
Obejrzałem właśnie pewien film w łódzkiej „Manufakturze” i mam ochotę komuś porządnie przyłożyć. Ach, szkoda, że nie szkolą już hoplitów, niemal nie da się też znaleźć kogoś, kto wykuje mi dobry miecz... I chociaż nie tak powinna rozpoczynać się recenzja „Wonder Woman”, to muszę przyznać, że kobieca ręka oraz niezaprzeczalna uroda głównej bohaterki sprawiły mi sporo problemów przy ocenie końcowej.

Kłopoty wynikają z samej koncepcji filmu, gdzie główną postacią jest kobieta. Do tej pory byli to dzielni superbohaterowie, którzy ratowali świat także po to, by niewiasty niemal padały z zachwytu i chciały jak najszybciej przysłużyć się swojemu wybawcy. Jest to także pierwsza poważna wizyta Wonder Woman na dużym ekranie, bo jej epizodyczna rola w „Świcie sprawiedliwości” to tylko taka przymiarka, gdzie jedynie zaserwowano deser bez możliwości skosztowania głównego dania.