
I nie, nie chodzi o "Pillars of Eternity". Zdziwieni? Sami producenci twierdzą, że obie produkcje łączy tylko silnik. Więc na jakiej grze będzie wzorowało się najnowsze dziecko Obsidian Entertainment, w którym to nasz bohater będzie tym złym?

I nie, nie chodzi o "Pillars of Eternity". Zdziwieni? Sami producenci twierdzą, że obie produkcje łączy tylko silnik. Więc na jakiej grze będzie wzorowało się najnowsze dziecko Obsidian Entertainment, w którym to nasz bohater będzie tym złym?

W Faerunie aż huczy od plotek, przekazywanych szeptem informacji, orędzi wzywających do walki z agresorem lub opozycją. Jeszcze niedawno wszyscy spoglądali w stronę Cormyru, gdzie na włosku wisi pokój wewnątrz państwa, a zamieszki na ulicach i spory wśród szlachty każdego dnia zbliżają Leśny Kraj do wojny domowej.
Dziś jednak sprawy Cormyru wydają się błahostką wobec niewypowiedzianego konfliktu pomiędzy interesami Skraju i Amn.


Studio MercurySteam, odpowiedzialne między innymi za grę "Castlevania: Lords of Shadow", odświeżyło swoją stronę internetową, która stałą się swoistą zapowiedzią nowej produkcji firmy. Z wcześniejszych doniesień na temat gry wiemy tyle, że będzie to produkcja science-fiction, w której autorzy postawią na eksplorację wielu światów, walkę i bohaterów.
Teraz zaś do pakietu informacji dołączyły te, które można znaleźć na obecnym na stronie studia ekranie misji. Wiemy, że załoga statku, który widzimy na ekranie, jest w hibernacji, a także, że w grze pojawi się swego rodzaju sztuczna inteligencja zwana Matką. Czeka nas również pewna "ekspedycja".


Developerzy ze studia Iron Tower określają „The Age of Decadence” mianem turowego postapokaliptycznego RPG – a low fantasy. Gdy jeszcze doda się do tego inspirację starożytnym Rzymem można uznać, że autorzy napchali przypadkowych, fajnie brzmiących przymiotników mających przyciągnąć uwagę graczy bez oglądania się czy składniki pasują do siebie. Po kilkukrotnym przejściu gry mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że twórcy wyszli z swojego zadania obronną ręką oferując graczom spójne i interesujące uniwersum, w którym żaden z wymienionych wcześniej przymiotników nie wydaje się nie na miejscu i oddali w ręce graczy długą i wciągającą grę.

"Baldurs Gate: Siege of Dragonspear" to produkcja ważna dla studia Overhaul Games. Dzięki niej mogą dowieść, że nie są tylko gośćmi od pucowania starych gier, ale studiem potrafiącym stworzyć własny produkt, który w niczym nie ustępuje innym hitom gatunku cRPG – ie. Żeby nakręcić nas na kupno ich najnowszej gry podzielili się z internetem trailerem. Co się w nim znajduje? Streszczenie fabuły pierwszej części, dwóch tajemniczych ważniaków dyskutujących o fabule gry i parę innych ciekawych wydarzeń. Film znajdziecie w rozwinięciu newsa.

Tytułowy Prorok próbował wpłynąć na wyniki, stąd z lekkim opóźnieniem publikujemy miana osób, którym udało się odpowiedzieć na nasze trzy proste pytania.
Przypomnijmy, że do wygrania były cztery egzemplarze tomu kończącego trylogię Richarda A. Knaaka, w której poznaliśmy losy niejakiego Uldyzjana. Fani serii bez problemu odgadli, iż człowiek ten pochodził z wioski Seram. Nie byl co prawda tak silny jak pierwsi z nefalemów, czyli Starożytni, ale zniszczył kult Diablo, znanego w kościele Trójcy pod imieniem Dialon.
Po jednym egzemplarzu książki od nas otrzymają:
Zwycięzcom gratulujemy, zaś pozostałych zapraszamy do udziału w kolejnych konkursach. Powodzenia!


"Niezgodna" zapoczątkowała kolejną już serię filmów młodzieżowych osadzonych w mniej lub bardziej dystopijnych rzeczywistościach, jak na przykład "Igrzyska śmierci" czy "Więzień labiryntu". Pierwsza część nie obfitowała w świeże pomysły ani nie wykazała się wywrotowym podejściem do tematu. W gruncie rzeczy, jakbym miał ją porównać z wymienionymi wyżej produkcjami, uszeregowałbym ją na trzecim miejscu. Niemniej jednak podczas seansu bawiłem się całkiem nieźle i nie żałowałem poświęconego czasu. Bez jakichś wygórowanych oczekiwań sięgnąłem również po kontynuację – "Zbuntowaną". Niestety sequel okazał się sztandarowym wzorem dla kogoś, kto chciałby stworzyć najgorszy filmowy ciąg dalszy opowieści, jaki kiedykolwiek powstał. Gdyby wyciąć "Zbuntowaną" i od "Niezgodnej" przejść od razu do "Wiernej", nikt by się nie zorientował, że czegoś brakuje. Wszyscy antybohaterowie, z Jeanine Matthews na czele, przeżyli w pierwszej części tylko po to, aby denerwować protagonistów, a później zostać przez nich zaszlachtowanymi. Przyznam szczerze, że po takim gniocie bardzo obawiałem się seansu "Wiernej" – w końcu na stołku reżyserskim ciągle zasiadał Robert Schwentke, który tak koncertowo zaprzepaścił robotę Neila Burgera przy "Niezgodnej". Czy udało mu się odkupić winy?