

W zalewie superbohaterskich, często powielających klisze i stawiających na efektowne sceny komiksów warto powrócić do klasyki gatunku. Na takie miano zdecydowanie zasłużył "Batman: Mroczne zwycięstwo".
Zacznijmy od tego, że komiks Jepha Loeba i Tima Sale'a bardzo trudno czytać bez znajomości poprzednika, czyli wyróżnionego nagrodą Eisnera "Długiego Halloween". Na kartach tej historii śledzimy drugi i trzeci rok działalności Nietoperza oraz triumwiratu z Jamesem Gordonem i Harveyem Dentem. Gotham rządzą rodziny mafijne, na czele z Carminem "Rzymianinem" Falcone'em i marzącym o stanięciu na szczycie przestępczego światka Salem "Bossem" Maronim. Jeśli lektura "Długiego Halloween" jest wciąż przed wami, to lepiej wstrzymajcie się z sięganiem po "Mroczne zwycięstwo", ponieważ Loeb kontynuuje wątki z poprzedniego utworu, wykorzystując przy tym znane już postacie i łączące ich stosunki. Przez to struktura półświatka Gotham i motywacje bohaterów będą niezrozumiałe dla nowego czytelnika, mimo iż początkowo historia zdaje się bardzo podobna.
Na scenę ponownie wkracza seryjny morderca, z tym że teraz mamy do czynienia z osobnikiem polującym nie na gangsterów, a pełniących służbę lub będących w stanie spoczynku policjantów. W dodatku do miasta przybywa syn Rzymianina, zaś Gordon próbuje nawiązać nić współpracy z nową prokurator. A Batman? Coraz bardziej zakopuje się w swojej głowie.