"The Walking Dead. Tom 5 i 6" to już trzecia część pierwszej na świecie dźwiękowej adaptacji kultowego komiksu autorstwa Roberta Kirkmana, wydana przez studio Sound Tropez. Oba poprzednie krążki wyjątkowo dobrze zapisały się w mej pamięci, toteż zastanawiałem się, czy mogę spodziewać się równie pozytywnych wrażeń po tej, trwającej około 2 godziny i 40 minut, produkcji.
Głównym bohaterem tomu 5 i 6, wokół którego obraca się cała fabuła, jest sadystyczny i pozbawiony zahamowań Gubernator, przemawiający do nas głosem Janusza Chabiora. Stoi on na czele ludzi mieszkających w Woodbury – miasteczku położonym nieopodal więzienia, stanowiącego obecnie dom dla grupy Ricka. Zrządzeniem losu ta dwójka charyzmatycznych przywódców trafia na siebie – mężczyźni szybko uświadamiają sobie, że podlegający im ludzie nie będą mogli spokojnie żyć, dopóki nie uda im się wyeliminować przeciwnej strony. Cóż takiego wydarzy się za murami tej niewielkiej miejscowości? Kto wyjdzie cało z nieuniknionego starcia?
Studio Sound Tropez utrzymuje prezentowany dotąd poziom – każdy z 12 zeszytów kończy się niespodziewanie i skutecznie zachęca słuchacza do zainteresowania się kolejnym. Niemałą w tym rolę odgrywa klimatyczna muzyka, która nie tylko wprowadza nas w nastrój zdarzeń mających się niedługo rozegrać, ale i godnie wieńczy dzieło. Co ciekawe, jeśli porównać opowiadane wydarzenia z tymi znanymi z ekranu telewizora, to szybko okaże się, że losy bohaterów są totalnie wymieszane. W słuchowisku żyją ci, którzy umarli w serialu i odwrotnie. Część nie występuje wcale, inni zaś w obu produkcjach opowiadają się za różnymi stronami – absolutny miszmasz. Warto wspomnieć, że od czasu do czasu odkrywane są rozmaite smaczki tyczące się poszczególnych postaci, dodające całości kolorytu.
Nie ukrywam, że byłem niezmiernie ciekaw, jak w roli Gubernatora sprawdzi się Janusz Chabior. Pierwsze wrażenie nie zwaliło mnie z nóg, gdyż brzmiał niemal tak, jak jakiś program komputerowy. Kiedy jednak wsłuchałem się na dobre, dałem się mu uwieść i śmiało mogę stwierdzić, że wyjątkowo dobrze wczuł się w rolę tego sadystycznego wariata. Marcin Przybylski (Glenn) wciąż mnie zachwyca, niemal idealnie odgrywając rolę swego imiennika z serialu. Nie gorzej spisuje się Sonia Bohosiewicz (Michonne) – w ciemno można rzec, że słyszymy jakąś afroamerykańską dziewczynę. Na słowa uznania zasługuje też Krzysztof Banaszyk, który perfekcyjnie prowadzi nas przez całe słuchowisko. Zdaje się, że rola narratora wybornie mu odpowiada. Jeśli miałbym wskazać najmniej odpowiadający mi głos, zdecydowałbym się na Aleksandra Brunzlowa, gdyż serialowy Carl dużo bardziej przypadł mi w odbiorze.
Zbliżając się ku końcowi muszę pozytywnie ocenić "The Walking Dead. Tom 5 i 6", gdyż niewątpliwie stanowi godną pochwały produkcję. Rozgrywające się wydarzenia są zaskakujące i sprawiają wiele frajdy, a momenty, w których akcja przyspiesza i gwałtownie rośnie głośność świetnie dobranej muzyki, są zaiste genialne. Aż dziw bierze, że można wywołać takie emocje działając wyłącznie na jeden zmysł człowieka. W związku z tym jest to obowiązkowa pozycja, z którą powinien zapoznać się każdy z szanujących się fanów "Żywych Trupów".
Dziękujemy wydawnictwu Sound Tropez Studios za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz