Pyrkon 2009 (27-29.03, Poznań)

9 minut czytania

Pyrkon 2009

Od zakończenia Pyrkonu minęło już trochę czasu (gdy piszę te słowa mamy wtorkowy wieczór), mogę więc na spokojnie opisać i podsumować całość. Impreza była, co tu dużo mówić, po prostu świetna. Warto było wygospodarować te trzy dni, żeby spotkać się ze znajomymi, obejrzeć wszystkie przygotowane atrakcje i zamienić choć kilka słów z pisarzami, których dotąd znaliśmy jedynie ze zdjęć i wywiadów. I choć nie obeszło się bez kilku wpadek, całość wspominam bardzo dobrze i z tym większą ochotą wybiorę się na kolejną edycję. Ale od początku.

Piątek

Pyrkon 2009
Tłumy przed głównym wejściem nie pozostawiały wątpliwości co do tego, gdzie odbywa się akredytacja.

Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy po przybyciu na miejsce, była gigantyczna kolejka przed budynkiem A. Sytuacja, w której kilkadziesiąt osób niecierpliwie oczekuje na akredytację, a chętnych do wejścia stale przybywa, nie należy do najprzyjemniejszych – czego niektórzy nie omieszkali zresztą odpowiednio skwitować. Na szczęście obeszło się bez deszczu, który tylko zaogniłby sytuację. I choć sama akredytacja odbywała się przy dwóch stolikach, miało się wrażenie, że wszystko stoi w miejscu. Organizatorzy nie spodziewali się widać takiego tłumu, ale też nie zareagowali odpowiednio szybko. W efekcie niektórzy dostali się na teren konwentu po kilkudziesięciu minutach (kolejka przed wejściem widoczna była jeszcze po godzinie 19:00), gdy niektóre z paneli dyskusyjnych i konkursów dawno się już zakończyły. Nie pomogła nawet druga kolejka do kolejnych stanowisk, ustawiona zdecydowanie za późno, bo po jakichś trzech godzinach. Mam nadzieję, że w przyszłości wszystko pójdzie sprawniej i obejdzie się bez tych wszystkich straconych minut i nerwów.

Otrzymawszy swój przydział w postaci przypinki, identyfikatora, opaski oraz informatora z całą masą ulotek i zakładek (za który należy się organizatorom sporo ciepłych słów), niezwłocznie udałem się do auli, gdzie kilkanaście minut później oficjalnie otwarto tegoroczną edycję Pyrkonu. Było krótko, bo i sala świeciła pustkami (większość osób wciąż czekała na zewnątrz lub jeszcze nie dojechała), więc po wyjściu zajrzałem do wspomnianego informatora, żeby zdecydować, co dalej. I tu niespodzianka – godziny poszczególnych atrakcji wraz z salami zostały tak sprytnie rozpisane, że nie było żadnego problemu ze zorientowaniem się, co, gdzie i za ile. Dodatkowo każdy punkt programu został dokładnie opisany, by nikt nie musiał wybierać niczego w ciemno. Bardzo pomocna okazała się zamieszczona na ostatnich stronach mapka, na której zaznaczono i podpisano wszystkie sale. Bez niej dotarcie do celu byłoby z pewnością o wiele trudniejsze.

Pyrkon 2009
Stoisko Barda, dzięki dogodnej lokalizacji, cieszyło się sporym zainteresowaniem.

Mijając innych konwentowiczów zrobiłem szybko kilka zdjęć dopiero co rozłożonym stoiskom (m.in. poznańskiego Barda) i porozwieszanym na korytarzach zdjęciom oraz pracom (część z nich znajdziecie w galerii), po czym szybkim, żołnierskim krokiem udałem się do... stołówki. Nie od dziś wiadomo bowiem, że z pełnym brzuchem wszystko zyskuje na atrakcyjności. Wybór ciepłych i zimnych dań oraz napojów był zadowalający – nawet dla kogoś tak wybrednego, jak ja. Cudów nie należało się oczywiście spodziewać, ale trzeba przyznać, że obsługa była bardzo miła i spisywała się na medal, a zamówione zapiekanki, kebaby i hamburgery trafiały w łapki wygłodzonych konwentowiczów zanim ci zdążyli z głodu pożreć się nawzajem. Ceny nie były na szczęście wygórowane, więc kupujących nie brakowało.

Najedzony i zadowolony, czym prędzej udałem się na górne piętra, gdzie w jednej z sal trwało już spotkanie z Marcinem Przybyłkiem. Autor "Gamedeca" ciekawie i treściwie odpowiadał na zadawane mu pytania, zachęcając przy tym słuchaczy do refleksji, a nawet rozśmieszając, przez co atmosfera była naprawdę sympatyczna. Nie miałem niestety okazji wysłuchać wszystkiego do końca, a to z powodu odbywającego się równocześnie wykładu na temat japońskiego ero biznesu, którego choć części również chciałem wysłuchać. Niestety, dostanie się do wypchanej po brzegi sali graniczyło z cudem, dlatego szybko porzuciłem ten pomysł i zszedłem do auli, gdzie toczyła się akurat dyskusja o wampirach. Tam właśnie, jednym uchem starając się wychwycić choć część padających pytań i odpowiedzi, kolejny raz wertowałem strony konwentowego informatora, zakreślając co ciekawsze punkty programu grubym markerem.

Pyrkon 2009
Jeden z ciekawszych punktów programu: wizyta szturmowców Imperium.

Jednym z atrakcyjniejszych wydarzeń tego dnia była z całą pewnością wizyta imperialnych szturmowców, Rycerzy Jedi, oficerów Imperium oraz samotnego, lecz wcale nie mniej imponującego, Tusken Ridera. Już same stroje wzbudziły spore zainteresowanie, a co dopiero mówić o całej reszcie. Kto miał szczęście w porę dostać się do wypełnionej słuchaczami sali, mógł dzięki multimedialnej prezentacji zapoznać się z elementami wyposażenia szturmowców, usłyszeć co nieco o taktyce i samej walce, a na koniec zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie lub dwa, żeby później mieć się czym pochwalić kumplom. Całość wyglądała bardzo profesjonalnie, za co należą się polskiej ekipie 501st Legion duże brawa. Wszyscy ci, którzy nie mieli okazji załapać się na prezentację, mogli podziwiać stoisko Polskiego Garnizonu jeszcze drugiego dnia konwentu.

Nie mniej ciekawa okazała się prelekcja na temat seksu, z której pierwsi chętni dyskretnie wycofywali się już na starcie, a to z powodu mylnie zinterpretowanego, jak sądzę, tematu. Nie o czystości przed ślubem była bowiem mowa, ale o wszelkich możliwych fetyszach i dewiacjach, towarzyszącym ludziom na przestrzeni lat, a nawet całych wieków. I choć niektórym słuchaczom robiło się momentami gorąco, a jeszcze innym spożyte wcześniej zapiekanki i batoniki podchodziły do gardeł, całość wypadła zaskakująco dobrze, o czym najlepiej świadczą spontaniczne, niekontrolowane wybuchy śmiechu zgromadzonych w sali uczestników.

Pyrkon 2009
Piątkowy i sobotni fireshow przyciągnęły wielu spragnionych wrażeń konwentowiczów.

Z ciekawszych rzeczy warto wspomnieć o znajdującym się nieopodal stołówki holu, który przerobiono na arenę walk dla miłośników gier bitwenych oraz fanów Munchkina, a także o zlokalizowanej obok holu sali gimnastycznej, do której całymi grupami ściągali miłośnicy MtG, a to z racji odbywającego się tam turnieju. W całym tym rozgardiaszu znalazło się nawet miejsce na stoisko z całą masą gier, figurek, starterów, tysiącami kości i dodatków do tychże. A jeśli już przy stoiskach jesteśmy, to tegoroczny Pyrkon był prawdziwym rajem dla kolekcjonerów i zakupoholików. Można było tam kupić dosłownie wszystko – od książek i mang w znajdującej się na piętrze księgarni, przez koszulki, kubki (również te pyrkonowe), czapki, przypinki, naszywki, aż po plakaty, kalendarze, gry RPG i całą masę innych gadżetów. Kupować było warto nie tylko ze względu na szeroki asortyment dostępnych tytułów, ale przede wszystkim z powodu licznych zniżek dla wszystkich konwentowiczów.

Miłośnicy planszówek już od pierwszych godzin trwania konwentu mogli się udać na drugie piętro, gdzie w specjalnie do tego przygotowanych Games Roomach na bieżąco odbywały się wieloosobowe rozgrywki. Liczba udostępnionych gier robiła wrażenie, nic więc dziwnego, że dla niektórch pokoje te stały się na czas trwania konwentu niemal drugim domem.

Pyrkon 2009
Prowadzący do stołówki hol zamieniono w prawdziwe pola bitew.

Tradycyjnie i w tym roku odbył się Festiwal Piosenki Krasnoludzkiej, na który jednak nie udało mi się już dostać, gdyż pechowo w tym właśnie momencie wyczerpały się baterie mojego kieszonkowego lightsabera, a rozpychanie się łokciami w zgromadzonym tłumie mogłoby się okazać opłakane w skutkach (dla tłumu oczywiście). Zwieńczeniem całego dnia był efektowny pokaz Firedancingu w wykonaniu poznańskiego Teatru FireFly, z którego zdjęcia znajdziecie w galerii na stronie portalu.

Sobota

Pyrkon 2009
Sobotnie spotkanie autorskie z autorem "Kłamcy" cieszyło się ogromnym zainteresowaniem.

Dzień zacząłem od szybkiego opróżnienia dwóch puszek Red Bulla i prezentacji traktującej o erotyce w uniwersum Gwiezdnych Wojen (a co sobie będę żałował). Ta, choć ciekawa i rozśmieszająca co niektórych do łez, nie zatrzymała mnie na dłużej – podobnie zresztą jak konkurs tolkienowski. Najważniejszym wydarzeniem sobotniego poranka było bowiem dwugodzinne spotkanie z autorem "Kłamcy", Jakubem Ćwiekiem, połączone dodatkowo z premierą filmu opartego na jednym z motywów książki "Liżąc ostrze". Atmosfera była przesympatyczna, a sam autor okazał się być niezłą gadułą, przez co te dwie godziny zleciały jak z bicza strzelił. Co prawda samego filmu "Hi 2, 3-6" nie udało się obejrzeć, ale myślę, że nikomu to specjalnie nie przeszkadzało. Największym zainteresowaniem i tak cieszył się sam pisarz oraz zdradzane przez niego ciekawostki dotyczące "Kłamcy".

Pokaz walk wczesnośredniowiecznych, który zaczął się dokładnie w połowie spotkania z Jakubem Ćwiekiem, był tym, na co wielu konwentowiczów czekało od samego rana. Prywatnie nie udało mi się obejrzeć piątkowej wersji, ale sobotnia nie dość, że wyglądała efektownie (latające w powietrzu drzazgi i epicko lejąca się krew zrobiły swoje), to jeszcze momentami wywoływała głośny śmiech i gromkie brawa zgromadzonych. Zdecydowanie jeden z lepszych punktów całej imprezy.

Pyrkon 2009
Na graczy MtG można się było natknąć dosłownie wszędzie.

Casting do musicalu, prowadzony przez jakby mniej już obleganego Jakuba Ćwieka, także cieszył się sporym zainteresowaniem. Wystąpiło w sumie około dziesięciu osób, zarówno płci pięknej, jak i brzydszej. Nie było łatwo, bo i sam prowadzący należy do niezwykle wymagających, ale zwycięzcy z pewnością nie pożałowali tych kilku chwil gardłowego wycia na cały korytarz.

Spotkanie z Jackiem Komudą (oraz słynny już motyw zarekwirowanego piwa) i pogadanka o "Oku Jelenia" z Andrzejem Pilipiukiem cieszyły się takim zainteresowaniem, że zarówno aula, jak i sala literacka pękały w szwach. Ci, którzy nie ustawili się w kolejce jeszcze przed rozpoczęciem całości (mowa tu o spotkaniu z Pilipiukiem), mogli zapomnieć o wejściu i szukać sobie miejsca gdzie indziej. Mając na uwadze podobne sytuacje, pomysł zmiany lokalizacji przyszłej edycji Pyrkonu wydaje się całkiem niegłupi. Pod warunkiem jednak, że nowe sale będą zdecydowanie większe. Co do treści samych spotkań, to nadmienię tylko, że autor "Oka Jelenia" opowiadał m.in. o zbieraniu materiałów do książki, wychodząc od Pana Samochodzika i Artefaktu Św. Olafa. Zapowiedział również przynajmniej osiem części cyklu, co powinno ucieszyć wszystkich fanów jego twórczości. Tyle udało mi się dowiedzieć od biorącej udział w prelekcji koleżanki.

Pyrkon 2009
Huk wystrzału z pistoletu skałkowego był tak głośny, że uruchomił alarm w jednym ze stojących nieopodal samochodów.

Sobotnie atrakcje, z koncertem harfiarki celtyckiej, organizowanym przez portal ZakazanaPlaneta.pl Wielkim Nerdowskim Konkursem Strojów, czy też maratonem horrorów tandetnych na czele, okazały się być absolutnym "must see" całej imprezy. Z sobotnią akredytacją nie było już na szczęście takich problemów, jak w dniu poprzednim, więc zainteresowani (o ile tylko odpowiednio wcześnie zjawili się w wybranej sali) nie musieli po raz kolejny pluć sobie w brodę. Sobotni wieczór to, oprócz traileromanii czy Dance Dance Revolution, także kolejny pokaz firedancingu – jak poprzednio w wykonaniu Teatru FireFly.

Niedziela

Pyrkon 2009
Słynne pędzące żółwie w akcji!

Tym, co najbardziej zapadło mi tego dnia w pamięć, były genialne zawody z Pędzącymi Żółwiami w roli głównej. Niesamowite, ile radości może dać kilka pudełek po pizzy i talia pomysłowo przygotowanych kart do gry. I choć całość trwała stosunkowo krótko, nie miałbym nic przeciwko kolejnej edycji na następnym Pyrkonie. Chętnych do gry na pewno nie trzeba będzie daleko szukać.

Trzeciego dnia dało się odczuć, że koniec konwentu jest coraz bliżej. Nie oznacza to jednak, że korytarze i sale świeciły pustkami. Większość osób (po części za sprawą słonecznej pogody, a po części ze względu na przygotowane punkty programu) zgromadziła się na dziedzińcu – najpierw przy okazji wspomnianych żółwi, a potem biorąc udział lub obserwując turniej walk na broń bezpieczną, czy też kolejny już pokaz walk wczesnośredniowiecznych. Ja sam niedzielny poranek wykorzystałem na odwiedzenie budynku B (lepiej późno, niż wcale), którego sale służyły nie tylko jako miejsca noclegowe, ale i areny licznych turniejów Warhammera 40k. Zdjęcia, tradycyjnie już, znajdziecie w galerii.

Pyrkon 2009
Pokaz walk wczesnośredniowiecznych był na tyle dynamiczny, że szybko pojawiła się pierwsza krew.

Z braku czasu nie udało mi się tego dnia zrealizować wszystkich założeń, a tym samym ominęła mnie większość atrakcji. Nie omieszkałem jednak wybrać się na pokaz aikido oraz oficjalne zakończenie Pyrkonu, na którym (pomimo świecącej pustkami sali) podziękowano konwentowiczom za uczestnictwo, podano przybliżoną liczbę wszystkich osób, jakie odwiedziły konwent w trakcie tych trzech dni, raz jeszcze przypomniano o nagrodzie za głowę osoby odpowiedzialnej za wyrwanie ze ściany sedesu (no tak, zawsze ktoś musi się wybić), a także zapewniono, że kolejna edycja będzie jeszcze lepsza i być może odbędzie się, z uwagi na olbrzymie zainteresowanie tegoroczną, już w innym miejscu.

Na temat warunków noclegowych w budynku B wypowiadać się nie będę, gdyż w trakcie tych trzech dni nocowałem poza terenem konwentu. Do moich różowiutkich uszu dotarło jednak kilka skarg na hałas i niegrzeczne, delikatnie mówiąc, zachowanie co niektórych uczestników, nadmiernie pobudzonych spożytymi w nadmiarze, wysokoprocentowymi trunkami. Nie jest to co prawda coś nowego, gdyż podobne wybryki zdarzały się i wciąż zdarzają na innych konwentach, ale stanowi sygnał dla organizatorów, że akurat ten aspekt trzeba jeszcze dopracować. Tym, co bardzo niemile mnie zaskoczyło, był brak mydła w łazienkach budynku A. Sytuacja, w której na konwent przybywa prawie trzy tysiące osób i nie ma możliwości umycia rąk w trakcie całej imprezy, nie mieści mi się w głowie. Czy aż tak wielkim problemem byłby zakup tych kilkunastu kostek i udostępnienie ich konwentowiczom? Rozumiem, że dozowników mydła w samej szkole nie było, tym bardziej jednak należało się pokusić o inne rozwiązanie. Jest to o tyle dziwne, że papieru toaletowego na ogół nie brakowało, a o samym mydle jakoś nikt nie pamiętał.

Wrażenia?

Pyrkon 2009
Oficjalne zakończenie konwentu poprzedzał efektowny pokaz aikido.

Pyrkon ma do zaoferowania naprawdę wiele – to zdążyli zauważyć już chyba wszyscy. Poznańska "Druga Era" wiedziała co robi, kolejny raz organizując tak popularną i obleganą imprezę. Mimo to kilka kwestii organizatorzy powinni jeszcze dopracować. Wspomniane problemy z akredytacją (a tym samym np. zaledwie kilkanaście osób na, wydawałoby się atrakcyjnym, konkursie wiedzy o Wiedźminie), zakłócanie ciszy nocnej w budynku B, czy nawet głupi brak mydła sprawiają, że konwent, choć ciekawy i na długo pozostający w pamięć, nie może zostać zaliczony do idealnych. Podobał mi się pomysł z opaskami, które niewątpliwie ułatwiały identyfikację konwentowiczów, ale już identyfikatory mogły być bardziej czytelne (za mało miejsca na nick czy imię – że o malutkiej czcionce nie wspomnę). Kolory jednych i drugich z założenia miały zapewne coś oznaczać (gości, media, obsługę), ale w ogólnym zamieszaniu były rozdawane jak leci, toteż nie należało się nimi sugerować. Ogromnym plusem było, podobnie jak w roku poprzednim, spore zróżnicowanie programu, ale również nazwiska zaproszonych gości, tematyczny podział sal (Gwiezdne Wojny, Manga i Anime, Konkursy, gry bitewne itd.), przez co nie trzeba ich było zmieniać co godzinę, a także atmosfera całości, dlatego już teraz nie mogę się doczekać kolejnej edycji i kolejnych atrakcji, których za rok z pewnością nie zabraknie – czego sobie i wam życzę.

Pyrkon 2009
Autograf Jakuba Ćwieka

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...