
James Cameron, w jednym z rozlicznych wywiadów, został zapytany o to, czy podoba mu się kierunek, w jakim podąża seria o "Obcym" oraz został poproszony o ocenę nowych pomysłów na rozwój tej marki. Legendarny reżyser i przy okazji ojciec jednego z lepszych obrazów opartych na tym uniwersum, stwierdził wprost, że nie jest pod wielkim wrażeniem obranej ścieżki, a wiele potencjalnie świeżych koncepcji było zupełnie nietrafionych i trąciło schematami rodem z horrorów klasy B. Równocześnie zaznaczył jednak, że niezależnie od poziomu obaw związanych z "Przymierzem", ma już odłożone pieniądze na bilet i będzie to dla niego seans obowiązkowy zważywszy na artystyczną klasę Ridleya Scotta. Bo zawsze będzie się od niego czegoś uczył oraz nie pozostawi go on obojętnym, nawet w momencie, gdy wspomniany filmowiec nie pokazał najwyższej formy.

Trudno o lepsze podsumowanie i piękniejszą laurkę. Choć doskonale wiemy, że klimat starego "Obcego" już nie wróci, z przedpremierowych obietnic finalnie niewiele wyjdzie, a powtórzenie tamtego sukcesu jest raczej niemożliwe, to niezależnie od tego wszystkiego zawsze rzucimy okiem na to, co upichcił Scott. Z szacunku dla wirtuoza ekranu oraz emocji (pozytywnych bądź negatywnych), które będą nami targały na długo po seansie. I tak właśnie powinna wyglądać sztuka.