Robert Downey Jr powraca po raz czwarty (licząc Avengersów), aby jako zakuty w kostium Iron Mana – Tony Stark – walczyć z terroryzmem, dbać o pokój na świecie, prowadzić błyskotliwe konwersacje, flirtować z przedstawicielkami płci pięknej i... przeżywać bóle istnienia. Mnie nie pytajcie "czemu", widać taka zmora części trzecich (tak jest, do ciebie piję Batmanie). Ad rem – Hassan' postanowił wziąć się za bary z filmem (poniekąd też z całą trylogią) stąd powstał ten całkiem zgrabny, w żadnym razie nie bałwochwalczy, wręcz przeciwnie – krytyczny, tekst. Myślę, że dlatego warto przed seansem zapoznać się z treścią Haszowej recenzji Iron Mana 3, w końcu jako fani fantastyki dobrze wiemy, że z trzecimi częściami dobrych filmów bywa doprawdy różnie.
Stan Lee to łebski gość. Nie, serio. Potrafi wziąć z pozoru coś zupełnie pospolitego i zmienić to w ciekawy, absorbujący twór. Stworzył jednego z ulubionych bohaterów mojego dzieciństwa – to przez jego pomysł codziennie po szkole siedziałem przed telewizorem i czekałem z niecierpliwością na dalsze przygody Spider-Mana, aż do momentu, w którym razem z Madame Web wyruszył przez wymiary na poszukiwanie Mary Jane, bo cholerna stacja nie wykupiła następnych sezonów serialu...