Dość mgliście pamiętam opowieści o greckich tyraniach, w których jednostka sprawowała pełnię władzy nie dzięki wyborowi, lecz w wyniku użycia siły. Nie mówiono mi w szkole, że nie zawsze były to osoby skupiające się jedynie na utrwalaniu własnych wpływów. Co więcej, część z nich była świetnymi przywódcami, wprowadzając kodyfikację, ulepszając armię lub nawet zyskując niezależność od macierzystej metropolii. Ten rozkwit kulturalny i gospodarczy nie będzie jednak głównym problemem naszego Stanowiciela, który dostaje za zadanie ustanowienie prawa Hegemona Kyrosa na ostatnim wolnym skrawku kontynentu. Czy ta misja ma szanse powodzenia i czy Obsidian stworzył grę godną najnikczemniejszego z "bohaterów"?
Nim poznamy odpowiedź, będziemy musieli stworzyć swoją postać. Kreator nie pozwala na wizualne szaleństwo, zaś małe okienka sprawiają, że w pierwszej chwili wszystko wydaje nam się do siebie podobne. Widać jednak znaczny postęp od czasów "Pillars of Etenity", czyli poprzedniej gry studia. Tam to już w ogóle liczba opcji rozkładała na łopatki. Cieszy możliwość wyboru specjalizacji, pochodzenia czy początkowych zdolności, jednak świat będziemy oglądać jedynie oczami człowieka, co już odróżnia ten tytuł od wspomnianego wcześniej poprzednika. Wielka szkoda, bo w ten sposób ginie nam możliwość zdominowania świata przez inne rasy.
Stworzenie naszego Stanowiciela (lub Stanowicielki) pozwala od razu rzucić się w wir zabawy, ale lepiej skorzystać z opcji o sympatycznej nazwie "Podbój". To jasny element całego "Tyranny", pozwalający podjąć kilka ważnych decyzji, wybrać sojusznika i niekiedy zdecydować o efektach występujących na danym terenie. W ten sposób zyskamy lub stracimy w oczach jednej z wielu frakcji, ale... ale tak naprawdę liczba dostępnych opcji nie jest tak duża, jak się na początku wydaje. Koniec końców i tak świat wygląda w podobny sposób nawet wtedy, gdy nie popieramy ostatecznie żadnej ze stron oraz koniecznie chcemy ocalić lub zniewolić jak najwięcej istnień. Także nastawienie innych osób jest co prawda różne i wypomina nam się grzeszki przeszłości, jednak ani razu nie odczułem tego, że poprzez "Podbój" zaprzepaściłem szansę na osiągnięcie wyznaczonego celu.
Pierwsze chwile konkretnej rozgrywki podobały mi się najbardziej. "Tyranny" wygląda lepiej od "Pillars of Eternity" i przybliżając obraz możemy podziwiać naprawdę ładne modele postaci czy też fajnie zaprojektowane poziomy. Doceniam zwłaszcza możliwość przedostawania się na inne poziomy za pomocą wspinaczki czy lin. Może dziwnie wygląda swego rodzaju "teleportacja" na drugą stronę, ale moja Stanowicielka miała na sobie krótką spódniczkę i pewnie zaraz twórcy musieliby tworzyć jakieś łatki, bo ktoś uchwyciłby piksel bielizny. Później niestety nie jest już tak różowo, bo kolejne mapy są dość pustawe, zaś w wielkich twierdzach napotykamy raptem kilkunastu wojowników, podczas gdy mówi się o wielkich armiach. Te wszystkie miasta przypominają siedzibę rodu D'Arnise ze stareńkiego "Baldura" i aż dziw bierze, że od tamtej pory architektura obronna nie drgnęła ani trochę. Nawet zdobyte wieże są strasznie ciasne i pozwalają na rozwinięcie jednego ulepszenia, przez co latamy po całej mapie jak oszalali.
Sensowny samouczek przedstawia podstawowe założenia i chociaż nie jest to element wykonany wzorowo, to jednak nawet dla nowicjuszy będzie pomocnym narzędziem. Co więcej, Obsidian pozwala wybrać poziom trudności dla maniaków fabuły, gdzie walki są dużo prostsze i zginąć można jedynie poprzez nieuwagę. Szybko trafiamy w wir wydarzeń, gdzie traktuje się nas z należnym szacunkiem. W końcu Stanowiciel Tunona to nie jakiś tam pachołek – przynajmniej do momentu wyjawienia celu naszej wizyty i czasu, jaki pozostał do wypełnienia edyktu.
Nie musiałem też długo czekać na możliwość przyłączenia jednego z towarzyszy. Nie ma ich zbyt wielu, ale każdy posiada własną historię do opowiedzenia i przedstawia swój punkt widzenia. Miło się tego słucha nie tylko poprzez rozbudowany system dialogów, gdzie wizerunki rozmówcy często dopasowują się do wypowiadanych kwestii, ale także dzięki temu, że głosy nagrano przyzwoicie i w naszym kraju nikt nie podjął się próby dubbingu. Mimo wszystko czuć tutaj próbę stworzenia postaci wzorowanych na znamienitych przodkach (a'la "Planescape: Torment"), jednak zabrakło mi tego "czegoś". Obsidian w pierwszych godzinach gry pozwala zdobyć ich zaufanie (lub bojaźń, czyli dziwny przejaw niemocy tłumaczących ten tytuł), jednak później praktycznie niewiele da się w tej kwestii zmienić. Trochę jakby o nich zapomniano, zaś brak własnych zadań pobocznych tylko to uczucie pogłębia. Dobrze chociaż, że często biorą udział w dialogach, jednak im dalej zajdziemy w grze, tym mniejsza jest ich aktywność.
Nie oglądając się na kompanów, zabrałem się za wątek główny. Całość została podzielona na rozdziały, jednak szybko odkryłem, że "Tyranny" to tytuł dość liniowy i jedynie postęp w zadaniu głównym pozwala na odkrycie kolejnych lokacji. Cóż z tego, że docieram do miasta, kiedy dany NPC nie zleci zadania tak długo, jak dla jego kolegi nie wykonam prostego zlecenia. Prowadziło to do kuriozalnych sytuacji, gdy quest pojawiał się na zablokowanych lokacjach, bo mój Stanowiciel dotarł już do kolejnego rozdziału i nikt nie pomyślał, że powinien wrócić do wioski po dodatkowe Punkty Doświadczenia. Żal nie jest zbyt długi, bo te poboczne aktywności są niestety nieciekawe i w większości przypadków zakładają wizytę w wiosce, zabiciu paru wojaków i powrót w celu oznajmienia zwycięstwa. Co prawdą pojawiają się też chlubne wyjątki, ale jedynie potwierdzają smutną regułę.
Warto jednak zaczepiać każdego z własnym imieniem, bo wtedy odkrywamy całkiem dobre dialogi ze świetnym rozwiązaniem w postaci hipertekstowych przypisów. Dzięki nim pewne terminy są podświetlone i najeżdżając kursorem czytamy krótki opis z wyjaśnieniem. Na samym początku każdy używa rożnych terminów, ale Obsidian wyciąga pomocną dłoń bez potrzeby wertowania dziennika. Co ciekawe, w ten sposób możemy dobyć coś na wzór "rozmowy" z Głosami Nerata, czyli archontem, który potrafi czytać w myślach. To jakby dwie niezależne konwersacje w tym samym czasie i muszę przyznać, że byłem naprawdę zaintrygowany tym, jak bardzo mi tego elementu w grach brakowało.
Czasem jednak i dobra gadka nie pomoże, więc trzeba sięgnąć za broń. Walka w turach jest nawet dość płynna, zaś ograniczenie liczebności drużyny do czterech osób sprawia, że starcia trwają krócej, łatwiej można rozdzielić komendy pomiędzy mniejszą ilość osób. Sztuczna inteligencja radzi sobie dobrze, ale to zasługa kiepskiego wykonania tego elementu, bowiem wróg często lał mojego pancernego Barika, podczas gdy bezbronna Eb spokojnie rzucała sobie czary z drugiego rzędu. Wystarczyło ją dopaść i szybko przenieść swoją uwagę na leczącego Landry'ego, by zmusić gracza do rejterady lub sięgnięcia po alternatywne rozwiązania. Mimo to postacie często korzystały ze zdolności, zaś możliwość łączenia efektów przy współdziałaniu dwóch osób niekiedy ratowały skórę. To wszystko jednak prowadzi do tego, że potyczki szybko się nudzą i wyglądają w ten sam sposób. Trochę inaczej będzie w przypadku walk z bossami, jednak nawet wtedy zwykłe klikanie sprawia się niepokojąco dobrze.
Zrezygnowano z typowego awansowania w postaci masowego zabijania wciąż odradzających się wrogów. Wzorem serii "The Elder Scrolls", "Tyranny" rozwija te cechy, które biorą aktywny udział w walce lub interakcji. Jeśli walczymy mieczem, to logiczne, że będziemy w tej dziedzinie coraz lepsi. Szkoda tylko, że wiele cech można rozwinąć w dużej mierze u nauczycieli w jednej z wież, więc odpada celowe wykonywanie zadań dla jakiegoś NPC'a, który w zamian zaoferuje swoją cenną wiedzę.
Wybicie danej frakcji sprawi, że jej rywale będą nas nosić na rękach, dzięki czemu odkrywamy rozbudowany system reputacji. Tym razem nie będą to dziękczynne pokłony za uratowanie przed szabrownikami czy też zażegnanie głodu, jednak warto dobrze rozważyć pewne zachowania, bowiem wysoki wskaźnik poparcia u danej grupy pozwala na dodatkowe opcje w dialogach i czasem unikniemy kolejnej walki. Co więcej, zdobywanie kolejnych "poziomów" odblokowuje pewne zdolności w walce, jak też sprawia, że dany teren trafia pod opiekę naszego sojusznika. Obsidian udanie realizuje pomysł, który miał trafić do trzeciej odsłony sagi "Baldur's Gate", jednak nie wszystko zostało do końca przemyślane. Zdarza się, że posiadamy identyczny poziom zadowolenia oraz gniewu w danej grupie i chociaż powinno się traktować nas obojętnie, to jednak gra "pamiętała", że wcześniej byliśmy wierni, a więc będzie się nas witać z otwartymi ramionami. A może wystarczyło dać proste zadanie w stylu "zabij oddział naszych wrogów", by dany poziom obniżyć? Takiej opcji niestety nie ma i już raz zdobytego "postępu" w żaden sposób nie da się cofnąć.
Osobny akapit należy poświęcić możliwości tworzenia czarów, który ogranicza się do dwóch kliknięć. Ta pozorna prostota sprawiła, że nowe zaklęcia powstają bez niepotrzebnego zgrzytu i można je przypisać praktycznie do każdej postaci. W końcu szczypta magii może przydać się każdemu. Wystarczy niemal dowolnie modyfikować rdzeń odpowiednimi wyrażeniami, z których wiele rozsiano po świecie gry. Można nimi żonglować niemal dowolnie, wciąż odkrywając nowe efekty.
W końcu jednak docieramy do ostatniego rozdziału i... nagle oglądamy listę autorów gry. Ta niespodzianka uderza nas prosto w twarz i nie jesteśmy na nią przygotowani, bo spodziewamy się dodatkowych godzin zabawy. Przecież widzimy, że powinniśmy odkryć dodatkowe wieże, jak też nagle stajemy się wszechpotężni i bez trudu niszczymy całe krainy. Ten wzrost potęgi i następujące po nim zakończenie pozostawia po sobie niedosyt, potęgowany przez podsumowujące nasze dokonania filmiki. Szybko odniosłem wrażenie, że "Tyranny" i tak od początku dążyło do narzucenia mi pewnego rozwiązania i zdefiniowało los Terasów na długo przed tym, jak moja skromnie odziana postać postanowiła zdradzić imię swojego mocodawcy. Wygląda na to, że prawdziwa wojna rozegra się dopiero w dodatku lub kolejnej odsłonie serii, ale wtedy należy postawić sobie pytanie, czy zakup recenzowanego tytułu będzie aby dobrą inwestycją.
Finalnie jednak należy rozliczyć się z okresem władzy tyrana i wydać sprawiedliwy osąd. Gra przedstawia nam ciekawą wizję zła, oferując możliwość zabawy w krainie, gdzie nikt nie postrzega nas w roli wybawcy. Pierwsze godziny wciągają tak mocno, że szybko zapominamy o innych tytułach i staramy się zdążyć z wykonaniem edyktu. Niestety, kolejne godziny ujawniają nam ciekawie napisanych, jednak wcale nie zapadających w pamięć towarzyszy, ciasne i wyludnione mapy, jak też nudne walki i nie do końca przemyślany system reputacji. Odkrywamy, że zło jest dość liniowe i prowadzi do niesatysfakcjonującego zakończenia. "Tyranny" jest niewątpliwie postępem w stosunku do "Pillars of Eternity", jednak wydaje mi się, że Obsidian chciał tutaj przetestować pewne mechanizmy, które pewnie znajdą się podczas naszej ponownej wizyty w Eorze.
Plusy
- świat, w którym zatriumfowała siła
- świetny system dialogów i hipertekstowych przypisów
- tworzenie czarów
- system reputacji
- ładna grafika i animacje czarów
- opcja "Podboju"
Minusy
- nudne walki
- liniowość
- mało wyraziści członkowie drużyny
- ciasne i puste mapy
- blokowanie dostępu do niektórych lokacji
- pozorne poczucie mnogości opcji
- niesatysfakcjonujące zakończenie
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz