W weekend z 21 na 23 marca 2014 roku odbył się festiwal Pyrkon. Impreza w równej mierze dla fanów fantastyki, mangi, jak i Youtube'a, ponieważ byli autorzy książek (Kossakowska, Ćwiek, Gromyko, Grzędowicz i inni), prelekcja o Japonii oraz Wielki Panel YouTuberów (niektórzy spośród odpowiadających na pytania publiczności to: Duds, Archon, Dem). Niestety po raz kolejny sprawdza się powiedzenie, że wszystko co dobre, szybko się kończy. Żałuję, że takie wydarzenia nie mogą być dłuższe. Ale do rzeczy. Przyjechałem na miejsce dopiero w piątkowy wieczór, dlatego cieszę się, że organizatorzy zrezygnowali z opasek i imiennych baz danych. Ta zmiana skutecznie zlikwidowała Kolejkon, chociaż liczba zestawów startowych znowu była niewystarczająca. Zabrakło nawet informatorów książkowych. Oczywiście, braku dodatkowych akcesoriów w torbie nie uważam za wadę imprezy; to tylko świadczy o jej gwałtownie rosnącej popularności (z 12 tysięcy uczestników w minionym roku na 23 tysiące w obecnym).
Po znalezieniu miejsca do spania w szkole – co było nie lada wyczynem o tak późnej porze – zajrzałem na scenę, ponieważ jednym z punktów programu, który mnie zainteresował, był koncert Percivala (zarówno piątkowy, jak i sobotni). I chociaż nie było mi dane wystać do końca, świetnie było posłuchać na żywo znanych już piosenek, jak i odkryć ich nową twórczość. Natomiast drugi występ zobaczyłem już w całości, był równie zabawny, co poprzedni. Na pewno nie sposób zapomnieć słów Joanny Lacher, basistki zespołu, na temat wyjścia z koncertu i udania się do Iglicy.
Zdecydowanym walorem Pyrkonu był program. Mimo późniejszych errat, każdy dzień został wypełniony ogromną liczbą spotkań autorskich, sesji, prelekcji, konkursów i wielu, wielu innych atrakcji. Organizatorzy podzielili imprezę na wiele bloków programowych, między innymi na filmowy, anglojęzyczny, gier elektronicznych, naukowy, konkursowy oraz LARP-owy. Nowością był blok integracyjny. Został on wprowadzony, żeby wrócić do korzeni i przywołać atmosferę edycji odbywających się na Dębcu. Uczestnicy wtedy znali się z imienia, a klimat wydarzenia – bardziej niż obecnie – oparty był na koleżeństwie i towarzyskiej integracji. Przy tak ogromnej liczbie sprzedanych biletów nie ma możliwości powrotu do tamtego nastroju, chociaż klub Druga Era próbuje utrzymać ducha dawnej konwentowej imprezy. Brawa im za to, ponieważ dzięki temu młodsze pokolenia mają okazję w niewielkim stopniu poczuć, jak to drzewiej bywało.
Posłuchałem paru paneli o tłumaczeniach (od osób takich jak Marcin Mortka i Radosław Kot dowiedziałem się, co należy zrobić i gdzie się udać, żeby zostać tłumaczem, a także usłyszałem kilka anegdot na temat zmagań z obcym językiem) oraz prezentacji o najważniejszych komiksach fantastycznych (wbrew pozorom, na liście 25 tytułów nie znalazł się "Thorgal"). Spędziłem też trochę czasu przy arenie, oglądając tańce średniowieczne i naparzanie się wikingów. Mistrz miecza był po prostu niesamowity. Jeśli chodzi o elektroniczną część imprezy, miałem okazję wsiąść do kolejki i wystraszyć się braku torów (dzięki dobrodziejstwu Oculus Rifta), ale też uchylić się przed latającym dronem, krążącym nad głowami. Niestety z konwentu nie skorzystałem w stu procentach, jednak słyszałem opinie od kilku osób, że tegoroczny program nieznacznie wieje nudą. Wzięło się to z faktu, że bardzo często ludzie nie mieścili się w salach, więc musieli rezygnować z interesujących ich atrakcji. W pewnym sensie podzielam to przekonanie, jest to przysłowiowa łyżka dziegciu w beczce miodu, jaką jest konwent.
Nie można zaprzeczyć, że furorę nieustannie robiły wystawy: budowle z Lego (usłyszane od jakiegoś dorosłego uczestnika: "Mógłbym tak stać i patrzeć na ten pociąg z klocków cały dzień"), galerie rysunków, figury postaci, statków i budynków z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Jednak jeszcze więcej chętnych przyciągnęła hala przeznaczona wyłącznie dla sprzedawców. Każdego dnia, niezależnie od godziny, wszystkie stoiska były oblegane, a przechodzenie od jednego do drugiego – bardzo utrudnione.
Oczywiście nie należy zapomnieć o cosplayu. Porównując z poprzednią edycją imprezy, w tym roku widziałem mnóstwo przebranych osób, o wiele więcej niż w poprzednich latach. Dla chętnych, zwieńczeniem pracy był konkurs "Maskarada". Dostrzegłem wśród uczestników szeroki przekrój strojów: od asasynów (jedna dziewczyna połączyła kostium zabójcy z rasą Pandarian!) przez postaci z "Avengers", "Mass Effecta" oraz "Gry o Tron", a kończąc na Larze Croft i Kapitanie Polska. Nie zabrakło nawet Śmierci czy Jezusa! Mówiąc o tym ostatnim, trzeba wspomnieć o świetnej atmosferze wokół kącika post-apokaliptycznego. Na pewno chociaż kilku z Was, czytających te słowa, widziało jego taniec na masce samochodu.
Na zakończenie dodam, że kto nie był, niech żałuje. A kto był, ten wie, jak świetnie było i rozumie, dlaczego warto wrócić za rok. Ponieważ mimo tego, że są braki, niedociągnięcia, że brakuje kostki w gratisie, jest prześwietna zabawa. Parafrazując słowa pewnego bytu z twórczości Pratchetta, na pytanie – Gdzie taka zabawa się manifestuje? – odpowiem, że w Poznaniu. W krainie, gdzie koziołki wybijają rytm, a ludzie żywią się pyrami. Ja na pewno zawitam tam za rok, do czego gorąco zachęcam. Niech Moc będzie z Wami!
Komentarze
Dodaj komentarz