Seria komiksów "Rat Queens" znana jest fanom przede wszystkim z ostrego, często balansującego na granicy dobrego smaku humoru oraz ciętego języka bohaterek i ich zwariowanych przygód. Niestety tych charakterystycznych elementów tym razem zabrakło, a co gorsza, można odnieść wrażenie, że przede wszystkim nie było pomysłu na fabułę.
Czwarty tom przygód Królowych Szczurów miał być dla czytelników nowym początkiem, ponieważ autor scenariusza postanowił przekreślić wcześniejsze wydarzenia, oddzielić je grubą kreską, a Królowe wysłać ponownie do Palisady. Niestety najwyraźniej zwariowanych przygód wystarczyło tylko na poprzedni tom, gdyż podczas lektury "Wielkiego magicznego nic" wpadamy w konsternację i staramy się rozgryźć niczym podczas pisania szkolnych wypracowań: "Co autor miał na myśli...?". Główny problem polega jednak na tym, że chyba on sam nie zna odpowiedzi, bo w piątym tomie niszczy wszystko to, co stanowiło kanwę poprzedniej części.
Królowe Szczurów zaczynają znikać w niewyjaśnionych okolicznościach, co nie jest wcale największym problemem. Prawdziwa trudność polega na tym, że poza małą Betty nikt zdaje się tego nie zauważać, gdyż z chwilą zniknięcia zostają one wymazane z pamięci wszystkich innych mieszkańców Palisady, jakby nigdy nie istniały...