Seria Fallout już dawno przeszła do historii z powodu wspaniale opracowanego świata, w którym rozgrywa się akcja, ciekawej fabuły w każdej z części i mnogości zadań, które można było dostać od rozsianych po świecie NPC. Tyczyło się to Fallouta 1 i 2. Potem nadszedł kolejny z nich – „Fallout Tactics: Bractwo Stali” i zmienił kilka rzeczy. Niektórym osobom się te zmiany nie spodobały, natomiast inni je pokochali. Oczywistym było jednak, że nowy Fallout wprowadzi trochę zamieszania.
Producentem tej części serii jest firma Micro Forte, co stanowi już pierwszą zmianę, gdyż poprzednie części zostały wyprodukowane przez Black Isle Studios. Natomiast we wszystkich przypadkach wydawcą jest Interplay. Fallout Tactics został spolszczony i wydany przez CD Projekt.
Jak w poprzednich częściach, gra przenosi nas w niedaleką przyszłość, gdy Ziemia jest zniszczona wojną nuklearną. Pod ziemią znajdują się schrony przeciwatomowe, w których żyje garstka ludzi, a na powierzchni rozciągają się pustkowia i ruiny dawnych, niegdyś wspaniałych miast. Teraz są w nich jedynie niewielkie miasteczka, enklawy „cywilizacji”. Historia opowiedziana w Fallout Tactics: BoS ma miejsce kilkanaście lat przed wydarzeniami opowiedzianymi w Fallout 1 i 2, na terenie byłych Stanów Zjednoczonych. Naszym bohaterem jest młody rekrut Bractwa Stali, zabrany z pustkowia i wzięty na szkolenie wojskowe, po którym rozpoczynają się misje…
Gra po uruchomieniu wita nas klimatycznym intrem opowiadającym historię Bractwa Stali od wybuchu wojny. Po ustawieniu opcji w menu, bierzemy się za tworzenie postaci. Zostało nam danych kilka schematów, które możemy zmodyfikować, lecz lepszym wyjściem jest stworzenie jej od nowa. Jak w poprzednich częściach, mamy do dyspozycji kilka atrybutów, które możemy pozmieniać w ramach dostępnej ilości punktów oraz wiele umiejętności, z których trzy będą główne. Wybieramy także dwie specjalne zdolności, które mamy od urodzenia, dane osobowe i możemy zaczynać grę. Na początku oglądamy kolejny filmik, na którym widać przyjęcie nowych kadetów do Bractwa. Zaraz potem włącza nam się pierwsza misja z odprawą generała Barnakiego. Od razu widać pierwsze zmiany. Gramy drużyną i to w pełni dającą się sterować. Wszystkie postacie są odrobinę mniejsze niż w poprzednich Falloutach, a grafika dużo lepsza. Nie widać pikseli, są ładniejsze animacje ruchu i bardziej szczegółowe otoczenie. Nasz interfejs gracza właściwie się nie zmienił. Mamy tam okienko informacyjne, przyciski do menu, ekwipunku, okna postaci, mapę, dwa miejsca na bronie, po jednym dla każdej ręki, a także zmiana pozycji ze stojącej na leżącą lub w kucki. Nowością jest z pewnością zmiana trybu reagowania na obecność wrogów. Możemy włączyć tryb spokojny, w którym nasze postacie nie będą atakować nikogo, tryb obronny, gdy odpowiedzą ogniem na atak lub tryb agresywny, kiedy zaatakują wroga, gdy tylko go spostrzegą. Dodatkowo możemy ustawić, jakie muszą być procentowe szanse na sukces, by postacie zareagowały. Dlatego mogą one atakować samodzielnie wtedy, gdy mają pewną szansę, że trafią lub próbować ostrzału z daleka, gdy szanse są nikłe.
Wielką zmianą jest cała otoczka taktyczna, która jest obecna w grze, czego można było domyślić się po tytule. Obecność drużyny daje nam możliwość wymyślania różnych taktyk obrony i ataku, urządzania zasadzek lub koordynowania działań. Kolejną dużą nowością jest brak walki turowej, którą można jednakże dla potrzeby włączyć. Każda z postaci posiada swoje punkty akcji, które ładują się same. Dodatkowe zdolności mogą trochę dopomóc. Z powodu braku tur, walki są bardziej dynamiczne i efektowniejsze. Poza tym wymagają wcześniejszego przemyślenia działań, a czasami refleksu. Każdy atak ma procentową szansę na sukces w zależności od umiejętności postaci, odległości wroga i jego pozycji. Wszystkie działania wykonuje się w czasie rzeczywistym, łącznie z przeglądaniem pip-boya i ekwipunku. Za wykonanie misji, zadań pobocznych i zabijanie wrogów dostajemy doświadczenie, a wraz z nowym poziomem punkty do wydania na umiejętności, a co jakiś czas na specjalne zdolności, słynne perki, których w grze jest mnogość.
W grze mamy do dyspozycji wiele rodzajów broni, sprzętu i różnych śmieci, których można używać lub sprzedać w Bunkrze Bractwa. Od Glocka i AK-47 do Pulse Rifle’a i działka Vulcan. Każdy znajdzie coś dla siebie. Jednakże sprzedawać i kupować ekwipunek możemy jedynie w Bunkrze, do którego mamy możliwość wrócić po każdej ukończonej misji. I lepiej z niej korzystać, bo sprzętu jest zawsze sporo, a postacie mają ograniczony udźwig. Niestety modą większości gier, na początku pieniędzy mamy bardzo mało, natomiast na późniejszym etapie, pomimo ciągłych wydatków, jest ich od groma. Ale od przybytku głowa nie boli. Mamy do dyspozycji różne rodzaje pancerza, od lekkich skórzanych po wspomagane i środowiskowe, przy czym im dalej jesteśmy w grze, tym lepsze są dostępne.
Podczas wykonywania kolejnych misji, po których możemy dostać awans, co nie ukrywam daje satysfakcję, natkniemy się na kilka ras, które z czasem można przyłączać do swojej drużyny jako kadetów. Przykładem mogą być ghoule, raczej słabe, najczęściej promieniujące radioaktywnie, lecz wyjątkowo celne, jeśli chodzi o broń palną. Jedną z ciekawszych rzeczy, jakie FT: BoS odziedziczył po poprzednikach, są specjalne miejsca, w które możemy trafić wędrując po świecie. Nadają one grze klimatu, a w wielu przypadkach są pełne humoru. Jest on obecny także w niektórych jej momentach, zwłaszcza tekstach NPC. Pod tym względem BoS nie ustępuje innym Falloutom. W grze wykonuje się po kolei różnorakie misje, od ratunkowych, do zwiadowczych. Od samego początku wprowadzają one w fabułę i rozwijają ją w trakcie. Im dalej zajdziemy, tym trudniejszych przeciwników napotkamy. I znowu, jak w większości gier, w początkowych misjach będą oni trudni, lecz po kilku nie będą już wielkim wyzwaniem. Jednym z problemów Fallouta Tacticsa jest poziom trudności. Jeżeli będziemy grali na niższym lub normalnym, to gra będzie nam sprawiać trudności tylko czasami. Natomiast zwiększenie poziomu trudności zmniejsza ewidentnie szansę na trafienie w przeciwnika i zadawane obrażenia. Nie jest to dobre, gdyż strzelanie seriami do osoby, która stoi praktycznie obok ciebie z trzydziestoprocentową szansą na trafienie nie jest zabawne. Na szczęście gra nie jest bardzo łatwa i można ją przechodzić na kilka sposobów. Jeżeli ktoś chce wszędzie wbiegać, nie zwracając uwagi na obrażenia i alarmy, masakrując wrogów, to w większości przypadków nie będzie mieć problemów. Sztuką jest przechodzenie misji taktycznie, po cichu, z minimalnymi stratami i bez alarmów, co daje dużo większą frajdę.
Muzyka w grze nie jest zła, lecz nie stanowi także nic specjalnego. Jest dobrze zgrana z akcją i raczej nienarzucająca się. Dobre są za to odgłosy otoczenia, natomiast bardzo dobre głosy podłożone pod główne postacie NPC. Niektóre naprawdę zapadają w pamięć, są profesjonalnie odegrane i przyjemnie się ich słucha.
Cóż jeszcze można powiedzieć o tej grze? Jest pełna akcji, ma miejsce we wspaniale skonstruowanym świecie. W przeciwieństwie do Fallouta 1 i 2, gra się w pełni kontrolowaną drużyną, bez walki turowej. Jest całkiem długa w porównaniu do innych gier, choć jak na cRPG, to nic zachwycającego. Jest klimatyczna, miejscami zabawna i wciąga. Mnie to wystarczy. Wiele osób zapewne uważa, że nie jest to już ten stary Fallout, lecz według mnie gra naprawdę wspaniale kontynuuje serię.
Plusy
- Nowa, ładna grafika
- Pełna akcji
- Klimatyczna
- Gra drużyną
- Walka nieturowa z możliwością włączenia turowej
- Profesjonalne spolszczenie
Minusy
- Źle pomyślane poziomy trudności
- Możliwe szybkie przechodzenie misji
Komentarze
Dodaj komentarz