„Funky Koval: Bez oddechu” to adaptacja dźwiękowa komiksu wydawanego w czasach PRL-u. Tytułowy bohater zostaje wplątany w intrygę zakrojoną na szeroką skalę i tradycyjnie ma skopać tyłki paru osiłkom. Słuchowisko jest pierwszym spotkaniem studia Sound Tropez z gatunkiem science fiction, co zapowiadało całkiem odmienne doznania niż te oferowane przez „Conana Barbarzyńcę i Królową Czarnego Wybrzeża” czy „Thorgala”.
Rozpoczyna się od sceny przesłuchania Funky'ego Kovala. Celem jest wydobycie z niego prawdziwego przebiegu wydarzeń związanego z planetą DB4. Fabuła nie jest zbyt skomplikowana (znowu...), a jej głównymi odbiorcami ewidentnie są faceci. Koval pod pewnymi względami niewiele różni się od poznanego już Cymeryjczyka czy Aegirssona. Śmiało stawia czoła niebezpieczeństwu i potrafi radzić sobie z kilkoma przeciwnikami naraz. Ponadto nie może narzekać na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej – kobiety niczym w filmach o Jamesie Bondzie są zabójczo piękne i niezbyt odporne na urok osobisty bohatera. To nie jedyne podobieństwo do brytyjskiego agenta – misje Funky'ego mają szpiegowski klimat, a on sam posiada w ekwipunku niepozorne gadżety, nie raz ratujące mu życie. Nie jest też przy tym bezmyślnym brutalem – mimo że zdecydowanie woli działanie, korzysta ze zdolności dedukcji, a jego sposób bycia cechuje elegancja i spontaniczność.
Mówiąc wprost, bohater w pojedynkę sprawia, że odbiór słuchowiska jest nad wyraz pozytywny. Przygody Kovala śledzi się z przymrużeniem oka, ale również z rosnącą ekscytacją, marząc samemu o karierze tajnego agenta czy detektywa. Szkoda tylko, że produkcja trwa bardzo krótko – zaledwie półtorej godziny, co nie pozwala na pełne wkręcenie się w historię Funky'ego. Jeśli spojrzeć jednak na scenariusz bardziej krytycznym wzrokiem, to niestety nie skrywa on wiele atrakcji. Tylko pojedyncze elementy przyczyniają się do sukcesu tytułu, którego słucha się z prawdziwą przyjemnością.
Strona techniczna „Funky'ego Kovala: Bez oddechu” budzi spore uznanie – czyli jak zawsze u Sound Tropez. Tym razem jednak dźwięki są dużo bardziej abstrakcyjne, odpowiednie dla odtworzenia atmosfery komiksu science fiction wydawanego w latach 80., czyli z (pozytywnym) posmakiem kiczu. Utwory muzyczne, skomponowane na potrzeby produkcji, łatwo wpadają w ucho i mogą się podobać. Także obsada aktorska jest rewelacyjna (chyba najlepsza spośród dotychczasowych tytułów studia). Przede wszystkim genialnie wypadają zmysłowe i namiętne głosy kobiet, pełnych seksapilu i obdarzonych niezwykłą urodą (na ile można się zorientować). Wśród nich niekwestionowanie przoduje Anna Dereszyńska wcielająca się w Brendę, jedną z ważniejszych postaci. Męska część też nie ma czego się wstydzić. Eryk Lubos idealnie wpasowuje się w rolę awanturnika, jakim jest Funky Koval. Suchy żart w pewnej scenie wypada przezabawnie głównie dzięki temu aktorowi. Wartą uwagi osobą jest również Wojciech Żołądkiewicz, grający stanowczego i żądnego odpowiedzi śledczego Jonesa. Razem z Marią Seweryn (prokurator Preston) tworzy wiarygodny duet, który próbuje jak najwięcej wyciągnąć z przesłuchiwanego bohatera.
„Funky Koval: Bez oddechu” to znakomita rozrywka na krótki czas, skierowana głównie do męskiej publiczności. Przygody tytułowego bohatera, ikony PRL-u, potrafią godziwie zapełnić wolną chwilę i z pewnością warto się nimi zainteresować. Wielbiciele słuchowisk studia Sound Tropez nie powinni być zawiedzeni pod warunkiem, że nie będzie dla nich rozczarowaniem naiwna i prosta fabuła. Atuty recenzowanej produkcji są zupełnie inne – świetny bohater na miarę Conana i Thorgala, klimat science fiction oraz perfekcyjnie odegrane kobiece postacie, których głosy potrafią uwodzić na odległość. Solidna robota!
Dziękujemy wydawnictwu Sound Tropez Studios za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz