Baśniowy Gorzów – Landsbergon 2 (6) 2020

2 minuty czytania

lansbergon,gorzów

Czy trzeba tłumaczyć, że baśń jest fantastyczna? Mnie nie. A jednak Naczelny rozpisał się we wstępniaku na bite trzy strony. Rozpraszał swoje wątpliwości? Uprzedzał wątpliwości czytelników? Wykorzystał okazję by popisać się erudycją? Wszystko być może. Ładnie wyszło, ale po raz kolejny podniósł poprzeczkę. Objętość gorzowskiego magazynu fantastycznego stała i skromna (24 strony), czcionka ostatnio większa, a wstępy Naczelnego coraz dłuższe. Autorzy mają pod górkę, bo krótka forma wymaga perfekcji. Rezultat? Trzy dobre „baśniowe szorty”.

Elf w rzeźni pegazów. Cóż, w ichnim świecie są bardziej parszywe fuchy. Ofiara uniwersyteckiego mobbingu, niedoszły czeladnik krystalografii odkrywa makabryczną tajemnicę. Dobra historia (chociaż zła) i takież zakończenie. Czegoś jednak brakuje. Może strzępy wspominanej tylko, nocnej rozmowy byłyby tą brakującą kroplą emocji? Czytelnik miał być wstrząśnięty, a nie zmieszany jak rozumiem. Nie idealnie, ale Hihi Kalisiak („Pegazy”) ma barmański dryg, czuje krótką formę.

Podobny szkopuł, niedostatek czytelniczych emocji, odnajduję u Pawła Karolczuka („Pewnego razu…”). Jest apokaliptyczny świat, zniszczony przez baśniowych antagonistów. Zyskali oni swobodę działania, bo umiejętność czytania zanikła. Do tego dobrze zarysowana para bohaterów i niejednoznaczne zakończenie. Tylko, czy czytelnikowi będzie się chciało zastanawiać nad jego finezją, skoro nie został wcześniej pochłonięty przez opowiadaną historię? Intelekt nie zastąpi emocji.

Trzecia część sensacyjnej opowieści Jakuba Łukasika o gorzowskiej Wandzie trzyma poziom. Wielbiciele akcji i koszarowego dialogu znajdą coś dla siebie. Intryga się komplikuje, nabiera wagi i ujawnia zaszłości. Nowe, wyraźnie polityczne wątki powiodą autora na mieliznę? Niekoniecznie.

Polityką też można się bawić. Dowodem prosta, humorystyczna opowieść Jerzego Gaśpi. Charakter zdradza niemalże barokowy tytuł: „Krótkie opowiadanie o tym, jak to marszałek do spółki z dygnitarzami snuli sieć intrygi przeciw przyszłemu królowi”. Ani bohaterowie, ani sytuacja nie mają niby nic wspólnego z rodzima sceną. A jednak wszystko w jakiś magiczny sposób kojarzy się z legendarną skutecznością obecnej opozycji i budzi szczery uśmiech. Oklaski.

Polecam bieżący numer uwadze czytelników. Tradycyjnie już polecam LansbergON debiutantom. Nie tylko pismakom. Grafika na dobrym papierze prezentuje się wybornie. Miejsca na ładne obrazki nie żałują, pięć pełnych stron, licząc z przednią okładką. Oryginalność nie jest – paradoksalnie – mocną stroną większości grafików zajmujących się fantastyką, ale smoki Anny Kowalczewskiej można kontemplować długo.

Strona LansbergOnu, z której można legalnie i darmowo ściągnąć numer.

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...