 8/10 i polecam

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...