

Ruiny Moskwy w 2035 roku nie są miejscem do życia. Nigdy nim nie były. Dwadzieścia dwa lata po wojnie atomowej Artem odkrywa prawdę o tym, dlaczego nie ma sygnałów radiowych spoza Moskwy i wyrusza wraz z towarzyszami pociągiem przez bezkresy Rosji w poszukiwaniu nowego domu.
Znów zanurzam się w odmęty moskiewskich tuneli metra. Któryż to raz, lecz czy po raz ostatni wraz z Artemem? Wszystko zaczęło się od wspaniałej powieści Dmitrija Głuchowskiego – "Metro 2033", której egzemplarz podpisany przez wielkiego mistrza stalkerskiej postapokaliptyki mam w swych zbiorach. Po książkach przyszła kolej na gry: rozdawane za darmo "Metro 2033", "Metro: Last Light" z wyprzedaży w dyskoncie, w końcu "Metro Exodus" w świątecznym prezencie od przyjaciółki. Temu ostatniemu tytułowi poświęcona jest niniejsza recenzja. Być może owe osobiste tło mało kogo interesuje, lecz podobne indywidualne doświadczenia z marką są silnym bodźcem, wpływającym na odbiór produktu.